Ciasto pomarańczowe.

Spędzanie godzin w kuchni ma swoją cenę. Czasami mogą to być włosy pachnące bekonem (naprawdę nie wierzę, że to piszę) innym razem – (jakże bardziej wolę tę wersję) i pierniczkami. Ale od początku. Kuchnię mamy wiekową, ze starymi sprzętami czekającymi na swoją olej w głosowaniu nad domowym budżetem. Nawiew (to całkiem słuszna nazwa zważywszy na efekt, jaki daje) działa tak głośno i – mam wrażenie, niezgodnie z pierwotnym swym przeznaczeniem, że osobiście go nie używam (Wy też lubicie słyszeć w kuchni swoje własne myśli?). Stąd te zapachy, nie znajdując właściwego ujścia kumulują się na mnie…

Wyskoczyłam Ci ja ostatnio po syna pierwszego na trening, tak jak stałam, prosto z kuchni, umiejscowiłam się za kierownicą i pojechałam do szkoły. Młodzian, jak zwykle, zanim dotarł do samochodu – musiał wcześniej trochę pozglądać z kumplami. A ja czekałam cierpliwie. Za to na dobry wieczór usłyszałam (i to po francusku 🙂 Jak Pani pięknie pachnie pierniczkami!

Kto by się denerwował w takiej sytuacji, że się naczekał, że w ogóle jechać musiał, a potem jeszcze nadrobić drogi w celu podwiezienia uroczego (no kto zaprzeczy?) kolegi do domu???

Ja tylko jechałam i pachniałam 🙂 taki bonus do moich robótek pierniczkowych 🙂

Choć – trzeba tu przyznać szczerze – bonusy te bywają również wątpliwe w swojej istocie – w stanie najwyższej konieczności smażę boczek na śniadanie, chłopakom moim – którzy taki posiłek cenią sobie w stopniu dla mnie niezrozumiałym. I tak jechałam dziś do pracy roztaczając w samochodzie zniewalający zapach boczku (no comments) umiejscowiony w okolicach mojej krótko ostrzyżonej przecież potylicy. Kuchnia! Czy tylko mi to przeszkadza???!

Szczęśliwie – w tym przedziwnym kotle zapachów w mojej kuchni nie zabrakło tych cytrusowych nut, które nastrajają już świątecznie (wiem, wiem – zapewne li tylko, lub – w większości tych, urodzonych w latach najpóźniej 70 ubiegłego wieku). A to za sprawą wyjątkowego ciacha, które widzicie w wyjątkowo zniechęcającym wydaniu. (No bo kto mądry idzie pobiegać – tylko na chwilę – zostawiając ciasto w piekarniku i pod nadzorem 16 latka?), w dodatku, ze źle nastawioną temperaturą (za wysoką)? Tak się składa, że do tych sprytnych inaczej to jednak ja należę… (do tych nie za szybko biegających – także)…

(Kiedy już dobiegłam do domu z lekka zziajana, choć po krótkiej przerwie na przekazanie drobiazgowej instrukcji zatopienia wykałaczki w cieście wyjmowanym z piekarnika, robiło się ciemnawo – światła nie tylko nie przegoniłam, ani też nie dogoniłam  i improwizowałam organizując sesję w 10 minut – ze skutkiem – jak widać, na załączonych zdjęciach).

Wybaczcie zatem proszę i nie dajcie się odwieść od pomysłu upieczenia go – bo wyjątkowo pyszne to ciasto, wilgotne, aromatyczne, pełne smaku… Do tego – intrygujące w przygotowaniu  i niezwykle proste. Aaa i jeszcze – bezglutenowe!

Kto dał się namówić – nie pożałuje 🙂

 

Bezglutenowe ciasto pomarańczowe (Flourless Orange & White Chocolate Cake)

Składniki:

1 duża pomarańcza bio (300 g)

4 jajka

50 g masła

200 g białej czekolady

220 g cukru (użyłam 150 g ksylitolu, a następnym razem zmniejszę te ilość do 50 g)

240 g mielonych migdałów

1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

 

Przygotowanie:

  1. Pomarańczę myjemy i w całości wkładamy do garnuszka, zalewamy wodą, tak aby ją przykrywała, doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy ogień i gotujemy do miękkości (przez około 90 minut). Po tym czasie wyjmujemy na durszlak, studzimy, osuszamy, odkrajamy końcówki, przekrajamy na pół – wyjmujemy pestki, kroimy na mniejsze cząstki, przekładamy do misy robota.
  2. Nagrzewamy piekarnik do temperatury 140/160 stopni (bez nawiewu lub z). Okrągłą foremkę o średnicy 20 cm smarujemy tłuszczem i wysypujemy mąką migdałową lub wykładamy papierem do pieczenia.
  3. Pomarańczę miksujemy do uzyskania puree. Dodajemy rozpuszczone masło i jajka. Ucieramy do uzyskania puszystej, gładkiej konsystencji.
  4. W osobnym pojemniku łączymy utartą na tarce jarzynowej czekoladę, cukier, migdały i proszek. Dodajemy mieszankę do masy jajecznej, łączymy.
  5. Ciasto przelewamy do przygotowanej foremki, wyrównujemy wierzch, pieczemy 80 minut lub do suchego patyczka. Studzimy w foremce przez 25 minut.
  6. Podajemy posypane wiórkami czekolady (pominęłam tę dodatkową słodycz).

 

 

 

Przepis pochodzi z grudniowego wydania magazynu „Food to love”.

Smacznego!

4 comments Add yours

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *