Właśnie wróciliśmy. Jeszcze nie do domu,do poukładanej rzeczywistości i rygoru codzienności. Jeszcze nie. Ale za sobą już mamy Kaszuby, Zatokę Pucką i Malbork, o których napiszę Wam za kilka dni. Jeszcze chcemy nacieszyć się obecnością rodziców, dziadków i rodzeństwa, by w końcu spakować od nowa bagaże (choć zupełnie nie wiem czy to się uda…) i wrócić na dobre. Ale jeszcze nie teraz.
Wyprawa na działkę. Siedem osób, czternaście kół napędzanych energią opalonych kończyn. Słońce nad głową, radość w sercu i uśmiech z zamkniętymi ustami. Ledwie zdążyliśmy się nacieszyć widokiem starej śliwy, jej dzieci i wnucząt i prawnucząt, zachwycić dynią i podjeść malin, niebo przywołało nas do porządku, grzmotem srogim zwróciło na sobie uwagę wszystkich. Pierwsze krople deszczu poczuła babcia. Wciąż bez popłochu, nie dowierzając jeszcze, chowaliśmy się w domku. Tam też zjedliśmy obiad przy akompaniamencie rytmicznych uderzeń deszczu. Padało konsekwentnie, momentami zaciekle i z wielką pasją. Babcia opowiadała nam o burzach swojego dzieciństwa. Zainspirowane nimi dzieciaki biegały półnagie po deszczu, rozbrykane i szczęśliwe. Pachniało pełnią lata, śliwki wirowały w powietrzu na znak kapitulacji wobec nacisków burzy. Zgromadzeni przy stole, w bliskości, w hałaśliwym deszczu, z wybuchami śmiechu, szeroko otwartymi oczami, opowieściami z dawnych czasów, chcieliśmy przeczekać tę burzę. I udało się. Zebraliśmy cierpliwe cukinie i upadłe śliwki z gorącej wciąż ziemi i ruszyliśmy w drogę powrotną. W słońcu, mile zaskoczeni humorami lata. Owoce czarnego bzu posmutniały na widok tęczy. Spragniona łąka zieleniała z radości. Wracaliśmy. W lekkim pośpiechu. A nuż, niebo zmieni zdanie? Jeden za drugim. Gąski gąski do domu. Wjechałam w każdą możliwą kałużę. Bez podrywania nóg na boki. Ścigałam się z rodzicami. Jak dziecko. Przez krótka chwilę znów nim byłam.
– Było genialnie – powiedziała córcia pierwsza.
Podczas tych naszych wakacyjnych wojaży brakowało mi ciasta i chleba domowego wypieku. Niedających zastąpić się niczym. Chleb upiekła mama na nasz przyjazd a jeśli chodzi o ciasto – czekano na mój powrót. Żebym to ja upiekla. Jeden rzut oka na śliwki wystarczył. Pobiegłam do sklepu po marcepan. Dosypywałam składników w lekkim uniesieniu, może na takim głodzie nie powinno się piec ciasta? Może wyszło trochę za? Ale właśnie takie nas zachwyciło. Intensywnie czekoladowe i słodkie, przełamane smakiem owoców. Ja wpadłam jak śliwka w kompot. Ciekawa jestem Waszych opinii. Śliwek jeszcze troche zostało, powstanie z nich drugie ciasto, lżejsze nieco, wedle nacisków części rodziny przechodzącej na dietę, które zaprezentuję, mam nadzieję, jeszcze dzisiaj.
Składniki:
200 g mąki tortowej
120 g masła
125 g drobnego cukru
150 g mielonych orzechów włoskich
4 żółtka
90 g gorzkiej czekolady
2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
kilkanaście śliwek
140 g marcepana w czekoladzie
Przygotowanie:
1. Mąkę przesiewamy na stolnicę. Dosypujemy cukier, proszek do pieczenia, orzechy włoskie i sól oraz utartą na grubej tarce czekoladę.
2. Dodajemy masło, całość siekamy nożem. Formujemy dołek, do którego wbijamy żółtka. Szybko zagniatamy, formujemy kulę, zawijamy ją w folię i wstawiamy do lodówki.
3. Śliwki myjemy, osuszamy, pozbawiamy pestek, pozostawiamy w postaci połówek.
4. Ciasto wykładamy do foremki (20×30 cm) wyłożonej wcześniej pergaminem. Na jego powierzchni układamy blisko siebie połówki śliwek (skórką do ciasta).
5. Marcepan ścieramy na tarce o grubych oczkach i posypujemy nim powierzchnię ciasta.
6. Pieczemy 30 minut w temperaturze 180°.
7. Przed podaniem lekko schładzamy.
c.d.n.
Lubię Twoje opowieści. Chciałabym kiedyś sama móc takie snuć… Kiedyś…
I ciasto które prezentujesz – mój ideał. Ciężkie, intensywne, słodkie, z owocami. Mój typ.
Uściski, Aniu!
warto było czekac na Twój powrót, piękne ciasto. smaki, myśli, słowa.
Wspaniała opowieść, aż poczułam tę burzę. A ciasto hmm…musiało być pyszne. Pozdrawiam
apetycznie… a czyta sie tak bajecznie..
Cudna opowieść 🙂 Czyta się rzeczywiście lekko i z zainteresowaniem.. super 🙂 A ciasto? Już wiem że bęzie pyszne i notuję przepis. Czekolada, śliwki, marcepan.. przecież to musi być boskie ciasto!! 😀
I ja chetnie pobiagalabym po lace w takim deszczu… Na razie jednak musi mi wystarczyc widok mojego Malego Mezczyzny taplajacego sie w kazdej napotkanje kaluzy i podnoszacego buzke do gory kiedy z nieba kapie deszcz 🙂 Kaprysne lato ma swoj urok. Tak, jak chwile spedzone z najblizszymi… A takie ciasto jest na pewno pysznym ukoronowaniem dnia 🙂
Pozdrawiam Aniu 🙂
Oliwko,
witamy w gronie sympatykow ciast intensywnych w smaku 🙂 takich samych wrazen Ci zycze, wszystkie jeszcze przed Toba, pozdrawiam Cie serdecznie,
Asiejko,
dziekuje za te slowa, i mnie jest dobrze wrocic wciaz tylko czesciowo, do internetowej rzeczywistosci, sciskam serdecznie
Paulino,
o takich burzach lepiej czytac niz je przezywac, a ciasto warto sprobowac, polecam i pozdrawiam
Aga,
momentami bylo nam bardzo bajecznie, pozdrawiam serdecznie
Milk_chocolate
napisz jak Ci smakowalo, choc moge sie zalozyc, ze bedzie, bardzo bardzo, pozdrawiam
Majeczko,
wszyscy ulegamy kaprysom i jakos uczymy sie je znosic, niektore lepiej lub gorzej. A dzieciaki odslaniajace brzuszki do placzacego nieba to widok cudny, pozdrawiam Cie serdecznie
Anna
bardzo apetycznie wygląda !
Czekolada, śliwki, marcepan… to są moje smaki. Z radością je zrobię. Ile ciepła jest w Twojej opowieści. Piękne, rodzinne chwile.
Orzechy, czekolada, śliwki, marcepan… wypowiadając te słowa pomyślałam o jednym :jesień… A przecież u Ciebie rowery i kałuże… A ja w ten deszcz wracałam od Mamy przez Twoje miasto… Popatrz, popatrz…, Dzieciaku:)
Mam wrażenie, że ja piekę ciasta zawsze na głodzie…, może gdyby było inaczej byłyby lepsze…
To ja czekam na opowieści z zatoki…i ściskam Cię najmocniej:*:*:*
Do kiedy TU,Aniu, zostajesz?
Lo,
ciesze sie bardzo, gdy udaje mi sie trafic w czyjs smak i przepis moze komus posluzyc. Dziekuje za mile slowa i pozdrawiam Cie serdecznie,
Ewelino droga,
jeszcze nie calkiem jesiennie, mam nadzieje, choc to nieuchronne juz…Musialysmy byc blisko siebie w tym samym czasie nawet o tym nie wiedzac. Napisze niedlugo, caluje
Anna
ojeju, ale czekoladowo! jak apetycznie. wspaniałe ciasto, rewelacyjnie się zapowiada ;]