Jest taka jedna kołysanka, którą uwielbiam.
„Przyszła pora kołysanek
Przyszła pora utulanek
Przyszła pora namawiania do spania, do spania…
To jest pora dobrej nocy
To jest pora ciepłych kocy
To jest pora zasypiania, zasypiania…
Kiedy kleją ci się oczy
To już mówić nie ma o czym
To już trzeba tylko spać
Płynąć w kolorowym niebie
I odpocząć ciut od siebie
Żeby rano znowu chętnie wstać
We śnie wszystko jest ciekawsze
We śnie wierzysz, że na zawsze
Tak szczęśliwie i tak dobrze może być, może być
We śnie mogą wszyscy wrócić
We śnie możesz się nie smucić
We śnie możesz jeszcze piękniej żyć”
Mogłabym ją śpiewać i śpiewać… nie tylko ze względu na melodię i szczególny sentyment do wykonawców, ile ze względu na słowa.
Czas wczesnego dziecięctwa naszych dzieci to był czas śpiewania. Tylko ta ostatnia latorośl, najmniejsza, synek drugi, jakoś zawsze przedkładała rozmowę nad śpiewanie. Pomyślałam, że jak w każdym przypadku, ma swoje zdanie i nauczyłam się je szanować, mimo że śpiewać mi się jeszcze i jemu chciało. Oj, chciało! O on – głuchy, na tę moją potrzebę…
Aż pewnego razu (całkiem niedawno) wyjechał i wrócił odmieniony. Sam zaczął śpiewać przed snem i pytać mnie o różne piosenki… To dopiero – pomyślałam! Ostatnia okazja, by wokal w
kierunku kołysanek przećwiczyć i jeszcze, choć na chwilę, powrócić do tych lat pacholęctwa tak niewinnego i pachnącego zjawiskowo.
I tak sobie teraz śpiewamy i rozmawiamy, w tej właśnie kolejności.
Kiedy więc tak obiecuję Wam jakiś przepis i potem Wy musicie na niego czekać, znak – że wyczerpana i/lub rozmarzona zasypianiem, nie znajduję sił, by zrobić coś więcej niż opublikować zapowiadające przepis zdjęcie… Wybaczcie, proszę.
Następna taka okazja nadejdzie zapewne dopiero z wnuczętami.
Przepis jest niezwykle prosty i szybki w realizacji, a smakuje obłędnie. Wystarczy upiec nasze paczuszki na chrupiąco, nie żałować tymianku, lub lawendy – jak wolicie, i podawać ku zachwytowi gości. W sam raz na ostatki, nieprawdaż?
Życzę Wam dobrego, słonecznego, pełnego przytulanek weekendu, Kochani.
Ja zaś biegnę na spotkanie z Sylwią Chutnik. Już się nie mogę doczekać!
Mm… Zjadłabym je 😛
Zapraszam do mnie http://hopeinmusichim.blogspot.com/
Śliczne paczuszi, też lubię takie proste przepisy 🙂
To mówisz, że teraz masz śpiewającego piłkarza…? Oryginalnie 🙂 . Czuję tę, Twoją radość :). Kultywuj skoro jest zainteresowanie :), później on dzieciom będzie śpiewał :).
Wiesz, że wczoraj chciałam kupić francuskie, ale nie było. Lubię takie i pamiętam, że synek młodszy Twój też lubi, po powrocie od Ciebie robiłam sobie takie paczuszki z salami 🙂
interesujący przepis 🙂 pysznie
Z kozim serem powiadasz, no to coś absolutnie dla mnie!
Cudne te paczuszki. Bardzo mi się podobają. 🙂
Pozdrawiam ciepło
Piękne pakieciki! miłej niedzieli!
Muszą być pyszne takie pakieciki i mało przy nich pracy.A twórczość Sylwii Chutnik znam,czytałam dwie jej książki.Bardzo podobał mi się "Kieszonkowy atlas kobiet",ale to jest smutna książka,która wiele zmienia w postrzeganiu takich wykluczonych ludzi.Pozdrawiam
Aniu ukochana kołysanką mojego synka jest "Lulajże Jezuniu" (niezaleznie od pory roku). Córcia to znów "Hej sokoły"- tak, tak dobrze napisałam …. śpiewane troszkę spokojniej, ale jak dla niej najlepsza. Twojej kołysanki nie znam, ale słowa piękne:) …. podobnie jak te paczuszki:)
to musi być bardzo ale to bardzo dobre połączenie smaków!
Ale pyszności;)