Sny takie jak te zdarzają się niezwykle rzadko. Mogłabym policzyć je na palcach jednej ręki. Tak intensywne, przerażające lub zachwycające, że nie umykają przed światłem dnia, pozostając w nas na długo, czasami na zawsze.
Pamiętam doskonale pierwszy z nich. Tamten moment przebudzenia. Uważnego, choć chwiejnego zejścia z piętrowego łóżka, spokój i ukojenie znalezione w ramionach rodziców. I to poczucie, które zrodziło się wtedy we snie, i które już we mnie pozostało. To może właśnie wtedy tak wiele się zmieniło, a dziecięctwo przestało smakować tak beztrosko? – Mamo? Co się stanie z nami, kiedy Wy umrzecie? Co będzie z nami? Przestaniemy być razem?
Dla przeciwwagi, jakieś 10 lat później, przydarzył mi się inny sen, dobry, niesamowity i, jestem tego pewna nawet dziś – nie z tej ziemi. Ktoś namalował na jego podstawie cudną grafikę. Tylko, dlaczego, dlaczego – pytam, musiałam wtedy, akurat wtedy, wstać do szkoły? Mamo, dlaczego mnie wtedy obudziłaś? (Znacznie łatwiej byłoby mieć pretensje do budzika).
Kolejne lata uczyły dystansu, zdrowego i zdroworozsądkowego podejścia do snów. Wiele dało się wytłumaczyć, przemyśleć, wyśmiać, zbagatelizować, jeszcze więcej zaś po prostu – zapomnieć. Po drodze pamiętam jeszcze dwa. Kiedy wydawało się, że wszystko, co złe, było snem właśnie – a nie życiem po prostu. I było znowu naprawdę pięknie – do momentu przebudzenia, gdy sen i jawa powróciły na swoje miejsca.
Wydaje się, że nie są to sny tylko moje. Wszyscy miewamy podobne. Mają w sobie cos uniwersalnego, jako odbicie naszych lęków, obaw czy pragnień.
Zdarzyło Wam się śnić jeden sen jakby to był jakiś serial? Koszmar, który powraca po jakimś czasie, dokładnie w miejscu, w którym przerwał go litościwy dźwięk budzika? To be continued… pod powieką otwierającą się na światło dnia? Zamordować kogoś? Spalic jego ciało? Uciec? I nie wiedzieć, czemu się to zrobiło? W dodatku – kogoś bardzo Ci bliskiego? (Więcej szczegółów wole nie zdradzać, sami rozumiecie)… Każdy kolejny sen zdradza więcej i przeraza bardziej i coraz trudniej po nim rozpocząć tak po prostu nowy dzień. Gdybym to ja jeszcze oglądała horrory! W życiu nie obejrzałam ani jednego w całości! Tchórz ze mnie straszny. CO począć? Stach zasnąć, a regenerować się trzeba. W dodatku wszystko tak realne – że w pierwszym odruchu po przebudzeniu chce się dzwonić do NIEJ i zapytać, co słychać, upewnić się, że się tego na pewno nie zrobiło. Kolorowe sny wariata, mówię Wam. Dystans i spokój potrzebne od zaraz. Wykupię każdy zapas.
Niewinny krem, podkręcony miętą. Całość smakuje wybornie. Polecam gorąco. Sezon na szparagi czas zacząć.
Krem szparagowy z miętowo-pietruszkowym pesto
Składniki:
Na krem: (na 4 małe porcje)
1 kg białych szparagów
1 mała cebula
sól, pieprz
½ szkl. białego wytrawnego wina
½ szkl. bulionu warzywnego
1 łyżka soku z cytryny
skórka otarta z 1 cytryny
1 żółtko
1 łyżka oliwy
2 łyżki sklarowanego masła
Na pesto:
15 g natki pietruszki (tylko liście, bez gałązek)
15 g mięty (tylko liście, bez gałązek)
2 łyżki płatków migdałowych
1 mały ząbek czosnku
1 łyżeczka soku z cytryny
skorka otarta z ½ cytryny
65 -75 ml oliwy z pierwszego tłoczenia na zimno
20 g sera (parmezan/grana padano)
sól, pieprz
Przygotowanie:
1. Przygotowujemy pesto. Natkę pietruszki i miętę dokładnie myjemy, osuszamy – najlepiej w suszarce do sałaty. Wstępnie siekamy (zależnie od mocy blendera), wrzucamy do misy z wszystkimi pozostałymi składnikami, miksujemy. Doprawiamy. Odstawiamy do lodówki.
2. Cebulę siekamy. Szklimy na 1 łyżce oliwy i 1 łyżce masła.
3. Szparagi myjemy, osuszamy, odkrajamy końcówki.* Kroimy na mniejsze kawałki. Przekładamy do cebuli. Posypujemy solą, pieprzem, skrapiamy sokiem z cytryny. Mieszamy. Zalewamy winem, odparowujemy. Dodajemy bulion, gotujemy jeszcze ok. 10 minut. Doprawiamy, dodajemy skórkę otartą z cytryny.
4. Przekładamy do misy blendera – miksujemy na gładki krem.
5. Na koniec gotowania dodajemy 1 żółtko i 1 łyżkę masła, krótko miksujemy. Podajemy z pesto.
Uwagi:
*prawidłowo powinno się odłamywać końcówki szparagów ręcznie. Pękną dokładnie w tym miejscu gdzie zaczyna się zdrewniała część końcówki szparaga. Ponieważ w tym przypadku szparagi będą dokładnie zmiksowane, możemy jedynie odkroić ok. 2 cm końcówki.
Jeżeli nie lubimy szparagów w postaci kremu, możemy równie dobrze ugotować je na parze i podać z naszym miętowym pesto, posypane płatkami parmezanu i poszetowym jajkiem.
Pychotka! :o)
Fajne połączenie smaków:) Muszę wypróbować:)
Kolejny przepis do wypróbowania 🙂 Muszę w końcu gdzieś miętę upolować 🙂
Jak byłam mała, kilka razy śniło mi się, że gonił mnie wielki pies. Za każdy razem budziłam się, gdy łapał mnie zębiskami za nogę, gdy już prawie-prawie byłam bezpieczna… Budziłam się zlana zimnym potem i długo nie potrafiłam się uspokoić. Brr…
Na cale szczesci takich snow bedac dzieckiem nie mialam… to musial byc koszmar…
Moze sobie te miete posadz? 🙂
Buziaki
Anna
Mam sny z dzieciństwa, które pamiętam do dziś i czuję TAMTEN strach… Pamiętam, że przed snem ich nie pamiętałam, a w nocy znów się działo… Mam też takie piękne, ze mogłyby się nie kończyć…
Krem zachwycający, a ja wciąż nie mogę złamać szparagów do zupy bo mi ich zwyczajnie żal… przerabiać i na różne sposoby je traktuję z jajem i bez i na surowo, ale w zupie nie skończyły jeszcze nigdy. Twoja zupa zachęcająca bardzo, a pesto mające w nazwie miętowo-… już samą nazwa zachwyca 🙂
To mamy podobnie. 🙂 Najdziwniejsze jest to, ze nigdy nie moge odtworzyc ich kolorow…
Cos w tym jest, ze niektorzy nie przepadaja za ich wersja przerobiona na krem. Ja sprobuje sobie w weekend z jajem i klasycznie – sosem holenderskim, chodzi za mna od dawna 🙂
Calusy
Anna