„Chwytam jego dłoń. Przypominam sobie o piosence, której słuchałam w taksówce. A Song for You. O tym, że rozgrywamy swoje życie na wielu scenach i patrzą na nas tysiące ludzi. A tak naprawdę chodzi o chwile, kiedy zostajemy we dwoje i śpiewamy dla siebie swoje piosenki. Kiedy jesteśmy razem i kiedy na siebie czekamy. O odłamki i zatrzymane kadry.”
Kiedy byłam nastolatką miałam taki swój wakacyjny czytelniczy rytuał. Lipiec musiałam rozpocząć ponowną lekturą wszystkich tomów „Ani z Zielonego Wzgórza”. Później zastąpiły ją książki Jonathana Carolla. Właściwie od tamtej pory już nie czytam dwa razy tej samej książki (tworzę sobie natomiast taką moją osobistą top listę na emeryturę, książek które chciałabym przeczytać kiedyś tam ponownie). Jeśli chodzi o jakieś inne jeszcze czytelnicze przykazania, którymi się kieruję, to jest jeszcze jedno z pewnością, w dodatku to pierwsze – najważniejsze – nie marnuj czasu na słabą lekturę. To co czytam, nie może pozostawić mnie obojętnej, musi zostać mi w głowie na chwilę choć, albo na dłużej, muszę przeżywać ją razem z jej bohaterami. Taka książka powinna mnie wytargać, rozmazać tusz do rzęs na policzkach, zamyślić tak, że nic do mnie nie dociera, albo sprawić, że zawalam kolejną noc, nie potrafiąc przestać czytać. Czy to będzie lektura poważna czy wakacyjna, niech będzie jakaś. Jeśli nie opowieść, to język. Jeśli nie język, to choć kilka zapadających w pamięć cytatów. Dlatego nie przepadam za podziałami na lekturę lekką i poważną. Albo coś jest warte przeczytania, albo nie. I już. Choć przyznaję, że to właśnie latem ma się ochotę na lekturę, która nastroi pozytywnie, pozwoli uwierzyć w dobro, pomoże je dostrzec albo uniesie na fali wzruszeń i uniesień. Niech sobie będzie poważna, albo opowiada o samotności, ale niech nie pozostawia człowieka bezradnym. Książki podpadające pod te wymagania zdarzyły mi się w czerwcu. Oto one.
„Histora Adeli”, Magdalena Knedler, Wydawnictwo Novae Res, 2017
Powiedziałabym, że to idealna książka na wakacje 😉 Ale zacznę inaczej – po pierwsze – brawa za okładkę. Nieprzesłodzoną, oszczędną – bo inna mogłaby mnie do książki zniechęcić. (Tak, tak – zawsze istnieje takie ryzyko). Po drugie – brawa dla autorki – za optmizm i radość, które niesie lektura książki. Całość czyta się bardzo dobrze*. I od razu chce się biec i czytać, słuchać, oglądać cytowane tytuły i muzykę towarzyszącą bohaterom (włoski jazz? jestem za!) Fajne jest to, że książka może zainspirować, w sposób absolutnie naturalny i nienachalny nakłonić do zastanowienia albo do zmiany, choćby małej. („Kiedy nie wiesz, jak pomóc sobie, zrób jedną dobrą rzecz – dla innych.” Opowieść wciąga, momentami porusza, a główna bohaterka wzbudza sympatię. No i jest miłość! Czy trzeba chcieć więcej, by nastroić się pozytywnie? Naprawdę, brawa dla autorki, że wychodzi poza ramy obyczajowości, częstując czytelnika solidną dawką inspiracji. Podsumowując „Historia Adeli” to „przyjemne, ciepłe i optymistyczne obyczajowe zaczytanie”**. Po lekturze Adeli zostaną ze mną na długo, jeśli nie na zawsze słowa – „Każdy, kogo spotykasz, toczy bitwę, o której nic nie wiesz. Bądź miły. Zawsze.”*** Polecam bardzo!
*no dobrze, na początku coś nie gra z narracją, niepotrzebnie przegadaną i miejscami sztywną, ale to tylko początek, jeśli coś takiego zdarzy się później jeszcze tu i ówdzie, to już zupełnie nie przeszkadza, tak bardzo lektura nas już pochłania…
**opinia autorki blogu bookendorfina wydała mi się tak adekwatna, że postanowiłam się nią tutaj posłużyć.
***zacytowany przez autorkę sparafrazowany przez Robina Williamsa cytat z XIX wiecznego szkockiego pisarza i teologa Iana Maclarena, w oryginale brzmi następująco: „Bądżmiły, bo każdy, kogo spotykasz, toczy ciężką bitwę.”
( słowa zacytowane we wstępie do wpisu rówinież pochodzą z ” Historii Adeli” )
„Twarz Grety di Biase”, Magdalena Knedler, Wydawnictwo Novae Res, 2018
Zacznę może tak. Kiedyś w szkole średniej polecono nam lekturę „W księżycową jasną noc”. (Tak, tak to były te szczenięce czasy, gdy czytało się Whartona…) Czytaliśmy wspólnie z cud-mężem, (jeszcze wtedy nieświadomym swojej systuacji (chyba) pretendentem ledwie do tej życiowej roli) i nic. Nuda, nic się nie dzieje (kojarzycie?). Usłyszeliśmy wtedy zapewnienie od osoby polecającej, że – i tutaj cytuję – „będzie kop, po 100 stronie”. No cóż – nie czytaliśmy więcej ani Whartona, ani książek polecanych przez naszego kolegę. Kiedy zaczęłam czytać „Twarz Grety di Biase” miałam wrażenie, że wspomniany wyżej „kop” w końcu przecież przyjdzie, męczyła mnie bowiem nieco nieporadność narracji i, znowu – niepotrzebne przegadanie wynikające chyba z potrzeby dokładnego zarysowania/wytłumaczenia sytuacji. Nie pamiętam, czy była to 100 strona, chyba nie, ale finalnie ucieszyłam się, że dałam książce szansę. Duży plus za zakończenie i jeszcze większy za malarskie inspiracje, historie i opowieści. Jeszcze większy za scenę w której bohater musi „opowiedzieć coś o sobie” – naprawdę świetna! I ostatnia uwaga – z okładki wyrzuciłabym tytułową twarz (po co taka dosłowność???) – i byłoby pięknie. To kolejna, inspirująca pozycja autorki. Uwaga! Wciąga! Polecam.
„Ona i dom, który tańczy”, Małgorzata Sobczak, Wydawnictwo Novae Res, 2017
Oj, to znowu nie był łatwy początek. Choć z zupełnie innego powodu. Nim poskładamy sobie wątki i bohaterki, mija chwila. I to jest, przyznaję, wymagające zadanie. Ale kiedy już w tę opowieść wejdziemy… porywają nas Żuławy, ich historia i ludzie. I Dom, ze swoją piękną opowieścią. Jak przystało na miłośnika realizmu magicznego, dałam się tej książce zauroczyć. Na ostatnich stronach zaś czeka niespodzianka i nie mówię tutaj wcale o zakończeniu. Przeczytajcie, naprawdę warto. (I, jeszcze, nie dajcie się zniechęcić cukierkowej okładce…)
„Urok późnego lata” tom I i II Agnieszka Janiszewska, Wydawnictwo Novae Res, 2018
Może rzeczywiście fajnie jest zostawić sobie tę lekturę na koniec lata? Wtedy może smakować lepiej? Zupełnie szczerze przyznam, że to najsłabsza moim zdaniem pozycja w tym zestawieniu. Ale to może dlatego, że zupełnie w takich klimatach książkowych nie gustuję. Nie przepadam za rodzinnymi opowieściami z tajemnicą w tle. Ciut męczyła mnie główna bohaterka i opowieść, która od pewnego momentu miała oczywiste rozwiązanie. Plus dla autorki za to, że nie chciała losów głównej bohaterki zamykać na siłę w pozytywne, hollywódzkie schematy. Z całą pewnością książka znajdzie wielu czytelników, którym jej lektura sprawi wiele przyjemności. (Tu wszystko się zgadza – okładka pasuje do treści).
Książki otrzymałam od Wydawnictwa Novae Res. Dziękuję!
cdn.
o kurcze, jestem zaskoczona wyborem lektur, na plus, ze promujesz polskie autorki 😉