Z tradycyjnym opóźnieniem, chociaż tym razem – za usprawiedliwienie mam czas świąteczny. I choć to ledwie 3 pozycje, to wszystkie one sprawiły mi ogromną czytelniczą satysfakcję. Zaś to, co już teraz odkładam na poczyt lektur kwietnia, jest naprawdę znakomite. Niezmiennie – zapraszam do lektury.
Szczepan Twardoch „Chołod”, Wydawnictwo Literackie 2022
Styl Twardocha trzeba lubić. I ja go kupuję i zapewne zawsze będę – a przynajmniej tak długo, jak pisać będzie książki tak dobre jak do tej pory. Po Chołod sięgnęłam bez wahania, przygotowana czasowo na zarwanie nocy. I dałam się ponieść najpierw opowieści alter ego autora o ucieczce na Spitsbergen, a potem pamiętnikowi Konrada Widucha. I choć niełatwe to podróże po meandrach ludzkich losów (wybaczcie proszę) to wciągają i pochłaniają. Ma Twardoch w sposobie prowadzenia opowieści, jej rytmie, języku i bezkompromisowości coś, co sprawia, że jesteś tylko opowieścią, którą czytasz. Nie ma miejsca na nic innego. Tak długo, jak czytasz. Puszcza dopiero po jakimś czasie i nigdy – ostatecznie. Jednej rzeczy nie rozumiem w Chołodzie. Po co ten powracający zwrot ku nieistniejącej czytelniczce? Doceniam gest, ale nie kupuję.
„Gdy się od życia nie oczekuje niczego, to nie sposób się rozczarować, a gdy oczekuje się najgorszego, wtedy każdy dzień, w którem najgorsze nie nadeszło, okazuje się świętem.”
Agata Tuszyńska „Żongler. Romain Gary”, Wydawnictwo Literackie 2022
Stali czytelnicy Addio wiedzą, jak wielką miłośniczką twórczości Romaina Gary jestem. Dlatego – z możliwości przyjrzenia się z bliska jego biografii, nie mogłam zrezygnować. Absolutnie genialna to opowieść o życiu pisarza. Przede wszystkim ze względu na styl Agaty Tuszyńskiej, jej pomysł na tę opowieść, splecenie jej z własnymi przeżyciami i doświadczeniami. Szczegóły warsztatu, domysły, podejrzenia, wątpliwości, którymi autorka dzieli się z czytelnikiem, czynią go wspólnikiem tej detektywistycznej roboty biografa. Poczułam się do tej roboty zaprzągnięta, ofiarowując w zamian moje zaangażowanie i na nowo przeżywałam Obietnicę poranka, która moją przygodę z twórczością Gary rozpoczęła. Dla wielbicieli Gary’ego to absolutny must.
„Skąd w nas ta nieustająca potrzeba polowania na autora? Skąd potrzeba szukania człowieka w artyście, rozebrania go do bielizny, patrzenia mu na ręce? Co nami powoduje? Dlaczego chcemy wiedzieć, kim jest w codzienności, pod osłoną nocy czy na granicy marzenia? Rządzi nami zapewne bezwstydna potrzeba przeniknięcia geniuszu. Przejrzenia go i przechytrzenia. Z czystej ciekawości, a może z chęci naśladowania? Czemu ma służyć owo lustrzane odbicie? Jakiej wiedzy o nas samych? A może to jedynie echo, krzywe zwierciadło, głuchy telefon?
Po co nam to? Ta tajemnica?
Chcemy otwarcia sekretu, jakby rzeczywiście istniał, zajrzenia pod spód lub do wnętrza, domagamy się wiedzy, kim jest! Bez względu na to, czy trzyma pióro, pędzel czy smyczek, zapisuje litery czy nuty, rozmalowuje pejzaż barw czy dźwięków…
Czy nie dość wierzymy dziełu? Czyżbyśmy sądzili, że okruchy życia zawierają jakąś pomocniczą prawdę? – pytał Julian Barnes, autor Papugi Flauberta zafascynowany Niedźwiedziem z Croisset.
Owszem. Tak sądzę. Chcemy więcej. Zajrzeć do Środka. I przejrzeć na wylot. Sięgnąć ostatniej matrioszki. Choćby okazała się twardą pestką. Szukamy obrazów zza kulis. Z kuchni tworzenia i alkowy życia. Chcemy wydrzeć autorowi jego tajemnice. Niby zaspokojeni mistrzostwem dzieła, ale nie do końca. Nie na tej płaszczyźnie, która uwalnia od pytań. Więc drążymy dalej, pragniemy rozwikłać zagadkę. Arcydzieła, losu, ich wnętrza? Ciekawi tego, kim jest żongler, który olśnił nas swoją sztuką.
Flaubert się temu sprzeciwiał. Mówił, że pisarz to „człowiek-pióro”. Twórczość miała być wedle tej definicji jedynym dorobkiem życia. Tylko literackie rachunki gotów był płacić. Nie on jeden.”
Helga Flatland „Ostatni raz”, Wydawnictwo Poznańskie 2022
Raz jeszcze zacytuję Agatę Tuszyńską z Żonglera:
„Jesteśmy pamięcią. Tym, co pamiętamy. I tym, co o nas pamiętają inni. Tak kiedyś napisałam. I jeszcze to:
Coraz częściej myślę, że bardziej jeszcze jesteśmy niepamięcią. Tym, co zapominamy. Co w geście samoobrony
wymazujemy z pamięci, wypieramy ze świadomości, omijamy w myślach. Unieważniamy, żeby było łatwiej lub lżej,
żeby nie bolało albo nie przypominało bólu.”
Cytat ten wydał mi się niezwykle trafny, a w kontekście lektury Ostatniego razu Helgi Flatlan, wymagający jeszcze uzupełnienia. Bo w świetle losów Sigrid i Anne jesteśmy także tym, czego pamiętać nie chcemy, co wypieramy, z czym nie potrafimy się pogodzić lub za co nie umiemy przeprosić.
Piękna to książka. Trudna, bo o stracie – ale napisana w sposób wyważony, delikatny. Bez chodzenia na skróty, pokrzepiania, łagodzenia, grania na emocjach. Polecam gorąco!
to be continued…