Usadawiam się we wnętrzu wielkiej poduchy na środku salonu. Po prawej ręce kubek z zieloną herbatą, na kolanach książka. I myślę – jak mi dobrze. Tak zwyczajnie, po prostu. W chwilach takich jak ta w głowie wciąż muszę przerabiać myśli tego rodzaju – masz do tego prawo, masz prawo do odpoczynku, do czasu tylko dla siebie, ze sobą, to nie jest marnotrastwo!). Przywykliśmy do ciągłej aktywności, multizadaniowości, ciągłej pogoni i pośpiechu tak bardzo, że chwila zatrzymania się powoduje wewnętrzne wyrzuty. Bo przecież wciąż jest tyle do zrobienia! Kolejne pranie, zmywarka do opróżnienia i ponownego załadowania, podłoga w kuchni…
Nieumiejętność odpoczywania uświadomiłam sobie właśnie teraz. Bo nawet kwarantannę próbuję potraktować zadaniowo. I stresuję się, że wciąż jeszcze nie zrobiłam tylu z zaplanowanych sobie na początku czynności. Zapomniałam, jak wiele zrobiłam i wszystko to, pracując zdalnie. Czy tylko ja tak wiele od siebie wymagam, zapominając o prawie do odpoczynku? Czy Wy też tak macie?
Wróć.
Siedzę sobie zatem w objęciach majestatycznej poduchy, czytam, popijając herbatę, a w kominku nadaje gołąb. (Widocznie przysiadł na kominie, który poniósł jego gruchanie wprost do salonu, gdzie wyłowiłam go ja). I wracam do celebracji. Do konfirmacji tej wyjątkowej chwili, do zwyczajnej radości odpoczywania.
Następnego dnia rano biegnę nad staw. Ulice wciąż puste i wyjeżdżone ciszą. W parku rechot żab roznosi staw. Ptaki zwariowały, a ja suszę zęby w uśmiechu (wyobrażam sobie, że szkliwo mojego krzywego uzębienia odbijało w tym momencie niewiarygodny błękit porannego nieba). Celebracja radości. W najczystszej postaci.
Potem mogę wracać do obowiązków. Każde zajęcia – nawet (a może zwłaszcza) te w szkole życia, wymagają przerwy. A czasami – i wagarów (ale to już tak między nami) 🙂
Pieczone ziemniaki z farszem serowym i wędzonym łososiem
Składniki: (na 3 małe lub 2 większe porcje)
ok.800 g ziemniaków
75 g twardego sera (ja używam w tym przypadku gruyère’a, ale może być też po prostu gouda czy emmentaler)
2 łyżki siekanego koperku
2-3 łyżki jogurtu naturalnego 10%
75- 100 g łososia wędzonego (można pominąć w ogóle, sam farsz serowy jest wystarczającym wypełnieniem)
sól, pieprz
Przygotowanie:
- Nagrzewamy piekarnik do temperatury 225 stopni.
- W tym czasie ziemniaki dokładnie myjemy/szorujemy.
- Wrzucamy do garnka z wrzącą wodą i gotujemy 10 minut. Po tym czasie wyjmujemy je łyżką cedzakową z garnka i układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
- Każdy z osobna polewamy olejem/oliwą (ja używam w takich wypadkach tej, która pozostaje w słoiczkach po suszonych pomidorach) i dokładnie smarujemy.
- Wstawiamy do piekarnika i pieczemy przez około 20-25 minut, z nawiewem, aż ich skórka się widocznie zrumieni.
- Blachę wyjmujemy z piekarnika. Odczekujemy chwilę, by się nie poparzyć.
- Na blasze nacinamy każdy ziemniak wzdłuż – nie do końca, tak aby ich nie przepołowić (skórka w procesie pieczenia zmienia się w skorupkę – więc to dość prosta czynność).
- Wybieramy miąższ – wedle uznania, u mnie to jest ok 1/3 i przekładamy go do miseczki. Rozdrabniamy widelcem na puree.
- Dodajemy do niego jogurt, 2/3 startego sera i koperek. Mieszamy dokładnie, być może trzeba dodać więcej jogurtu – całość powinna być spoista, doprawiamy solą i pieprzem.
- Farsz przekładamy do ponacinanych ziemniaków. Na wierzchu każdego z nich układamy plasterki łososia (zamiennie dobrze sprawdzi się tu np. plasterek pomidora), posypujemy pozostałym serem. Można także przed posypaniem serem polać 1 łyżką jogurtu każdy nafaszerowany ziemniak z osobna. Mnie smakowały w obu wersjach.
- Wstawiamy do piekarnika na chwilkę – do momentu stopienia sera. Podajemy posypane korniszonami pokrojonymi w kostkę (nie uchwycone na zdjęciach, gapa ze mnie).
Smacznego!