Mai się cud rozkwitania. Wisterie zachwycają, bzy zatrzymują czas. Biegając wczoraj z synkiem drugim zaciągałam go wczoraj pod każdy krzak i drzewo, których nazwy byłam w stanie zidentyfikować i namawiałam do udziału w seansie aromaterapii. Zapewne nie zapamięta ich wszystkich, ale mam nadzieję powtarzać te nasze lekcje przyrody przez kolejne lata w maju.
Cieszy kolejny piąteczek. Kawałek ciasta na deser. Wizja Listy poprowadzonej przez Marka. Z drzwiami na taras otwartymi w stronę muszli koncertowej ogrodu. (Nadszedł wreszcie ten dzień, kiedy trzeba będzie posadzić wszystkie te kwiatki kupione ostatnio u ogrodnika). Cieszy tez (być może wątpliwa) wizja spokoju po stresie ostatnich kocich wybryków. Człowiek wsiada do samochodu, otwiera dach, uruchamiając silnik i rusza. 50 metrów dalej, na drogę wychodzą nowi sąsiedzi machający w jego kierunku desperacko i w zapamiętaniu. Ale o co chodzi?
-Ma Pani kota na dachu!
Kot w szoku. Ja też. Zejść nie chce, zakręcony jak po rundce na roller coasterze. Dopiero wieczorem, kiedy opowiadam tę historię cud-mężowi (Pewnie porysowała dach pazurami!) (Nie porysowała!) uświadamiam sobie, co mogło się wydarzyć i ile obie miałyśmy szczęścia!
Już następnego dnia nasza kotka znowu wygrzewała się na rozgrzanych dachu samochodu. Pasażerka na gapę… Nasza menażeria powiększyła się ostatnio o świnkę morską (albinos rozetki arabskiej), Utracjusza w białych skarpetkach (dał się kiedyś uwiecznić na zdjęciu tutaj), który powrócił na chwilę, sterany życiem pełnym amorów oraz o dwa kleszcze (te ostatnie, na szczęście – w porę zidentyfikowane). W związku z powyższym w garażu ruszyły prace budowlane – tata z synem budują dla Rosie (to ze względu na różowe oczy i uszy) nową siedzibę. Fajnie jest patrzeć, jak razem tworzą projekt, jadą do miasta na zakupy i wreszcie – majsterkują. Dumny syn zaprasza nawet kolegów do pracy nad Projektem, cud-mąż w swoim żywiole (wreszcie można użyć obrotowego imadła) Ha!
Przed nami kolejna dawka turniejowych emocji i lekko przedłużony weekend. Będzie jak ochłonąć i pobyć razem, choć przez chwilę. Waszej uwadze pragnę polecić dzisiaj placuszki, które smakują
jak ciastka. W połączeniu z owocami i jogurtem naturalnym to naprawdę śniadanie idealne. Wypróbujcie koniecznie!
Dobrego weekendu, Kochani!
Placuszki śniadaniowe z ziarnami
100 g zmielonych płatków owsianych (można użyć bezglutenowych)
2 małe jajka
55 g cukru brązowego
¾ łyżeczki proszku do pieczenia lub ½ łyżeczki sody
2 łyżeczki lnu
2 łyżeczki sezamu
2 łyżeczki maku
szczypta soli
2 łyżki jogurtu naturalnego
wanilia lub Tonka – wedle uznania i dostępności
masło klarowane do smażeniaPrzygotowanie:
1. Jajka ubijamy na puszystą masę z cukrem.
2. Łączymy płatki z ziarnami, proszkiem i solą, mieszamy dokładnie.
3. Do ubitych jajek dodajemy suche składniki, mieszamy delikatnie. Na końcu dodajemy wanilię i jogurt.
4. Na patelni rozgrzewamy niewielką ilość masła klarowanego. Nakładamy masę łyżeczką formując placuszki. Smażymy z obu stron. Podajemy, najlepiej z owocami.
Co za zakręcony kot 🙂
Obrotowe imadło? Na Boga, co to takiego…?
Mój samochód też ostatnio obsiadają koty. Są pod, przed i obok; na szczęście nie na 😉
A pierwszego kleszcza w tym sezonie też już się pozbyłam, brr!
Placuszki wyglądają pysznie 🙂 Zrobię w jakiś wolny weekend; bo na chleb to ja już patrzeć nie mogę… 😉