Puszyste bułeczki do burgerów.

Pomyślałam sobie ostatnio, że ten czas jak – nie pamiętam który inny – bardziej sprzyja podsumowaniom niż postanowieniom. Po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że nigdy nie czyniłam jednych i drugich jednocześnie, by ostatnio – właściwie w ogóle ich obu zaprzestać. Być może błąd tkwił w metodzie i / lub w samym zalążku przedsięwzięcia?

Kompletne, pełne refleksji podsumowanie może – w naturalnej konsekwencji – przygotowywać grunt pod postanowienia. Jedno bez drugiego ciąży raczej ku porażce. Zaryzykowałam jednak 😉 i skupiłam się na podsumowaniach – postanowienia, ujęte w nawias pandemii, wbrew prawom matematycznym – niekoniecznie zyskują palmę pierwszeństwa. I tak, dotarłam do punktu, w którym podsumowując miniony rok – poczułam wdzięczność.

Należymy wciąż do szczęśliwców, których wirus nie dotknął w sposób bezpośredni, a już tylko ten fakt – sam w sobie, wyzwala falę wdzięczności.

Udało nam się zwolnić, wyciszyć, uspokoić, spędzić wspólnie wiele czasu, nadrobić zaległości w wielu dziedzinach, nauczyć kilku nowych rzeczy i nabrać ochoty na więcej, a przez liczne nakazy i zakazy – docenić to wszystko, czego istnienie brało się dotychczas za absolutny pewnik, a co – summa summarum – wcale nim nie jest. Wreszcie – nauczyliśmy się cieszyć z drobiazgów, akceptować zmiany planów i szukać nowych rozwiązań. Zyskaliśmy nową perspektywę, w której zdecydowanie mniej jest zachłanności, a więcej – radosnej pogody ducha – bo uda się tyle, ile się uda.

Oczywiście znajdą się tacy, którzy przeczytawszy te słowa, nową perspektywę, na przykład, uznają za rezygnację, a umiejętność cieszenia się z drobiazgów nazwą naiwnością. Co w takim razie z wdzięcznością? Czy oni znajdą swoje powody do wdzięczności?

Mogłabym oczywiście, przy okazji mojego podsumowania skupić się na tym, czego zabrakło, co zostało nam w 2020 roku odebrane. Ale – czy na pewno, jeśli nie straciło się niczego spośród tego, co najważniejsze – warto skupiać się na – pozornej w sumie, lub marginalnej w tym kontekście  – stracie?

Pożegnać się z wdzięcznością – o ile bardziej to wzbogacające?

Mam nadzieję, że tak jak ja, macie swoje powody do wdzięczności.

Kiedy dziś w końcu zabrałam się do publikacji niniejszego postu, ze zgrozą stwierdziłam, że czekał sobie cierpliwie w poczekalni od prawie 3 miesięcy. W tym czasie upiekłam te bułeczki już dobrych kilka razy. (Chłopaki domagają się burgerów raz w tygodniu). Jeśli chodzi o wkład, każdy ma swój ulubiony. Oni jedzą burgery wołowe bio, ja swoje – soczewicowe. (Czasami dają się na szczęście przekabacić na moją stronę). Łączy nas sympatia do tych właśnie bułek. Bez nich, burger to nie burger. Tutaj jesteśmy zgodni. Wzięłam się na sposób i piekąc je z jednej, solidnej porcji, zamrażam to, co zostaje i jest jak znalazł w sytuacji kryzysowej. Z jednej porcji upieczecie 14-16 bułeczek. Dla nas – to na dwa razy.

Bułeczki są bardzo proste w przygotowaniu, świetnie się z nimi pracuje 🙂 są puszyste, lekkie i mają ten charakterystyczny smak. Drugiego dnia nie tracą na świeżości. Polecam gorąco!

 

 

Puszyste bułeczki do burgerów

Składniki:

680 g mąki pszennej lub jasnej orkiszowej (można użyć obu przemieszanych gatunków)

30 g świeżych drożdży (lub 9 g drożdży instant)

120 ml letniej wody

230 ml letniego mleka

2 łyżki cukru lub innego słodzidła

1 i 1/2 łyżeczki soli

1 jajko

50 g miękkiego masła lub oleju

 

Dodatkowo:

odrobina mleka i sezam do posmarowania i posypania bułeczek

 

Przygotowanie:

  1. Jeśli używamy świeżych drożdży – przygotowujemy rozczyn. Rozkruszone w dłoniach drożdże zasypujemy 1 łyżką cukru, rozcieramy łyżką, aż uzyskamy konsystencję papki, dodajemy 1 łyżkę mąki, mieszamy dokładnie i zalewamy ciepłym mlekiem. Przykrywamy i odstawiamy w cieple do podwojenia ilości. (Jeśli używamy drożdży instant, to rozpuszczamy je w mleku lub w wodzie i łączymy z pozostałymi składnikami w misie).
  2. Pozostałe składniki umieszczamy w dużej misce lub w misie robota i łączymy. Na koniec dodajemy rozczyn i wyrabiamy do uzyskania gładkiego, elastycznego ciasta.
  3. Ciasto w formie kuli przykrywamy i odstawiamy w ciepłym miejscu do wyrośnięcia na mniej więcej 1 godzinę.
  4. Po tym czasie przebijamy, uderzając w nie pięścią, króciutko wyrabiamy i dzielimy na równe porcje (14-16, zależnie od tego jakiej wielkości bułeczki chcemy uzyskać).
  5. Po uformowaniu układamy je w odstępach na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, przykrywamy i odstawiamy do wyrośnięcia na 30 minut.
  6. Nagrzewamy piekarnik do temperatury 200 stopni.
  7. Każdą bułeczkę smarujemy mlekiem i posypujemy sezamem.
  8. Pieczemy około 15 minut lub aż się ładnie zezłocą. Po wyjęciu z piekarnika, przekładamy i studzimy na kratce.

 

 

Przepis pochodzi z Instagrama, od niezawodnej Edyty @onijka Dziękuję!

Smacznego!

2 comments Add yours
    1. Bardzo się cieszę. Ja dziś piekłam je znowu, reszta do zamrażarki na następny raz. Towarzystwo już sobie nie wyobraża, że mogłoby ich zabraknąć 🙂
      Pozdrawiam serdecznie.
      Ania

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *