Ten sernik zachowam długo w pamięci i z całą pewnością będę do niego wracać regularnie. Zaczęło się oczywiście od uwielbienia dla pistacji, które pewnego lata stały się przyczyną znacznego przyrostu wagi (mogę mówić tylko za siebie, bo cud-męża nie ima się do dzisiaj żaden zbędny kilogram – wszystko na siebie biorę ja, tak się poświęcam 😉 Byliśmy wówczas we Włoszech i żywiliśmy się po części pistacjami właśnie. Człowiek wówczas, młody nieprzywoicie i równie naiwny, nie mógł podejrzewać nawet, że to te niewinnie wyglądające, acz przesmaczne orzechy, leżą u źródeł owej niepokojącej przemiany.
Z tej słabości do pistacji i chęci przygotowania czegoś naprawdę wyjątkowego wziął się pomysł na sernik. Upiekłam go improwizując, jak to miewam w zwyczaju, tak jak wydawało mi się powinien być sernik pistacjowy skonstruowany. Przyjaciele delektowali się nim do ostatniego okruszka. A że pasta pistacjowa nie ujrzała dna słoiczka, następnego dnia przygotowałam go raz jeszcze. Także i tym razem nie zdążyłąm zrobić mu zdjęcia. Ani kawałka, ani okruszka – próżno szukać. A kolejni goście w dom. Upiekłam go więc znowu. Tym razem z jasnym obwieszczeniem jego nietykalności – póki nie odbędzie się sesja. I tak sernik stał się gwiazdą.
Oprócz tego, że w ciągu 3 dni upiekłam 3 serniki o tym samym smaku, jest jeszcze jeden powód, dla którego zapamiętam go dobrze. Tuż po przelaniu masy na spód i wstawieniu ciasta do piekarnika przystąpiłam do procesu doprowadzenia naczyń kuchennych do stanu względnej czystości. Nieopatrznie i zupełnie przez przypadek! polizałam brzeg misy i nie mogłam się już tej czynności oprzeć, dopóki – w istocie – czystości naczynia nikt nie byłby się ośmielił zakwestionować. Masa w stanie surowym smakowała doskonale, dokładnie tak jak moje najulubieńsze lody pistacjowe od Bargello (które to miejsce polecam szczególnej uwadze wszystkim, którzy Brukselę odwiedzają). Pozwoliło mi to żywić gorącą nadzieję, że ta improwizacja się powiedzie. No i – nie ma to jak kontola jakości – powyższą czynność powtórzyłam także w przypadku sernika nr 2 i nr 3 🙂
Pasta pistacjowa (100 %) to jest wydatek. I to konkretny. Słoiczek, który nabyłam drogą kupna w internecie, wystarczy na 4 serniczki, a taką perspektywę znacznie łatwiej przełknąć w chwili zakupu. Przed nami Święta, czas kiedy na takie ekstraordynaryjne rarytasy pozwalamy sobie częściej – stąd dzisiejsza publikacja 🙂
Tym samym sezon na przepisy bożonarodzeniowe uważam za rozpoczęty 🙂
Sernik pistacjowy
Składniki:
Na spód:
45 g masła
150 g spekuloosów
Na masę sernikową:
660 g serka philadelphia w temperaturze pokojowej
3 łyżki pasty pistacjowej (używam pasty Brontedolci – 100 % pistacji)
150 – 175 g drobnego cukru do wypieków (jeśli użyjecie pasty, która zawiera cukier, jego ilość należy zmodyfikować, ale to już wedle uznania, wg mnie to byłoby ok 100 g)
2 łyżeczki mąki tortowej
1 1/2 ekstraktu waniliowego – opcjonalnie
3 duże jajka
100 ml mleka kokosowego (56% kokosa)
Przygotowanie:
- Przygotowujemy spód. Masło rozpuszczamy. Ciastka rozkruszamy do konsystencji piasku, łączymy. Wykładamy spód i lekko brzegi formy o średnicy 20 cm.
- Przygotowujemy masę serową. W misie miksera ucieramy przez chwilę serek philadelphia z pastą pistacjową (dlatego ważne jest, aby nie był wyjęty prosto z lodówki). Nie robimy tego zbyt długo, żeby za bardzo nie napowietrzyć masy (ryzykujemy wówczas spektakularne opadnięcie sernika tuż po upieczeniu).
- Zmniejszamy obroty robota i dodajemy stopniowo cukier, następnie mąkę. Szpatułką oczyszczamy brzegi misy.
- Dodajemy wanilię.
- Po jednym, każde osobno, dodajemy jajka. Na końcu wlewamy mleko kokosowe. Miksujemy do połączenia.
- Przelewamy masę na spód ciasteczkowy.
- Sernik wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni. Pieczemy 10 minut bez termoobiegu (góra – dół). Następnie zmniejszamy temperaturę do 150 stopni i pieczemy jeszcze przez 1 godzinę.
- Po tym czasie wyłączamy piekarnik i uchylamy lekko drzwi. (sernik będzie miał jeszcze trochę chybotliwą konsystencję. Studzimy w uchylonym piekarniku. Wstawiamy do lodówki.
Smacznego!
W tego typu wypiekach razi mnie jedno, a mianowicie przygotowanie spodu. Same speculosy są już mocno maślane i nie rozumiem idei rozdrabniania jakichś maślanych ciastek i mieszania ich z powrotem z masłem. Czy nie dałoby się zrobić jakiegoś spodu omijając tę metodę?
Mam tak samo, dlatego zmniejszam tak bardzo jak się da ilość masła. A raz nawet upiekłam sernik na spodzie spekulosowym bez wcześniejszego dodania do rozdrobnionych ciasteczek rozpuszczonego masła ( o którym zwyczajnie zapomniałam). A więc tak – da się. Możesz po prostu rozdrobnić spekulosy, wylepić nimi spód i na to wylać sernik. Może to być lekko sypki spód, ale to nie koniec świata. W przypadku spekulosow, które są dość tłuste to na pewno się sprawdzi. W przypadku ciastek takich jak Maria, już niekoniecznie, bo one są dość suche same w sobie. Możesz w ogóle upiec sernik bez spodu i też będzie dobrze. Albo też wyłożyć dno foremki ciastkami w całości, powinny zmięknąć pod wpływem masy na nie wylanej.
Mam nadzieję, że pomogłam. Daj proszę znać, jeśli sprawdzisz któreś z zaproponowanych rozwiązań.
Pozdrawiam serdecznie
Ania