Śledzie curry

Zasiadam do komputera z herbatką z miodem, żeby napisać o mojej znajomości ze śledziami… No cóż, to z całą pewnością nie była miłość od pierwszego wejrzenia, ba! to w ogóle nie była miłość, wręcz odwrotnie, głęboka, nieskrywana niechęć, od zawsze… śledzie były ble… Nie było nikogo i niczego, by mnie do nich przekonać. I chociaż wiedziałam, jak bardzo powinnam je jeść, to nie było mocy. Aż w końcu, latem podczas naszej rowerowej wyprawy zaleciłam cud-mężowi zjechać ze szlaku, by odwiedzić zagrodę śledziową. Zachęciły mnie opinie, spodobał pomysł i postanowiłam sprawdzić, jak to działa. I to była miłość! Zakochałam się w tym miejscu i w śledziach. Podano je nam tam, w najbardziej klasycznym wydaniu, ale jakież one były dobre! Z cud-mężem dzieliliśmy także niechęć do śledzi, ale po tej wizycie – oboje byliśmy kupieni. Chociaż – można by zapytać co nas ku tej zagrodzie w ogóle skłoniło, nas – zadeklarowanych śledziowych antysympatyków?

Matjesy. Kupione na targu w czerwcu, tuż po otwarciu pierwszych beczek tych delikatesów. Sezon na nie trwa tak krótko… za krótko! Powiadam Wam, to śledzie w ogóle nie są! Absolutnie rewelacyjne smaki. 

Wszystkie te doznania, które wielbicielom śledzi mogą wydawać się zabawne, jeśli nie śmieszne – skłoniły mnie do eksperymentów kulinarnych i oto efekt pierwszych dokonań – śledzie curry. 

Właściwie, to nie tylko o śledziach chciałam Wam dziś napisać… a o tym, jak w tym roku nic, w kontekście świątecznych przygotowań się nie składa… oszczędzę Wam szczegółów. Ale tu nic nie idzie zgodnie z planem. Właściwie, to nawet planu nie ma… Ale nie chcę narzekać, tylko pomyślałam, że jeśli komuś z Was jak i mnie nie idzie nic tak jak powinno, to może nie będziecie czuli się z tym źle, bo nie jesteśmy w tym sami? Nie chcę się tu jakoś zakręcić, rozumiecie, prawda? 

Bo że nie trzeba zawsze wszystkiego ogarniać? Może wystarczy tyle, ile się da? Jak myślicie?

(tak między nami – udało mi się upiec sernik, zdjęcia nawet zrobiłam i zakładam, że uda się tu jeszcze Wam go zaprezentować…) cóż… let’s see 🙂

Śledzie curry

Składniki:

200 g filetów śledziowych (najlepiej takich w oliwie)

2 łyżki majonezu

200 g śmietany 30% (można zastąpić gęstym jogurtem)

2 łyżki białego wina (można pominąć)

1 łyżka (lub więcej) curry w proszku

2 łyżki sosu sojowego

1 łyżka miodu (u mnie tymiankowy)

kilka kropli sosu Worcester

sól, pieprz

sok z cytryny do smaku

Przygotowanie:

  1. Przygotowujemy sos – śmietanę ubijamy z majonezem. Dodajemy pozostałe składniki. Mieszamy do dokładnego połączenia. Smakujemy, doprawiamy solą, pieprzem, miodem lub sokiem z cytryny, wedle smaku. Ja lubię, kiedy sos jest lekko słodki.
  2. Śledzie kroimy w romby. Układamy warstwami, na przemian z sosem, w słoiku.
  3. Możemy do sosu wkroić pokrojonego w kostkę świeżego ananasa (3-4 łyżki) lub – zastąpić go winnym jabłkiem. 
  4. Słoik zakręcamy, wstawiamy na noc do lodówki.

Smacznego!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *