Wyborne cytrynowe ciasteczka.

 
Zawsze mam z tym niemały problem. Zawsze, ilekroć chcę
napisać o książce. Nie potrafię pisać recenzji, chociaż powinnam, nawet opowiedzieć
o książce nie bardzo umiem. Bo odbiór tych, o których chciałabym móc napisać
jest zwykle związany z emocjami. Niepodatnymi na obiektywizm struktur i form. Wymykającymi
się słowom jako ich nieadekwatnym obrazom. Tak jakby pójść do gabinetu luster,
by zobaczyć czy pasuje mi ta sukienka.   
Problem polega na tym, że odbiór każdej książki jest przecież
sprawą bardzo osobistą. Ocenianie, polecanie, zachwalanie czy zniechęcanie
wydaje się mocno ryzykowne. Ktoś inny może mieć zdanie zupełnie inne. I zapewne
je ma.  
Dziś będzie o książce, której odbiór jest tak osobisty,
intymny niemal, że szczególnie trudno mi o niej pisać. I jednocześnie – wiem,
że trzeba. Wielu już ją zna, to pewne. Ja zawsze chciałam po nią sięgnąć ale
dopiero niedawno trafiła w moje ręce.
 
„Na świecie ma się
do wyboru tylko samotność albo pospolitość (Schopenhauer). Chcąc uniknąć
samotności, wpadłam w pospolitość. Jakże odległa wydaje mi się teraz tamta
porzucona młodzieńcza samotność w domu rodziców, rozmyślałam o niej nad kartką
papieru, celebrowałam swoją osobność, inność, chodziłam na samotne spacery,
owijając się smuteczkiem jak szaliczkiem…
A Kraina Pospolitości
jest niezmierzona i mami fatamorganą… Ileż to razy mi się zdawało, że stoję w
obliczu cudu? Jednorazowego, niepowtarzalnego wydarzenia w życiu dwojga istot,
które stanęły solidarnie naprzeciw Tajemnicy świata? To były tylko wzniosłe
chwile, ułamki zwykłego czasu, który jakby się zachwiał, wypadł z amplitudy…
Wystarczył skrzek pospolitości, by perłowa struktura cudu zapadła się i
powracam do normy: śniadanie, sprzątanie, gotowanie, spacer, zakupy, karmienie,
zamywanie, pranie, gotowanie, sprzątanie, prasowanie, czekanie, witanie,
karmienie, uśmiechanie się, słuchanie, pocieszanie, zanikanie, zanikanie…
Leżę na powierzchni życia, porzucona przez cud, i muszę się ratować. Ratuje
mnie mechaniczna odpowiedzialność, powrót do codziennych obowiązków podtrzymywania
samego życia: dom, dzieci, psy, koty. Istnienie, które należy obsłużyć, bo
życie jest wartością samą w sobie, tym bardziej, jeśli jest to życie, które
sprowadziłaś na świat, przytuliłaś, obiecałaś przeprowadzić przez przeszkody.
Pospolitość. To jest
w istocie pustynia serca. To jest w istocie prawdziwa samotność. Bez cienia
wzniosłości. Najgorsza z możliwych, bo tracisz nawet siebie samą.”
Anna Janko
napisała książkę niesamowicie kobiecą (Co to w ogóle za stwierdzenie? Czy mogła
napisać inną? Odpowiedź brzmi – ta książka jest intensywnie kobieca). Książkę inteligentną
i poetycką. Z pewnością też bardzo osobistą. Przejmującą, przemawiającą,
pozostawiającą w zachwycie i zastanowieniu. Sięgnijcie po „Dziewczynę z
zapałkami” jeśli właśnie tego w książkach szukacie. Ja uświadomiłam sobie, jak
bardzo pozostajemy czasami samotni po lekturze książki, która nas poruszyła,
wzruszyła czy zastanowiła. Przebyliśmy drogę, którą wprawdzie można zawrócić,
ale nigdy nie będzie już ona taka sama.

A teraz coś dla przeciwwagi. Ciasteczka. Po prostu. I
kwaśne i słodkie. Jak życie. Wymienię tylko kilka ich zalet: wyborne w smaku,
delikatne, o piaskowo-kruchej strukturze, szybkie w wykonaniu i łatwe. Bez
jajek. Reszta składników nieskomplikowana i dostępna. Polecam gorąco.
 
 
 
  

Ciasteczka cytrynowe
(Sablés citron)
 
Składniki :
165 g masła klarowanego*
70 g cukru pudru
25 g mąki ziemniaczanej
250 g mąki tortowej
2 łyżki oliwy
3-4 łyżki soku z cytryny
1 łyżeczka skórki cytrynowej
½ łyżeczki proszku do pieczenia
 
 
 
 

Przygotowanie:
1.      
Nagrzewamy piekarnik do temparatury 180 stopni.
2.     
Mikserem ucieramy masło z cukrem.
3.     
Dodajemy oliwę, posiekaną drobno skórkę i sok z cytryny.
Mieszamy.
4.     
Wsypujemy obie mąki zmieszane z proszkiem. Mieszamy tak
długo jak to jest możliwe, następnie wyrabiamy ręcznie. Krótko i sprawnie.
5.     
Całość dzielimy na 25-30 części. Formujemy z nich kulki.
Każdą z nich spłaszczamy widelcem dwukrotnie, horyzontalnie i wertykanie. W ten
sposób powstaje kratka.
6.     
Ciastka układamy zachowując odległości od siebie, trochę
się rozrosną. Na blasze wyłożonej pergaminem.
7.     
Pieczemy 0k. 15-20 stopni.
8.     
Studzimy na kratce. 
 
*masło klarowane możemy kupić z marketach lub przygotować
je samemu. Wystarczy rozpuścić masło w rondlu, następnie zebrać sitkiem
pływające po powierzchni szumowiny. Następnie wstawić je na mniej więcej 1
godzinę do lodówki. Powinno mieć konsystencję stałą ale miękką, by łatwo dało
się utrzeć z cukrem. Dla struktury i delikatnego smaku ciasteczek niezwykle
ważne jest użycie właśnie masła klarowanego.  
 
 
Przepis pochodzi z tego bloga.
 
Smacznego!
20 comments Add yours
  1. Piękne są te ciasteczka Anno. Cudownie cytrynowe, żółciutkie i słoneczne.
    Zastanawiam się, czy ze zwykłym masłem też można je zrobić?
    Chętnie wypróbuję przepis.:)
    Pozdrowienia!

  2. Wyglądają przesmacznie, kocham takie przegryzki 🙂 Ostatnio masło klarowane regularnie przesiaduje w lodówce, więc do przepisu jak znalazł 🙂

  3. Wiesz, że tez chciałam do niej sięgnąć jak tylko wyszła, ale jakoś ciągle mi było nie po drodze…Zdaje się, ze to był jakiś debiut Zwierciadła, czy jakoś tak… Wtedy Zwierciadło było moim drugim "domem". Teraz już mi bliżej do "Dziewczynki…" i określenie, że jest intensywnie kobieca bardzo do mnie przemawia. Wszystkie słowa, które nakreśliłaś mocno uderzają w struny serca – przynajmniej mojego.
    Ciasteczka… Jane i promienne – bardzo szczęśliwie je pokazałaś – aż chce się biec, mieszać mąkę i włączać piekarnik…:). I jeszcze… moczyc je w lemon curd-zie:)jeśli to nie profanacja…
    Mocne uściski!

  4. u mnie na blogu też kilka słów o książkach, doskonale rozumiem CIę, gdy piszesz o opisie malowanym emocjami, nie recenzyjną nutką… zachęciłaś mnie do lektury właśnie kupiłam 🙂 pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *