Przebiegam szybko obok czasu starzejącego się na stronach kalendarza. Dopiero dziś zauważyłam, że tam marzec wciąż, niezmieniony, na posterunku… Potrzebował zmiennika, jak i ja czasami ostatnio.
Szczęśliwie, w piątki jakby czas zwalniał, tuż przed ostatnim okrążeniem, chwilowy spadek formy przed wyczerpującym finiszem niedzieli.
Niestety, niedziele przestały być dniami bez pracy. Francuski, lektury, tabliczka mnożenia, uporządkowanie spraw i książek, przygotowania obiadu na następnych kilka dni, tuż po „gospodarczej” sobocie… niekończąca się lista prac niezbędnych…
Tym bardziej cieszy piątek. Kiedy można snuć plany, w nadziei, złudzeniu, że czasu i sił na ich realizację nie zabraknie. W takie wieczory jak te marzę o czasach, gdy piątek był po prostu piątkiem, którym można się było cieszyć tak zwyczajnie. A wekeend znaczył tylko tyle, że nie idzie się do szkoły… I obowiązków było znacznie mniej, że o odpowiedzialności nie wspomnę. Cieszyliśmy się chwilą, która trwała, bo tylko ona była ważna i pewna, jak sól na języku i słodycz waty cukrowej w ustach tuż przed rozpuszczeniem. Nie myślało się o jutrze. Od tego bylli Oni. Dorośli. A w kieszeniach nosiło patyczki po lizakach i kapsle.
Przynajmniej smaki tamtych czasów można odtwoarzyć w chwili nostalgii takiej jak ta dzisiejsza…W naszym domu nie robiło się domowej próby bloków czekoladowych, za to wafle – tak. Najczęściej przekładane konfiturą. I były pyszne. I nie trzeba ich było robić samemu. Zajmowała się tym mama. Ba! To dopiero czasy.
Kupuje po kilka paczek wafli, żeby były zawsze pod ręką, kiedy przyjdzie ochota. A przychodzi często, jak nietrudno się domyślić. Ten przepis wpadł mi w oko od razu, kiedy tylko go przeczytałam. I musiałam go wypróbować. To nasz ulubiony! I jednocześnie absolutny must na wszelkich urodzinowych przyjęciach z udziałem dzieci… Polecam gorąco.
Życzę Wam dobrego, słonecznego weekendu, pełnego uśmiechów od ucha do ucha i pachnącego wiosną…
prostokątnych wafli
słodzonego
Masło, kawę i czekoladę
rozpuszczamy w garnuszku z grubym dnem.
Dodajemy mleko z puszki i
wszystko dokładnie mieszamy.
Doprowadzamy do wrzenia,
zmniejszamy ogień i gotujemy kilka minut cały czas mieszając.
Masa zgęstnieje i gdy zacznie
przypominać rzadki budyń należy zdjąć ją z ognia.
Dodajemy rum lub brandy i
dokładnie mieszamy.
ciepła, ale nie może być gorąca. Wafle smarujemy 2 – 3 czubatymi łyżkami masy,
pozostawiamy około 1 cm wolnego miejsca na brzegach. Nakładamy wafle na siebie,
przykrywamy ostatnim i dokładnie dociskamy. Przykrywamy folią i odkładamy na
około 1 godzinę obciążone ciężką książką kucharską lub garnkiem z wodą.
Och, tez pamiętam takie wafle. Nie z mojego rodzinnego domu, ale cioci, do której jeździłam raz w tygodniu na naukę gry na pianinie. Z muzyki nic nie wyszło, ale czekoladę pokochałam już na zawsze 🙂
Nigdy nie mow mow nigdy… Warto wracac i zaczynac od nowa, nie poprzestawac… Serdecznie Cie pozdrawiam
Anno, a wiesz, że w ostatnią sobotę wafle przywiozłam sobie od mamy? Bo ona nadal robi… Moje były białe:)
Sił Ci, Kochana, dużo życzę i choć odrobinę czasu dla siebie…
Przytulam mocno!
Kochana Moja,
a ja wlasnie siadlam do komputera, zeby Ci odpisac, zajrzec do Ciebie i na komentarze odpisac… A tu Ty tez juz tam daleko, na nogach…
A propos czasu dla siebie – wstalam dzisiaj szczsliwa, bo mialam czas by 2 godzinki poczytac sobie w lozku, przy wtorze ptakow i slonca, ktore wlasnie sie budzi…A skoro reszta rodziny wciaz drzemie, ja moge jeszcze zasiasc do komputera 🙂 DO roboty wiec 🙂 Moc usciskow, Kochana
Anna
wspaniałe wafle! zawsze będę o nich pamiętać bo i o babci, która takie robiła pamiętam 🙂 trzymaj się cieplutko, ładuj akumulatory wiosennym słońcem! pozdrawiam.
Anno, cudowne wafle – smak dzieciństwa!:)
Życzę udanego weekendu!:)
Wspomnienie dzieciństwa, pycha 🙂
aż mi się zachciało jeść! pozdr i zapraszam do obserwowania i jutro na nowy post 🙂
słodka, małą przekąska:) uwielbiam je!
Rety ale ja bym się ich nawcinała…z racji żem na diecie, Twój post jest moim marzeniem. I nic to nie da jak wafle zrobisz z razowej mąki i przełożysz masą z groszku czy pastą z makreli….marzę…marzę….o tych czekoladowych.
Zapomniałam….fantastyczny nagłówek bloga!
Cieszę sie niesamowicie, że ten przepis na wafle idzie w świat:) …jest tego wart:). Ja jak zobaczyłam go u Agnieszki też od razu wiedziałam, ze musze zrobić …i odkąd zrobiłam to przepadłam – one sa wspaniałe:). Pozdrawiam ciepło i częstuję się jednym:)