Białkowe trufle. Dla łasuchów i sportowców.

Zadzwoniła do mnie ostatnio mama – Ja rozumiem, że nie masz córeczko czasu, ale 2 miesiące i nic? Ale jak to, 2 miesiące? – pomyśłałam. Niemożliwe. Zupełnie nie byłam świadoma, że upłynęło już tyle czasu. Publikacje odkładałam z weekendu na weekend, mając nadzieję, że w końcu znajdę czas, i tak płynęły dni, tygodnie, miesiące… jak się okazało…

Wybaczcie proszę to długie, niesygnalizowane milczenie. Wymuszone przez okoliczności i zmiany w naszej codzienności. Kto ciekaw, co działo się i co będzie się działo – zapraszam do lektury.

Kiedy pracuje się zawodowo, na pełny etat i wciąż na wszystko brakuje czasu, wydaje się, że wystarczyłoby nie pracować, by tego czasu przybyło… W takim przekonaniu żyłam do niedawna. Dopóki rzeczywiście nie przestałam pracować. Nareszcie – pomyślałam. W końcu będę mogła zrealizować wszystkie odkładane na później plany! Pojadę tam, zrobię to, wysprzątam dom od garażu po strych, i – hurra! – będę miała więcej czasu na prowadzenie blogu. Akurat! (No naprawdę, nie trzeba być statystykiem, by dostrzec znaczący spadek publikacji w ciągu ostatnich miesięcy…)

Kiedy we wrześniu wróciłam do pracy, z rozczarowaniem rozliczałam w myślach ten czas, wyliczając – jak wielu rzeczy nie zrobiłam, jak wiele zaniedbałam. A przecież – pracując zawodowo robiłam więcej.

W tym moim „wolnym czasie” czytałam mniej, publikowałam mniej, zamilkłam na Instagramie, porzuciłam kilka regularnych aktywności – bo nie miałam czasu! Oczywiście wiem, jak to działało. Skoro masz przed sobą cały „wolny” dzień, wydaje ci się, że zdążysz ze wszystkim i tak czas przecieka przez palce. Tylko, że ten wolny dzień nadal wypełniony jest obowiązkami, starymi i nowymi – a tobie, kiedy tak to wszystko ogarniasz, wciąż w biegu i na styk, ciągle daleko do pączka w maśle.

No żebym chociaż pospała rano dłużej trochę! Albo usiadła w ogrodzie z książką w ręku! Oto jak mijają się marzenia z rzeczywistością.

Wczoraj pomyślałam sobie, że popełniam błąd tak surowo oceniając moją „źle wykorzystaną” przerwę w pracy. Zrobiłam, ile mogłam, zważywszy wszystkie okoliczności, nie działałam pod presją czasu (przynajmniej w przypadku większości zdarzeń), funkcjonowałam spokojniej i wolniej (tak między nami – inaczej się nie dało…) – chyba więc raczej – powinnam być wdzięczna, że dane mi było odetchnąć? Że w tym zwyczajowym wariactwie codzienności dana mi była chwila wytchnienia. Nie można wciąż gonić w tym samych tempie. Inaczej – pewnego dnia napotkasz ścianę (na szczęście z biegania i maratonu – nie zrezygnowałam)…

To w dążeniu, by ogarniać wszystko, za wszelką cenę, wciąż dokładając sobie obowiązków, jest coś nie tak! Tak samo – jak w poczuciu, że marnujesz czas, wtedy – gdy potrzebujesz zwolnić.

Kochani moi – nie dajmy się zwariować. Jeśli nadarza się okazja, by odetchnąć, odnaleźć dystans, nie wahajmy się zmarnować trochę czasu na siebie, dla swojego dobrego samopoczucia, bez wyrzutów. Zyskujemy tym znacznie więcej, niż moglibyśmy stracić.

I pewnie, bardzo mi Addio brakowało (mam nadzieję, że Wam trochę też), uwielbiam prowadzić swój blog. I tym bardziej cieszę się, że wracam.

W głowie już pomysły na bożonarodzeniowe pierniczki, ale jeszcze czas na wielki finał – bo dwiema nogami stoimy już prawie na starcie maratonu we Włoszech. 3 listopada po raz drugi pobiegnę w maratonie, u boku mając – po raz pierwszy – cud-męża. Nie mam złudzeń, że on pogoni przed siebie, próbując osiągnąć jak najlepszy wynik, a ja w swoim tempie będę wyglądać mety. Ale bardzo się już na ten start cieszę. Kosztował nas sporo czasu i pracy. Trzymajcie kciuki. Relacja zapewnie pojawi się na Instagramie.

A skoro już o Instagramie mowa – dziś mam dla Was przepis na pyszne kulki mocy, które smakują jak trufle i dzięki zawartości odżywki białkowej i kawy – naprawdę dodają energii. (Przepis autorstwa Małgosi @w.zdrowym.kierunku)

Przygotowywanie takich przekąsek i lunchboxów (chłopców wypisałam ze stołówki) kulinarnie pochłania mnie niemal całkowicie, ale w końcu złapię rytm i będzie się tutaj działo!

Jak dobrze znów tu być!

Pięknego poniedziałku i całego tygodnia, Kochani!

 

 

Pick Me Up Energy Balls

Składniki:

3 łyżki masła migdałowego

2 łyżki syropu z brązowego ryżu

2 łyżeczki espresso

1 łyżeczka ekstraktu waniliowego

szczypta soli

1/4 szkl. czekoladowej odżywki białkowej

2 łyżki gorzkiego kakao

1/2 szkl. mielonych migdałów

1/2 szkl. płatków owsianych górskich

 

Przygotowanie:

  1. Umieszczamy wszystkie składniki w misie food procesora. Miksujemy na gładką masę.
  2. Formujemy kulki.
  3. Obtaczamy je w kakao, przekładamy do szklanego pojemnika, przykrywamy, przechowujemy w lodówce.

 

Uwagi:

  1. Płatki owsiane, najpierw opiekam na blasze w piekarniku nagrzanym do 175 stopni przez 15 minut. W ten sposób zyskują orzechowy posmak i aromat, będą też lepiej przyswajalne. Pozostawiam je do wystudzenia. Następnie miksuję do konsystencji mąki. Dopiero wtedy dodaję do nich resztę składnioków i miksuję wszystko razem.
  2. Kawę można zastąpić wodą lub mlekiem roślinnym – najlepiej migdałowym.
  3. Syrop ryżowy zastępuję syropem daktylowym.
  4. Masło migdałowe przygotowuję sama. (Wystarczy migdały uprażyć w piekarniku na blasze. w temperaturze 180 stopni, do zezłocenia. Jeszcze gorące miksuję ze szczyptą soli i dużą szczyptą cynamonu. Takie masło przechowuję w lodówce.) Ale można użyć gotowego lub też zastąpić je innym masłem orzechowym.
  5. Moja mieszanka jest zawsze lekko za sucha – dodaję do niej jeszcze ok. 75 ml wody, stopniowo i tylko do uzyskania konsystencji pozwalającej na swobodne formowanie kulek.
  6. Płatki owsiane mogą być bez glutenowe.

 

 

 

Smacznego!

 

 

4 comments Add yours
  1. No nareszcie wróciłaś, bałam się, że mój ulubiony blog zwiesił działalność. Dużo gotuję i piekę z twojego bloga i czytam prawie wszystkie polecane książki więc bardzo by mi brakowało nowych wpisów.
    Miałam taki okres w pracy zawodowej, że mogłam pracować w domu, mój pracodawca chętnie się zgodził. Po dwóch miesiącach wróciłam do pracy bo kazało się, że trudno mi się zmobilizować do pracy w domu. Rano śniadanie, kawa, wyskoczyłam po zakupy „na chwilkę” , nie było mnie 2 godziny, potem obiad i tak do wieczora.
    Zarywałam noce żeby wykonać prace i nadrobić zaległości, byłam ciągle zmęczona i to poczucie winy, że niewiele zrobiłam, a tak dużo czasu zmarnowałam.
    Okazało się że wolę pracować w grupie, pod presją czasu, wtedy moja praca ma sens.
    Życzę jak najlepszego wyniku w maratonie.
    Pozdrawiam

    1. Magdaleno Kochana!
      Bardzo Ci dziękuję, znowu sprawiłaś mi swoim komentarzem wiele radości i wzruszeń. Nowy wpis książkowy już na ukonczeniu.

      Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie!
      Jak super jest mieć taką wierną czytelniczkę!

      Ania

    1. Kochana Aniu!
      Jak fajnie jest uświadomić sobie, że ktoś wyglądał mojego powrotu tutaj. Przykro mi tylko, że się martwiłaś. Postaram się unikać takich niesygnalizowanych przerw.
      I ja bardzo się cieszę i dziękuję, że jesteś.

      Serdeczności moc posyłam
      Ania

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *