Truskawkowe pole. Jedno z dwóch najważniejszych miejsc mojego dzieciństwa i młodości. Miejsce, które w pewnym sensie mnie ukształtowało. Mnie i moje rodzeństwo. Nauczyło szacunku do pracy, wytrwałości, pokory i optymizmu. Tam zrozumiałam też, co znaczy zbierać owoce swojej pracy.
Pamiętacie jeszcze stare kioski ruchu? Z zakratowanymi drobniutko szybami, przez które wyglądało się nowych numerów Płomyka a później Polityki? (cud-mąż podpowiada, że on raczej kupował „Świat młodych”, w tym samym kiosku co ja zresztą) Taki kiosk, który służył jako budka ogrodnicza, stał na truskawkowym polu moich dziadków. 20 arów ziemi porośniętej setkami krzaczków i tonami owoców…
Przez ponad 30 lat każde wakacje rozpoczynały się dla nas na tej plantacji. Jedno z moich ulubionych zdjęć przedstawia dwie uśmiechnięte kilkulatki urzędujące pośród krzaków truskawek. W tle budka-kiosk i Fiat 126p mojego taty. Symbole czasów, które porwał wiatr historii. Pamiętam też, że to były czasy, gdy lato było latem, słońce nie miewało kaprysów i zmiłowania. Każdego ranka babcia wskazywała nam nasz rządek a my konsekwentnie podążałyśmy nim aż do zachodu słońca. Podczas wysypów docierałyśmy tam z wynikiem 20 kobiałek. Następnego dnia, zmieniał się tylko rządek, który trzeba było oberwać. W miarę upływu dnia przybywało pretekstów, by choć na chwilę zejść z pola. Mama przywoziła w trojakach obiad, pojawiały się posiłki w postaci kilku dodatkowych par rąk do pracy. Aż w końcu następował moment, gdy dziadek zaczynał ważenie. Nam dzieciom nie wolno się było nawet zbliżyć do wagi. Mistrzem ceremonii był zawsze dziadek, my mogliśmy tylko donosić nasze koszyczki. Wstrzymywaliśmy oddech, gdy dziadzia ruszał z zapakowanym po brzegi wózkiem do skupu. Gdy wracał, pokazywał nam książeczkę ze skupu, gdzie pod koniec sezonu pojawiały się liczby w tonach. Wielkości wówczas dla nas nie do ogarnięcia. Miałyśmy nasze kieszonkowe za pomoc i to było coś bardzo pewnego i namacalnego.
Gdy kupuję tu te piękne, jednakowo wybarwione i wyrośnięte truskawkowe olbrzymy europejskich standardów wspominam garść ostatnich truskawek, które przynosiła mi babcia choćby tylko do dekoracji urodzinowego torta. Były słodkie jak jej miłość do nas, pachnące latem i tak smaczne jak ciężkie były jej poświęcenie i praca.
Wracając do rzeczywistości kilka ciekawostek. La fraise (z fr. truskawka) pochodzi z łaciny – fragare znaczy pachnieć. Truskawki uprawiano w ogrodach w Śreniowieczu, panie ceniły je sobie szczególnie w połączeniu ze śmietanką i cukrem, panowie – winem. Walońskie powiedzenie mówi: „La fraise est une petite dame rouge assise dans un fauteuil vert qui ne bouge pas quand le roi passe” (Truskawka to czerwona paniusia, siedząca w zielonym fotelu, której nie poruszy obecność króla).
Najbardziej powszechna w Belgii odmiana truskawek to l’elsanta, dająca duże i błyszczące owoce, soczysta i słodka. Najbardziej znana zaś to truskawka z Wépion, uprawiana w dolinie Mozy (la vallée de la Meuse), jej pojawienie się na półkach sklepowych jest obwieszczane w wiadomościach i oznacza rozpoczęcie sezonu truskawkowego w Belgii. Pozostałe 2 główne odmiany uprawiane w Belgii to la guariguette, o lekko wydłużonych owocach, średniej wielkości, o soczystym i słodkim miąższu oraz la mara des bois o malutkich stożkowatych owocach, zapachu i smaku poziomki.
Biszkoptowe pucharki z truskawkami
Składniki:
2 jajka
½ szklanki mąki pszennej tortowej
½ szklanki mąki ziemniaczanej
½ szklanki drobnego cukru
Przygotowanie:
1. Wymieszać jajka, obie mąki i cukier.
2. Ciasto wylać na wyłożoną pergaminem blachę.
3. Piec 10-15 minut w temperaturze 160°
4. Z gorącego jeszcze biszkoptu wyciąć 2 krążki o średnicy nieco większej niż deserowe miseczki. Krążki włożyć delikatnie do miseczek formując kwiaty, pozostawić do ostygnięcia.
5. Podawać z dowolnymi świeżymi owocami sezonowymi, z galaretką, bitą śmietaną, jak lubicie.
Uwagi:
Tyle oryginalny przepis „Pyszności z owoców” – „Pani domu” maj-czerwiec 2004. Od siebie dodam następujące uwagi:
1. Następnym razem dodam mniej (około 1-2 łyżek) mąki tortowej i dosypię odrobinę proszku do pieczenia. Pucharki same w sobie smakowały wszystkim, dla mnie zbyt wyczuwalny był posmak mąki.
2. Zaczęłam od ubijania jajek, dodałam do nich cukier, musi być drobniutki i na końcu wymieszane mąki, delikatnie połączyłam.
3. Wylałam ciasto na blachę na pergaminie na 4 wyrysowane wcześniej kółka o średnicy 20 cm.
4. Miseczki, które będziemy wykładać krążkami należy wcześniej natłuścić, by stygnąc fragmenty ciasta nie przykleiły się do ścianek.
5. Moje miseczki podałam z kremem z mascarpone zmieszanym z bitą śmietanką i cukrem.
Smacznego!
niesamowite wspomnienia i mega apetyczne biszkoptowe pucharki!
Hmpf… Ale gdzie ten przepis..? 🙂
Ale ze mnie gapa… juz jest, sorry anna
Wspaniały przepis, piękne zdjęcia!
A u nas nie będzie w tym roku truskawek: albo zalane, albo nie zapylone w tym deszczu 🙁
cudowne to wspomnienie
szkoda, że moi dziadkowie nie miali truskawkowego pola. tylko grządki.. ale za to z owocami najpyszniejszymi na świecie. nawet zielone, niedojrzałe truskawki były cudne.