Ciasto „Krówka” i Moje Miasto.

 

 To była prawdziwie sentymentalna podróż. Niezaplanowana, ale tak się sama poukładała. Wystarczyło wyjść na długi spacer, by nogi same poprowadziły mnie w kierunku miejsc, które przemierzałam jako kilkuletnia dziewczynka. Czy to perspektywa dorosłego człowieka sprawia, że wszystko wydaje się mniejsze?

Nagle czuję się jak Alicja, która zajadła ciasteczko i urosła za bardzo. (To chyba było ciasteczko, prawda? Poprawcie mnie, jeśli się mylę, bo urosłam na tyle, że zdążyłam być może zapomnieć).

Mniejsze i inne. Lub zupełnie nie na miejscu. Tak jak lombard w miejsce piekarni, przed którą, w kolejce dłuuugiej chyba na kilometr, wystawaliśmy z dzieciakami z bloku. Ciuchland zamiast jedynego w okolicy sklepu, w którym kupowało się proszek E. Po Cypisku już dawno śladu nie ma, za to 1001 drobiazgów wciąż tam, gdzie można było kupić plastikowy obrus, którym przykrywało się codzienne stoły.

Brakuje mi odwagi, by wejść na podwórko. To, na którym kręciło się hula-hop. (Kiedy do sklepów w okolicy Dnia Dziecka rzucili hula-hopy kręciliśmy wszyscy, pupami, biodrami, rękami, nogami – czym się dało). Uświadomić sobie, że nie ma tam już trzepaka i wysokiego krawężnika, o który zbiło się niejedno kolano, to byłoby zbyt wiele. W końcu – trzeba mieć do czego wracać, a niektóre wspomnienia pozostawić w stanie nienaruszonym.

Podwórko to była przestrzeń miedzy blokiem „a” i blokiem „b”. Pierwszy z nich położony był wyżej, tam, na 10 piętrze mieszkaliśmy my. Sprzed bloku popchnął tata mój rower, kiedy uczyłam się jeździć. Zatrzymałam się w krzakach, tuż przed budką telefoniczną, bo hamowanie i wsiadanie to był dopiero drugi etap, na który nie wskoczyłam tak szybko. Tuż przy klatce” b” właśnie była ławeczka, przy której siadali „starsi panowie”, zostawiając po sobie czasami puste butelki po wodzie brzozowej. Dziwiłam się wtedy, po co na spacerze układać sobie włosy, zamiast w domu przed lustrem. O dziecięca naiwności! Mimo wszystko, to było porządne osiedle, bezpiecznie oddalone od trójkąta bermudzkiego, a nasze bliźniacze wieżowce, zaraz po „Związkowcu” były chyba jednymi z pierwszych drapiących niebo nad Koszalinem.

Następnego dnia wyruszam w innym kierunku. Chciałam zobaczyć, co stało się z Cukiernią przy Dubois. Jak  ona się nazywała? Zachowam ją w pamięci na zawsze, ale nie dlatego, że zajadałam tam najlepsze pączki z różaną marmoladą, pociągnięte lukrem i osypane makiem. To tam byłam na pierwszej, i chyba najważniejszej, randce w życiu. (Z całą pewnością też najdłuższej – bo trwa do dziś). Odświeżone na biało, przestronne, nowoczesne wnętrze w stylu skandynawskiej oszczędności. Menu także już z innej epoki, jeśli zestawić je z serwowanymi tu kiedyś sernikami z warstwą trzęsącej się czerwonej galaretki, pączkami, amerykankami i bajaderkami. Za ladą dwie młode dziewczyny. Obie zajęte. Po drugiej stronie my. Ja i jakiś pan, który musi pamiętać jeszcze lepiej niż ja tamte czasy. Niecierpliwi się. Dziewczyny jakby nie dostrzegały naszej obecności i tego ostentacyjnego oczekiwania. Ja mam czas, chłonę, porównuję, wspominam, czekając na moją kawę na wynos.
– Chciałem kupić chleb, ale widzę, że panie są zbyt zajęte! Do widzenia!
I wyszedł.
Uśmiecham się pod nosem na tę scenę. Dałabym się pokroić za to, że ów jegomość niejedną godzinę w kolejce po kawę czy masło, że o mięsie nie wspomnę, spędził. I tyle w nas wtedy było spokoju i pokory (oczywiście, do czasu, ale jednak). A dziś? Na każdym
kroku przekonuję się, jak bardzo wciąż nam się spieszy – i czasu do stracenia, jak kiedyś na kartki – niewiele.

Wymianie podlegają nie tylko chodniki (choć trzeba przyznać – nie wszędzie), bruk na ulicach, magiel, szewc, krawcowa, budki telefoniczne i postoje taksówek. Ale znacznie więcej. Pozory w postaci nowych ścieżek rowerowych, nowoczesnych osiedli, obwodnic, Orlików, rond i doliny sportu, pozwalają sądzić, że to zmiany na lepsze. A rzeczywistość? Jak żółty ser. Z dużymi, porządnymi dziurami. Zupełnie jak to drzewiej bywało.

Żeby nie było nieporozumień. Nie tęsknię do tamtych czasów. Ckni mi się tylko do chwil, gdy ludzie byli dla siebie uprzejmiejsi, życzliwsi i mniej zabiegani. Sporo w galopie historii pogubiliśmy wartości cennych, niezastąpionych. Ot co.

A miasto? Na zawsze pozostanie Moim Miastem.

Dzisiejsze ciasto trochę jak z tamtej epoki. Raczej odświętne, na specjalne okazje. Bezspornie – pyszne i słodkie. Polecam.


 Ciasto „Krówka”

Składniki:
Na karmelowy biszkopt:
pół szklanki cukru + pół
szklanki wody (na karmel)
5 jajek
1 szklanka cukru
1,5 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do
pieczenia

Na krem:
500 ml zimnej śmietanki kremówki
2 łyżki cukru pudru
1 cukier waniliowy
2 śmietan fixy*

Na polewę:
1 puszka masy kajmakowej
płatki migdałowe do posypania

Przygotowanie:
1. Przygotowujemy karmel. Do garnuszka o grubym dnie wysypujemy pół szklanki cukru i wlewamy pół szklanki wody, mieszamy do rozpuszczenia, następnie pozostawiamy tak,  podgrzewając aż powstanie karmel. W tym czasie nie mieszamy, tylko czuwamy aby karmel się nie spalił – powinien mieć kolor i konsystencję miodu.  Wówczas zdejmujemy garnuszek z ognia. Odstawiamy do  wystudzenia (mamy kilka minut). W sytuacji, gdy karmel stwardnieje  można go jeszcze chwilę delikatnie podgrzać, by zyskał płynną konsystencję.
2. Przygotowujemy biszkopt. Białka oddzielamy od żółtek. Ubijamy białka na sztywną pianę. Następnie dodajemy do niej cukier i dalej ubijamy. Na końcu dodajemy żółtka i dalej ubijamy. Do tak powstałej puszystej masy przesiewamy mąkę z proszkiem do pieczenia. Mieszamy delikatnie. Następnie dodajemy wystudzony karmel i ponownie delikatnie mieszamy, żeby ciasto nam nie opadło.
3. Ciasto przelewamy do wysmarowanej masłem i obsypanej bułką tartą tortownicy o średnicy ok. 25 cm. lub prostokątnej blaszki o podobnych wymiarach.
4. Pieczemy ok. 30 min w piekarniku nagrzanym do 180°C.
5. Po wyjęciu ciasta z piekarnia, studzimy je i przekrawamy na pół.
6. Przygotowujemy krem. Śmietankę ubijamy na sztywno, w trakcie ubijania dodając do niej cukier puder, cukier waniliowy i śmietan fixy*.
7. Pierwszy blat ciasta pokrywamy kremem śmietanowym i przykrywamy drugim blatem.
8. Wierzch ciasta smarujemy masą kajmakową z puszki i obsypujemy płatkami migdałów.
9. Ciasto można podawać od razu – jest miękkie i pyszne, ale najlepiej smakuje na drugi dzień.

* nie używam śmietan fixów, dobrze ubita śmietana w tym cieście nie wymagała ich użycia (w kontekście konsystencji, oczywiście).

Przepis pochodzi z tej strony.

Smacznego!

7 comments Add yours
  1. Ja też się ciągle spieszę si czasu mi brak… Od miesiąca piszę do Ciebie.. Codziennie. W głowie.
    Ciasto wygląda pysznie i sądzę, że smakuje jak nostalgia 🙂
    Jak tu obiecam, że napiszę to napiszę. obiecuję 🙂
    ściskam!

  2. Za każdym razem, jak wracam do domu rodzinnego, ckni mi się troszkę za tym, jak to kiedyś było. A gdy zburzyli dwa sklepiki pod domem (spożywczy i drogerię, gdzie Babcia zawsze kupowała rajstopy) , a na ich miejscu wybudowali niemiecki market, strasznie mi się smutno smutno zrobiło…

    Ciacho cudownie słodkie 🙂

  3. Każdy mój przyjazd do Polski wiąże się z Koszalinem, moja babcia nadal tam mieszka. Tam chodziłam do liceum i stamtąd mam mnóstwo wspomnień 🙂
    Pozdrawiam ciepło 🙂
    Ania S.

  4. Czesc Aniu,
    wydawalo mi sie, ze Ci odpisalam… Sprawdzam, a tu klops. Przepraszam!
    Dziekuje za te wiadomosc, bardzo mi milo. Nasze dzieciaki tez przyjezdzaja tu do wszystkich babc i dziadkow i tu, w Koszalinie jest ich mala ojczyzna. Mam nadzieje, ze tak jak i Ty beda mieli z tym miastem zwiazane najlepsze wspomnienia.

    Serdecznosci

    Anna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *