Jabłecznikowe tiramisu. Bez jajek.

 

IMG_2222

 

– Nie masz czasami takich
myśli, żeby nie wysiadać z pociągu? I pojechać dalej? – uśmiechnął się i rzucił
jeszcze przez ramię:
– Pojechalibyśmy do
Antwerpii i poszli do ZOO… – kontynuował, kierując się powoli w stronę drzwi
wyjściowych naszego przedziału. Kiedy zobaczył wahanie w moich oczach
uśmiechnął się.
– No co ty… ten
akurat jedzie tylko do Aalst… – jak zawsze, nie przestawał się uśmiechać.
Nie raz, czekając na
pociąg myślałam o tym, by wsiąść do pociągu byle jakiego. Pamiętacie? Świadome
przegapienie swojej stacji wydaje się pomysłem o wiele łatwiejszym w realizacji
i warto zatrzymać go przy sobie i dla siebie, na gorsze czasy… Tak też
zrobiłam.
Miewamy czasami
oboje takie momenty, że musimy się wspierać, znajdować motywację, by pójść do
pracy. Kiedy łatwo zapomnieć, że ją lubimy. To pewnie nie jest szczególnie
rzadka jednostka chorobowa… Wcześniej jeszcze trzeba wysilku Tytana, by wyjść
z łóżka, zdecydować o stroju, ubrać synkowi drugiemu skarpetki na nogi,
nakarmić kota, niezapomnieć o workach ze strojem na gimnastykę, nie pomyliwszy
komu który i jaki to właściwie mamy dzień tygodnia, zagadać z jeżem Krzysztofem,
zerwać sałatę dla królika i nie zapomnieć jej włożyć do jego klatki… wreszcie
– nie spóźnić się na pociąg.
Potem jeszcze ta
chwila, w której przychodzi nam się rozstać, a która przypomina mi inną, dobrze
znaną z dalekiej przeszłości. Kiedy mama odprowadzała mnie do przedszkola i
puszczała moją dłoń oddalając się w niepotrzebnym pośpiechu, który obu nam miał
zaoszczędzić łez. Czasami czujemy się bezbronni jak małe dzieci w obliczu
obowiązków dorosłego człowieka. Na ogół potrafię im sprostać.
Kiedy puszczam dłoń
cud-męża widzę wahanie w jego oczach. Myślę o naszych dzieciach, czekających na
dzwonek na dziedzińcu szkoły.
– Pomyśl sobie, że
jesteś małym dzieckiem i właśnie idziesz do szkoły. O, choćby tak, jak nasze
dzieci teraz… – mówię, bo teraz to najwyraźniej moja kolej na wysyłanie
sygnałów wsparcia.
Podziałało.
Patrzyłam, jak oddalał się z nonszalancją i swobodą człowieka, któremu się
chce.
I oby tak dalej, przynajmniej
do pierwszej kawy…
Zamarzył mi się taki
deser, niewymagający pieczenia i jednocześnie przypominający nasze ulubione
tiramisu. Potrzebowałam też kojącego i wyciszającego procesu obierania jabłka
za jabłkiem, krojenia go i dosypywania doń cynamonu. Bo chciało mi się kichnąć.
Poczuć niepokojący zmysły aromat prażonych jabłek. Usłyszeć  – Mamo! Mogę kawałek? Poobierasz nam też? Oblizać
palec, którym ześlizgiwałam z łyżki miód o konsystencji kremu. (Absolutnie nie
miałam ochoty zmywać potem garnka, którego nie zwykłam wstawiać do zmywarki,
ale to akurat należało przyjąć z dobrodziejstwem całej tej konsytuacji. Co też
uczyniłam).
Jabłecznikowe
tiramisu dedykuję wszystkim, którzy jajek jeść nie mogą/nie lubią –
niepotrzebne skreślić. Tym, którzy piec nie mogą/nie lubią – Idem. Oraz tym,
którzy podobnym pokusom oprzeć się nie mogą/nie muszą. Nie wiem jak Wy – ale ja
nie mogem i choć muszem to i tak zjadłam trzy porcje…
– Tobie to coś
powiedzieć – usłyszałam zasypiając od wiecie kogo.
Harry, jeśli
dobrnąłeś aż tutaj… To Dedykacja także dla Ciebie. Już wiesz, po co dziś
wstałeś z łóżka. No chyba, że nie wstałeś…
(Wybaczcie tę
prywatę, ale była konieczna, w podzięce dla stałego i jednego z trzech
 najwierniejszych moich czytelników-motywatorów
do blogowania wśród płci przeciwnej). Hawk.
I jeszcze tylko
zapowiem, że następnym razem już na pewno będzie o Chorwacji.
Idę spać.
Dobranoc.
Ostatecznie – nigdy
nie wiemy, czy uda nam się osiągnąć wystarczający poziom motywacji, by rano wstać
prawą nogą z łóżka i nie spóźnić się do pracy.
Nie dotyczy piątkowych poranków (już sama świadomość weekedu wystarcza a poza tym jest jeszcze – Soul Dracula. Kto słucha, ten wie…)

IMG_2214

 

Jabłecznikowe
tiramisu
Składniki:
Na mus jabłkowy:
2 kg jabłek (najidealniej – szara reneta lub boscop)
2 czubate łyżki miodu
¾ szklanki Calvadosu/cydru wytrawnego lub słodkiego,
zależnie od dostępności i smaku/żubrówki (wówczas w mniejszej ilości)/Amaretto
lub soku jabłkowego
sok wyciśnięty z połowy cytryny
1 łyżeczka cynamonu
Ponadto:
opakowanie biszkoptów do tiramisu
duuuża garść płatków migdałowych uprażonych na suchej
patelni
Do nasączenia:
¾ szklanki białej herbaty/może być także czarna lub
zielona, także owocowa – byle nie były zbyt mocno zaparzone
5 łyżek alkoholu (patrz wskazania powyżej)
Na krem:
350 g mascarpone
200 ml śmietanki 36%
2 łyżki cukru pudru
5-10 łyżek musu jabłkowego, który przygotujemy z wyżej
wymienionych jabłek (ilość dostosowujemy do gęstości kremu)
CYNAMON! W każdej indywidualnie akceptowalnej ilości
Przygotowanie:
1.
Przygotowujemy
mus jabłkowy.
Do dużego garnka o grubym dnie wkładamy pokrojone w dużą
kostkę jabłka. Miód rozpuszczamy w alkoholu, mieszamy z cynamonem i sokiem z
cytryny. Kiedy jabłka zaczną się prażyć dodajemy miód i mieszamy dokładnie.
Dusimy na średnim ogniu. Kiedy jabłka zaczną się rozpadać – mniej więcej po 20
minutach przekładamy połowę z nich do misy i miksujemy je na gładki mus.
Następnie mus gotujemy jeszcze przez 30-45 minut, do zgęstnienia. Odstawiamy do
przestygnięcia.
2.
Przygotowujemy
nasączenie.
Mieszamy przestudzoną
herbatę z alkoholem. Odstawiamy.
3.
Przygotowujemy
krem.
Mascarpone słodzimy. Mieszamy delikatnie z ubitą na sztywno śmietanką i
następnie zimnym (to ważne!) musem jabłkowym. Odstawiamy.
4.
Przygotowujemy foremkę/foremki.
5.
Biszkopty maczamy w herbacie, kruszymy i układamy na dnie
foremek. Powypujemy uprażonymi migdałami. Układamy warstwę jabłek, którą
przykrywamy warstwą kremu. Odstawiamy do lodówki na 1 godzinę. Przed podaniem
posypujemy cynamonem.
IMG_2218

 

Smacznego!
23 comments Add yours
  1. Ja jeszcze włóczę się po tym ciemnym świecie… Soul Dracula:):):):)- W.Mann:):):), a tu takie choć delikatne, to jednak zdecydowanie jesienne i trochę mroczne klimaty na zdjęciach:)
    Ja czasami myślę, aby nie dojechać do pracy… Aby pojechać w inną stronę… Pociągiem nie jeżdżę, więc nie zdąży mi się tak na co dzień wsiąść do byle jakiego…, w ogóle mi się nie zdąży jeśli nie zaplanuję. A Twoja droga do pociągu to kawałeczek…. i spóźnić się łatwo – wiem coś o tym:)

    Powkładałabym te tenisówki do worków…

    Śpij dobrze – Anioły posyłam…!

    1. Gdybym ja tak sie wloczyla po nocy, rano juz bym sie nie podniosla a juz na pewno nie o 6tej… jak trzeba.
      A ja tak bym chciala moc jezdzic rowerem do pracy… zazdroszcze Ci bardzo. Pamietam, ze kiedy miszkalam jeszcze w Polsce i bylo to mozliwe to wlasnie rowerem jezdzilam i w szpilkach, a co tam… a teraz… bywaja chwile, ze sie juz dluzej jechac nie chce, bo tak sa spoznione i masz poczucie, ze stracilas tak wiele czasu…

      Troche z tymi trampkami, musze przyznac, nie zlapalam … 🙂

      Buziakow pelne garscie

      Anna

    1. Mowimy o sytuacjach wyjatkowych i z dzialaniem z premedytacja, a wtedy to juz jestesmy gotowi na to, co nowe i nieoczekiwane. Sytuacja, o ktorej piszesz tez by mnie nie ucieszyla…

      Dziekuje i pozdrawiam serdecznie

      Anna

    1. Monika,
      wyprobuj koniecznie, ja sama zjadlam ponad polowe wcale niemalej porcji, ktorej i tak w calosci na zdjeciach nie widac… oprocz jednej szklanej wiekszej formy bylo jeszcze 6 takich mniejszych jak te na pierwszym planie… dla wszystkich, ktorzy lubia jableczniki to na pewno deser-pokusa, i to Wielka..

      Pozdrowienia serdeczne

      PS. Jesli sprobujesz, napisz prosze, jak Ci smakowalo…

      Anna

    1. Ojej, to grozi wstawaniem w nocy do lodowki takie snienie po nocach o jedzeniu! To lepiej juz zrob je sobie i nie snij… w kazdym razie o tym konkretnie 🙂 Polecam goraco, i pozdrawiam Cie serdecznie

      Anna

  2. kolejny przepis zapisany do folderu "zrobić" ^^
    a co do przystanku. Zdecydowanie jest różnica między zrobieniem tego z premedytacją (co teraz będzie mnie kusić), a co innego przegapić/zaspać (zdarzyło mi się ostatnio kilka razy).

    Wsiąść do pociągu byle-jakiego…

    1. Pamietam, ze kiedy zaczynalam tu jezdzic pociagami podmiejskimi bardzo sie balam, ze wsiade nie do tego co trzeba i pewnie kiedys mi sie to przydarzy, ale jak na razie, odpukac, wsiadam do tego, co trzeba…
      Masz racje, ze to zupelnie rozne sytuacje. Napisz, jakk dasz sie skusic, i gdzie pojechas…

      Moc pozdrowien

      Anna

    1. To zupelnie tak jak ja. Ale czasami sie nie da, bo nie ma czasu a takie tiramisu, przygotowane na dwa razy, jednego dnia mus jablkowy, drugiego na spokojnie przelozenie… jest wykonalne nawet w srodku tygodnia, co w moim przypadku jest nie do przecenienia…

      Serdeczne pozdrowienia

      ANna

  3. Po dzisiejszym poranku jestem w stanie podpisac sie pod Twoim postem.
    Tak to juz czasami jest, a najczesciej w poniedzialki… ze sie nie udaje… dobrze byloby moc sobie na to pozwolic…

    MOC serdecznej motywacji Ci posylam

    Anna

    1. Dostałam ogromny worek jabłek, i w głowie od razu pojawił się ten przepis. Jutro zrobię, bo akurat wszystko mam w domu – cóż za wspaniałe zrządzenie losu 🙂

      Minął miesiąc, a motywacji nadal brak… Na szczęście teraz mam dobrą wymówkę 🙂

  4. Genialny pomysł, sezonowy bardzo i opowieść w klimacie, który mnie ostatnio trzyma… wsiąść do pociągu bylejakiego i w końcu zostawić za sobą, co było… eh 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *