Julia Child. Moje życie we Francji. Kwiaty cukinii w malinowym cieście piwnym.

Chwile spędzone na lekturze tej książki były fascynujące. Leży przede mną „Moje życie we Francji” Julii Child, przeczytane już niestety, przekartkowane na wiele sposobów, intrygujące i inspirujące dzieło. Pozwaliło mi ono zupełnie inaczej spojrzeć na życie Julii Child. Inaczej niż zaprezentowali to twórcy filmu „Julie et Julia”. Prawdziwa Julia, której wyraźna postać i wyjątkowy charakter wyłaniają się z kart książki, to osoba niezwykle pracowita, ciekawa świata, pełna pasji i ciepła, niezwykle dociekliwa i skrupulatna. A nie – lekko niezrównoważona i szalona Amerykanka, zagrana skądinąd ciekawie przez Meryl Streep, lecz według nieprawdziwych założeń. „Doskonalenie się we francuskiej sztuce kulinarnej” , którego powstawanie śledzimy na kartach książki „Moje życie we Francji” było dziełem ogromnej pracy i wysiłku Julii Child, jej pasji i zaangażowania, trudnych do wyobrażenia, gdyby nie ta książka właśnie. Oto jeden z fragmentów:
„W tym wirze eksperymentów, szkiców, receptur i żywiołowych debat Judith Jones łagodnie, acz stanowczo zasugerowała, że jesteśmy winne czytelnikom przepis na francuskie pieczywo. (…) Tak oto rozpoczął się Wielki Eksperyment Bagietkowy, jedno z najtrudniejszych, najbardziej skomplikowanych, frustrujących, a zarazem satysfakcjonujących wyzwań, jakich się kiedykolwiek podjęłam. Byłam akurat pochłonięta rozdziałem o sosach, więc pierwsze eksperymenty zleciłam Paulowi. Za młodu piekł samodzielnie chleb i niebawem obrócił naszą kuchnię w Irving Street Boulangerie. Składniki pieczywa są niezmienne: drożdże, woda, sól – problem w tym, że można je połączyć na dziesięć tysięcy sposobów. Jak się przekonaliśmy, liczył się każdy szczegół: świeżość drożdży, typ mąki, czas rośnięcia, sposób ugniatania ciasta, temperatura, wilgotność pieca, nawet pogoda. Paul kładł rosnące wałki na ściereczkach, zawiazywał rogi płótna i wieszał je na uchwytach od szuflad, a efekt pary wodnej imitował, spryskując piekące się ciasto wodą z małej gumowej buteleczki z rozpylaczem. Jesienią 1967 roku codziennie oboje wypiekaliśmy bagietki (oraz inne specjały, na przykład croissanty) i częstowaliśmy nimi sąsiadów.(…) Wypróbowanie wszystkich domowych przepisów na bagietkę, jakie udało się nam znaleźć, zabrało nam ostatecznie jakieś dwa lata i 130 kilogramów mąki(…)”

Podobnie wyglądała praca nad każdym przepisem, rozpracowanym drobiazgowo, wielokrotnie i na wszystkie możliwe sposoby. Ileż w sobie trzeba mieć pasji, ciekawości, energii, motywacji? Nawet przy założeniu, że jak każda i ta książka jest kreacją lub autokreacją, brzmi ona prawdziwie i szczerze. Julia Child prawdopodobnie taka była, razem z Paulem stworzyli cudownie zgrany tandem twórczy. Paul był artystą, pisał pięknie o Julii i jej pracy, ich wspólnym życiu w licznych listach, cytowanych w książce, do swojego brata bliźniaka Charliego, którego wnuk – Alex Prud’homme współpracował i jak się domyślam, razem z Julią, już po śmierci Paula a potem i Julii, zredagował „Moje życie we Francji”.
Książka opowiada szczegółowo chwile, które Julia i Paul spędzili razem w Paryżu. Potem byly kolejne placówki dyplomatyczne i kolejne zmiany w ich życiu…
„-Na myśl o tym, że będziemy zaczynać wszystko od zera, w nowym miejscu, chce mi się wyć – jęczał Paul. – Nic dziwnego, że dzieci tak dużo płaczż po przyjściu na świat…Jeśli różnorodność nadaje życiu smak, to moje jest jednym z najlepiej przyprawionych na świecie. To prawdziwe życiowe curry.”
Ciężka praca i pasja oraz ludzie, których los stawiał na ich drodze zasadniczo przyczyniły się do sukcesu jakim było wydanie obu tomów „Doskonalenia…” opisanego w książce. Nic dziwnego, że mieli tak wielu przyjaciół, skoro kierowali się zawsze zasadą „(…) ludzie przede wszystkim! Innymi słowy, przyjaźń – a nie kariera, prace domowe czy zmęczenie – to rzecz najważniejsza, trzeba ją karmić i pielęgnować”.
Przez podnoszącą się po wojnie Francję, rozkwitającą pięknem Prowansję, po Amerykę , w czasach, gdy telewizja ledwie raczkowała, odbyc mozna na kartach tej książki ciekawą i nadzwyczaj smakowitą podróż.
I jeszcze ostatni fragment: „(…) doskonały posiłek wart jest zachodu.Dobre rezultaty wymagają poświęcenia czasu i uwagi. Jeśli nie użyjesz najświeższych składników albo nie przeczytasz najpierw całego przepisu i będziesz gotować na wyścigi, w efekcie otrzymasz pośledni smak i konsystencję – na przykład gumowy beef wellington. Pieczołowitość zaowocuje zaś wspaniałą feerią smaków, posiłkiem satysfakcjonującym pod każdym względem, a może nawet doświadczeniem, które zmieni twoje życie”.

Julia Child zmarła we śnie, zaledwie kilka dni przed swoimi 92 urodzinami, 13 sierpnia 2004 roku, dokładnie 6 lat temu.

Wzmiankę o kwiatach cukinii w cieście piwnym znalazłam właśnie u Julii. Składniki i sposób przygotowania to już mój pomysł. Sprawdził się a dodatek piwa malinowego zamiast jasnego wzbogacił delikatny smak kwiatów. Pyszności. Polecam.

Kwiaty cukinii w cieście piwnym

Składniki:
1 filiżanka (200 ml) mąki krupczatki
1 filiżanka piwa (u mnie malinowe)
1 żółtko
1 łyżka cukru
szczypta soli
kilka kropli cytryny

Przygotownie:
1. Do miseczki wsypujemy mąkę, wlewamy piwo i dodajemy żółtko. Wszystko mieszamy dokładnie widelcem lub lekko ubijamy trzepaczką. Dosypujemy cukier i sól. Odstawiamy na chwilę.
2. Oczyszczamy kwiaty cukinii z ewentualnych lokatorów, rozchylamy delikatnie płatki i urywamy pręcik w środku.
3. Rozgrzewamy olej na patelni.
4. Do masy wkrapiamy cytrynę. Mieszamy.
5. Kwiaty obtaczamy dokładnie w cieście i smażymy z obu stron.
6. Możemy je dodatkowo, dla smaku posypać jeszcze cukrem pudrem.

Przepis bierze udział w akcji:

Smacznego!

10 comments Add yours
  1. alez cudowne zdjecia…….no i znowu widze upragnione przeze mnie kwiaty cukinii,ktorych ja nigdzie tu dostac nie moge 🙁 chyba sobie wyhoduje w przyszlym roku sama….
    Pozdrawiam cieplutko 🙂
    I juz mam nastepna pozycje do poczytania na liscie…..tamta juz u siostry zamowilam ,zeby mi z Pl przywiozla 🙂

  2. och, aż pozazdrościłam Ci tej książki

    kwiatów cukinii też – w Polsce, na targowisku nie widziałam, trzeba by własne wyhodować 🙁

  3. Wydaje mi się, że pokochałabym tę książkę. Muszę ją zdobyć przy najbliższej okazji…w ogóle uwielbiam Julię – ale tę prawdziwą, nie wykreowaną na potrzeby filmu…

    Kwiaty cukinii w cieście miałam nawet okazję ostatnio spróbować – ale jednak się nie odważyłam 😉

  4. zazdroszcze kwiatow cukinii; wygladaja pieknie;
    a co do julii – wlasnie jestem na 324 stronie i mam zamiar dzisiaj skonczyc. i tak przy lumbago nie da sie spac…
    podzielam zdanie, ze byla fascynujaca postacia. no i kopalnia ciekawostek kulinarnych sprzed 60 lat. owczesny paryz i francuska kuchnia jakze inne od dzisiejszych…

  5. z dużą ciekawością przeczytałam Twój wpis.. i choc zupełnie nie znam Juli Child.. i wiele razy obiecywałam sobie, że sięgnę do książki lub do filmu.. to teraz wiem, że z pewnością to zrobię.

    kwiaty cukinii.. smak wciąż nieznany.

  6. Julia fascynuje mnie, odkąd tylko oglądnęłam film – który, jak piszesz, nie oddaje w pełni tego, jakim człowiekiem była. Jeśli tylko znajdę w bibliotece tę książkę, bez wątpienia ją wypożyczę. Wydaje się być rajem dla osoby zbzikowanej kulinarnie tak, jak ja.

    Kwiaty cukinii są dla mnie niedostępną magią. Nie znam sposobu, by je zdobyć. A tak ciekawa jestem tego smaku…

    Uściski!

  7. Aniu, zdjęcie kwiatów urocze:)Julię przeczytałabym z przyjemnością:)
    Cieszę, się, że jesteś – zaglądam z wielką przyjemnością:)
    Wróciłam, próbuje się ogarnąć – ściskam:*

  8. Aniu, przyznam szczerze, że tak mnie przeniosłaś w świat Julii, że pożałowałam, że nie przepisałaś tu całej książki, bo chyba nie ruszyłabym się sprzed komputera nie skończywszy! 🙂 Film co prawda widziałam, ale z pewnością po Twojej rekomendacji sięgnę po książkę.
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *