Wróciliśmy…
Przytłoczona ilością kilometrów do pokonania podziwiałam przeglądające się w lusterku górskie pejzaże i myślałam o tym, co za sobą zostawiamy. Krzywy domek, pominięty w planach drogowców, krajobraz przesycony bielą, szlaki narciarskie, które źle sklasyfikowano, zdradliwe orczyki i niechciane acz namolne wspomnienie pięciu godzin spędzonych w szpitalu na ostrym dyżurze.
Rozczochrane chmurami niebo zapowiadało zmiany. Kilkaset kilometrów dalej czekało nas przedwiośnie i własne wygodne łóżka. Dobrze jest wracać. Nie gubiąc się, znając przeznaczenie, wreszcie dotrzeć do celu zgodnie z busolą serca, do tego co nam najbliższe, do domu. (Ok, nawigacja satelitarna także się przydała…)
Ze spokojem myślę o kolejnym poniedziałku. On tu na nas czeka, żeby się wydarzyć, przywitamy go na własnym terenie. Tak łatwiej zmagać się z codziennością.
Zapraszam jutro na górski przysmak.
Anno gdzie jest tak pięknie???
Jaki widok!
Czekam na przysmak z niecierpliwością!
Poleczko, to 4 Doliny w Szwajcarii, mam nadzieje, ze gorski przysmak wczorajszy lub dzizsiejszy przypadnie Ci do smaku, pozdrawiam, anna
Szpital???? Mam nadzieje, ze to nie bylo nic groznego?
Widoczki sliczne, i takie 'znajome'! 😉
Bea,
jesli Ty masz takie widoki na co dzien to tylko pozazdroscic. Ja nie moglam sie nasycic a tego wschodu slonca z naszej sypialni w dniu wyjazdu nie zapomne chyba nigdy. Jesli chodzi o szpital to nic groznego, ale kosztowalo sporo nerwow. Pozdrawiam, anna
Nie nie, na co dzien nie, ale wystarczy pojsc na spacer nad jezioro by i gory podziwiac 🙂
Ciesze sie, ze szpital to nic griznego…