Ciemność zajechała pod okna wielkim wozem. Ptaki szepczą przed snem. Powietrzem zawładnął aromat mrozu. Przedcisza. Przedspokój. Przedpokój nocy. Bardzo lubię te chwile.
Jeszcze tylko szybka powtórka przed dyktandem z polskiego (Mamo, co to jest huba?), z francuskiego, z okoliczników, czytanka o Ulemce i na dobranoc lektura obowiązkowa – Anaruk. Wreszcie jednak ciszę przeszywać będą dziecięce oddechy a pająki ukryte w kącie odetchną z ulgą. Ja także.
Szczególnie, że weekend, co za nami, pełen był emocji. Dobrych emocji. Mieliśmy okazję uczcić ważną rocznicę urodzin, potańczyć i pośpiewać kolędy w zacnym towarzystwie i przy wyśmienitym akompaniamencie. To właśnie na spotkanie kolędowe, które stało się już tradycją, powstały między innymi ruloniki z krewetkami. Polecam.
Jutro zapraszam na naleśniki. Na przegląd po różnych regionach Francji i ich odmiany. Kilka przepisów, które będziecie mieli okazję przemyśleć i wybrać coś dla siebie. W końcu Chandeleur już w czwartek.
Dobrego tygodnia Wam życzę. Ja już odliczam dni do wyjazdu do Krakowa. Chociaż, kiedy patrzę na zapowiadane tam na weekend temperatury, mój zapał wprawdzie nie stygnie, ale uszy już marzną. O tym, co będę tam robiła, napiszę wkrótce.
Rouleaux de printemps
Składniki:
300 g małych różowych krewetek
1 duża łodyga selera naciowego
puszka liczi w syropie
garść świeżej bazylii
liście sałaty lodowej
makaron sojowy nitki, połowa opakowania 100 g
papier ryżowy
Przygotowanie:
1. Przygotowujemy makaron sojowy zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
2. Oczyszczamy łodygę selera, kroimy ją na drobną kosteczkę.
3. Rozdrabniamy bazylię i sałatę lodową. Liczi osączamy z syropu i kroimy w drobną kostkę.
4. Krewetki skrapiamy sokiem z cytryny.
5. Pod strumieniem wody z kranu moczymy pojedynczy papier ryżowy. Osuszamy, układamy na ściereczce lub na kratce, jak nam wygodniej. Instrukcję składania rouleaux znajdziecie tutaj. Układamy porcjami sałatę, makaron, krewetki, seler, liczi. Całość posypujemy bazylią. Zwijamy.
6. Podajemy z sosem sojowym, w którym maczamy nasze ruloniki.
Smacznego!
O właśnie ostatnio krewetki mi w głowie. Przyznaję się, że nie zgłębiłam tematu jeszcze tak naprawę. Chyba czekam na możliwość zjedzenia krewetek świeżutkich np. w Hiszpanii, chociaż próbowałam we Włoszech kiedyś to byłam mała i nie pamiętam. Coś tam wiem, że najlepiej świeże albo mrożone. Muszę podjąć czalendż kiedyś;)
A jeśli mogę: Zapraszam do wzięcia udziału w badaniach magisterskich. Jeśli nie spełniacie warunków (18-30 rok życia, mieszkający z rodzicami), to może ktoś znajomy pasuje do badania? Dziękuję za wszelką pomoc! Będę wdzięczna za udostępnianie na swojej tablicy:). http://www.facebook.com/events/358503757495487/