W czerwcu czasu na czytanie trochę jakby mniej… a tu już listy nowych zamówień mnożą się w notatniku i tyle pokus. Sięgnęłam po Annie Proulx, wiadomo – Kroniki portowe, choć wiedziałam, że to coś zupełnie innego. I rzeczywiście.
Ale niezmiennie – porywająca to lektura, która – mimo wielu gorzkich do przełknięcia wniosków, okazała się godną polecenia. Czytałam ją sobie powoli, niespiesznie. Czerpiąc radość i zadumę, będę do niej długo jeszcze wracać, myślami.
Annie Proulx „Drwale”, Wydawnictwo Czwarta Strona 2017
„Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną”… pobrzmiewało mi w głowie w czasie lektury „Drwali”. W kontekście książki, ale także tego, co dzieje się z naszym światem myślę sobie, że słowa te już dawno przestały być błogosławieństwem a stały – naszym przekleństwem. Książka, którą powinno się przeczytać. Pełna goryczy i żalu nad działalnością człowieka, zgoda. Ale wciąż bardzo wciągająca to i pouczająca historia dwóch rodzin na przestrzeni trzech wieków, w której los człowieka tak kruchy jest jak sosna wejmutka ścięta wprawnym ruchem ramion wytrawnego drwala.
„Robiłam różne rzeczy na uniwersytecie, nauczałam i wykładałam. Ja też marzyłam o karierze, zrobiłam karierę, a potem ją zostawiłam. Nauczyłam się wystarczająco dużo, żeby zrozumieć, że świat, który stworzyliśmy, rozpaczliwie potrzebuje pomocy. Ale pomoc nie nadchodzi. (…)
Przyglądamy się modelom, badamy przyczyny i domniemane skutki, zmagamy się z niewiadomymi, martwimy się wzrostem populacji. Liczba ludzi przerosła populację każdego ssaka, który kiedykolwiek istniał. Nie wiadomo, czy to się kiedyś zatrzyma. Śnią nam się koszmary o prądach oceanicznych i wymieraniu rozgwiazd, topniejących lodowcach, gwałtownych zamieciach. I myślimy o degradacji lasów. Lasów, które były początkiem wszystkiego i pewnie wszystkiego końcem…”
„Nic w świecie przyrody – żaden las ani rzeka, żaden owad ani listek – nie przedstawia rzeczywistej wartości dla człowieka. Wszystko jest bezwartościowe, dosłownie zbyteczne, dopóki nie odkryjemy w tym czymś jakiejś korzyści – tak myślą nawet najzagorzalsi miłośnicy lasów. Ludzie zachowują się jak bogowie. Decydują o tym, co rozkwitnie, a co umrze. Obawiam się, że ludzkość ewoluuje w jakiś straszliwy nowy gatunek i jest mi przykro, że byłem jej częścią.”
Guillaume Musso „Potem…” Wydawnictwo Albatros 2006
Szukałam książki pasującej do letniego formatu. Z prostą opowieścią płynącą wartko. Dlatego sięgnęłam po Musso. W przypadku tej konkretnie książki jednakowoż kilka łez po policzku spłynęło, lekko nie do końca zatem było, ale wieczór upłynął szybko.
Guillame Musso „Ta chwila” Wydawnictwo Albatros 2016
Nie zostanę stałą czytelniczką Musso. Ale w czasie wakacji mamy tendencję do sięganie po pozycje lżejsze, odprężające. I tu Musso trafia w punkt. Wpasowuje się idealnie. Ale muszę też przyznać, że choć koncept opowieści wydał mi się z początku z lekka przedziwny, to jego zakończenie wzbudziło jednak moje uznanie. Może jeszcze kiedyś? „Telefon od anioła” a może „Apartament w Paryżu”? Podobno warto…
Patrick Modiano „Perełka” Wydawnictwo Sonia Draga 2014
Ojojoj, to nie jest książka na lato. Ale wpadła mi w ręce i już tak została, do ostatniej kartki. Smutna, depresyjna, nostalgiczna. To było moje drugie podejście do Modiano. I obawiam się, że chyba na długi czas – wystarczy.
to be continued…
Polecam książkę Marie Benedict „Pani Einstein”. To historia pierwszej żony Alberta Einsteina, o której prawie nic nie wiemy, a była kobietą być może na miarę M. Skłodowskiej – niedocenioną, żyjącą w cieniu sławnego małżonka, dla którego poświęciła karierę naukową, poczucie godności, pierwsze dziecko. Po lekturze trochę inaczej postrzegam tego genialnego fizyka i jego osiągnięcia naukowe.
Warto sięgnąć też po „Panią Churchill” tej samej autorki, fascynująca postać, która będąc w cieniu męża miała duży wpływ na Winstona i prowadzona przez niego politykę.
Pozdrawiam
Pozdrawiam