Czytelniczo – miesiąc perełka. Książki ulubionych autorów, ciekawe odkrycia, wyczekiwane premiery i fascynujące fakty. Miałam trochę więcej czasu na czytanie przykuta do łóżka z powodu problemów z plecami. I w taki oto sposób, tymczasowo – jazdę na rowerze zastąpiła mi lektura książki Jak rowery mogą uratować świat. Dobre i to. Ale za to jakie fascynujące! Zapraszam do lektury mojego zestawienia.
Peter Walker „Jak rowery mogą uratować śwat”, Wydawnictwo Wysoki Zamek 2021
Tej książce poświęciłabym najchętniej osobny, samodzielny wpis. Bo kiedy rowerowy zapaleniec, taki jak ja, zabierze się do lektury z takim tytułem, to grozi to zacytowaniem tutaj przynajmniej połowy treści. Będę musiała się jakoś ograniczyć, albo też – rzeczywiście, napisać kiedyś coś więcej. I choć autor jest osobą wzbudzającą sympatię od pierwszych stron i ma się wrażenie, że to mógłby być nasz kumpel z sąsiedztwa, to całość potraktowana jest z najwyższą powagą i podparta wieloletnimi badaniami i rzetelnymi źródłami. W lekturę, po moich licznych zachwytach, zaangażował się także cud-mąż, który potwierdza, że pozycja to naprawdę godna uwagi absolutnie każdego czytelnika.
To, co stanowi o atrakcyjności książki, poza solidną bazą naukową, jest anegdotyczność i lekki styl autora. Ciężko się oderwać. Nieprzekonanym dostarczy dowodów, że rowery pomagają zmniejszyć nierówności oparte na płci, wieku, kulturze i dochodach, niwelują śmiertelne zagrożenie w postaci zanieczyszczeń pochodzących z samochodów i pomagają ocalić ziemię.
Absolutnie rozczuliła mnie opowieść o pewnym osiemdziesięciotrzyletnim Włochu Cesare, który wziął udział w projekcie badawczym opisanym w czasopiśmie „Medical Anthropoology” pod pięknym tytułem „Od roweru śmieją się oczy.” „Amerykańska badaczka Elisabeth Whitaker udokumentowała szczegółowo kondycję psychofizyczną grupki szosowych rowerzystów z północnych Włoch, którzy chociaż wszyscy mieli od pięćdziesięciu dwóch do osiemdziesięciu czterech lat, kilka razy w tygodniu odbywali wycieczki po 80 kilometrów i więcej. (…) Cezare jeździ codziennie i pokonuje za jednym zamachem tylko kilkanaście kilometrów, z tym że ma na swojej drodze trzy odcinki pod górę. Kiedyś był nauczycielem, na emeryturze zajął się malarstwem i poezją. (…) Chwali się, że nigdy nie mierzył sobie ciśnienia krwi, bo interesuje go tylko ciśnienie w oponach roweru. Tak mówi o swoich wycieczkach: Jeżdżę, bo to moja pasja, bo to moje przyzwyczajenie. Przyzwyczajenie, które z czułością do mnie przylgnęło. Cesare powiedział autorce, że jeździ codziennie tą samą trasą od kilkudziesięciu lat. Dzięki temu może dokładnie podziwiać i doceniać otaczający go świat, który dostarcza mu inspiracji do wierszy i obrazów. Nazywa to „zwiedzaniem centymetr po centymetrze.”
Peter Walker, powołując się na wyniki różnych badań i statystyk rozprawia się z licznymi mitami dotyczącymi jazdy na rowerze i choć mam pełną świadomość, że jeżdżenie po ulicach Łodzi (dajmy na to – z Rąbienia na Uniwersytet) nijak się ma do przejeżdżki po La Cambre, jeśli chodzi o poczucie bezpieczeństwa rowerzystów – to jednak zachęcam – wsiadajcie na rower – kiedy tylko to jest możliwe.
Autor książki wysnuwa także kilka dość kontowersyjnych teorii, których tu jednak nie zdradzę, mając nadzieję, że sami po tę książkę sięgniecie – ciekawa jestem Waszej opinii. I na koniec jeszcze jeden cytat, z którym nie sposób się nie zgodzić ( w dodatku – na tyle przekonująca to teoria, że cud-mąż przestał przebierać się za rowerzystę, kiedy jedzie ze mną rowerem na niedzielny targ, a to naprawdę osiągnięcie).
„Jeśli rower rzeczywiście ma uratować świat, to nie dokonają tego drogowi wojownicy odziani w lycrę. Na duże – a nawet ogromne – zmiany możemy liczyć, gdy społeczeństwo przestanie postrzegać jazdę na rowerze jako hobby, sport, misję czy styl życia. Zmiany się dokonają, kiedy rower stanie się po prostu wygodnym, szybkim i tanim środkiem transportu, który przy okazji ma tę zaletę, że zapewnia odrobinę ruchu.”
Aaaa, ( a nie mówiłam, że zakończy się to przydługim wywodem?) pozostawiam Waszej rozwadze ostatni cytat – „WHO prowadzi zestawienie najpowszechniejszych przyczyn zgonu na świecie. Brak ruchu plasuje się na czwartym miejscu, wyżej w tym przygnębiającym rankingu znajdują się tylko wysokie ciśnienie krwi, papierosy i hiperglikemia.”
Zastanawialiście się kiedyś, ile kilometrów macie do pracy/szkoły/sklepu?
Ulrich Hub „Lisy nie kłamią”, Wydawnictwo Dwie Siostry 2022
Nie czytam kryminałów. Czytam bajki i książki dla dzieci. Ale to już pewnie wiecie. Tak już mam, bo żywię takie wewnętrzne przekonanie, że książki pisane dla dzieci mogą zaoferować mi znacznie więcej niż lektura kryminału. Tak już mam i nawet jeśli komuć wyda się to infantyle czy naiwne, nic na to nie poradzę i się nie zmienię. Prawda jest taka, że – niezależnie od wieku czytelnika, każdy znajdzie w książkach Ulricha Huba coś wyjątkowego i czytelnego dla siebie. A wszystkich z pewnością połączy zachwyt nad poczuciem humoru autora. Lisy potraktować moża spokojnie jako wprawkę dla dzieci przed lekturą Folwarku zwierzęcego, kiedyś tam, gdy dorosną – miałam jakieś takie nieodparte wrażenie momentami. Językowo – jak zwykle – wybornie, a radość tym większa, że na rynku pojawiła się kolejna, czwarta już, przetłumaczona na polski książka Ulricha Huba. Zapewne i o niej wkrótce Wam wspomnę 🙂
Luca Cesari „Historia makaronu w dziesięciu daniach. Od tortellini do carbonary”, Wydawnictwo Znak Koncept 2022
Dla mnie ta książka ma jedną, naprawdę zasadniczą wartość – dzięki dociekliwości, ciekawości i otwartości autora, historyka gastronomii i kucharza, uświadamiamy sobie jak skomplikowane są dzieje wielkich włoskich klasyków i jak nieuprawnione w związku z tym bywają czasami opinie kulinarnych purystów, odbierających radość i odwagę naszym kulinarnym wyczynom. Historię makaronu polecam wszystkim wielbicielom włoskiej kuchni, którzy lubią wiedzieć, lubią dociekać. To kopalnia wiedzy i często zaskakujących faktów oraz – świetne żródło kulinarnych inspiracji i oręż w walce z tymi, którzy powiedzą – ale tak nie można! Tak się tego nie przyrządza!
Czy aby na pewno?
Yaniv Iczkovits „Córka rzeźnika”, Wydawnictwo Poznańskie 2021
Absolutnie wyjątkowa! Porywająca, zniewalająca i jakże odświeżająca to powieść. Pikarejska/łotrzykowska/awanturnicza – jak by jej nie nazwać – wciągająca po uszy. Przy tym – napisana ze swadą, wyobraźnią, rozmachem i lekkim feministycznym zacięciem. Napisać, że przygody Fani Kajzman nadają się jako lektura na plażę – byłoby wielką krzywdą dla tej książki, ale zabrana na wakacje, na pewno doda rumieńców każdej podróży i stanie się świetnym towarzyszem aż do końca. Przyznaję – ja noszę ją w sobie do dziś, i zazdroszczę wszystkim tym, którzy tę lekturę mają jeszcze przed sobą. Polecam gorąco!
„Jeśli gałązka nie chce być zmyta w dół rzeki, to co powinna zrobić? Może prosić, a nawet błagać strumień, by jej nie zabierał. Ale sama rzeka nie ma nic do powiedzenia. Jako rzeka płynie niestrudzenie i jest jednym i tym samym niezależnie od tego, czy unosi ze sobą kawałek drewna, czy młodą wiewiórkę.”
Odwaga i niezależność Fani oraz jej motywacja mogą imponować, ale przede wszystkim – skłaniają do przemyśleń o wychodzeniu poza schematy, odwadze wybierania własnej drogi, pod prąd.
„Nagle Fanię uderzyła pewna myśl. Szerząca się na świecie niesprawiedliwość wynika z podstawowego, prostego faktu, że ma z Natanem Berlem rodzinę, o którą musi się zatroszczyć. Ale ponieważ zajmuje się swoimi dziećmi, inne cierpią. A że nie chce narażać fundamentów swojego domu, wiele innych domów się rozpada. Wystarczy popatrzeć na te kobiety, których główne obowiązki to te wobec dzieci, a źródło cnoty to macierzyństwo – czy nie zaakceptowały wszelkiej niesprawiedliwości, pod warunkiem że ich łasne schronienie nie zostanie naruszone? Gdyby te kobiety wyszły z domów swoich matek, by opiekować się innymi, możliwe że mężczyźni tacy jak Cwi-Meir nie ośmieliliby się opuścić ich bez zastanowienia. Ale niesprawiedliwość zawsze ma swoich cichych agentów i każda katastrofa, która wydarza się w jednym miejscu, jest możliwa dzięki jej cichej akceptacji gdzie indziej. Fania jest wspólniczką zbrodni, jaka wydarzyła się w domu siostry. Nie. Nie wspólniczką. Więcej. Sprawczynią!
Świata nie można naprawić, ponieważ jego istnienie opiera się na tym rozłamie i żadna z córek Izraela nie jest gotowa zejść z tej drogi, by to zmienić, nawet ona.
Niczego od mężczyzn nie oczekuje. Dlaczego mieliby sprzeciwić się swojej pozycji panów? Dlaczego mieliby zrezygnować ze swoich praw, gdy nikt im się nie sprzeciwia?”
Pierre Lemaitre „Do zobaczenia w zaświatach”, Wydawnictwo Albatros 2018
Do zobaczenia otrzymałą w 2013 roku Grand Prix Nagrody Goncourtów. Trochę trudno z tym dyskutować, bo – bezsprzecznie wartościowa to pozycja, w dodatku odsłaniająca nieznane mi dotychczas oblicze powojennego krajobrazu Francji. Muszę przyznać, że początek dłużył mi się ponad miarę cierpliwości, ale postanowiłam wytrwać. I zdecydowanie była to dobra decyzja. Choć – czy sięgnę po kolejne tomy, nie wiem. Myślę, że wielbiciele ciekawych historii z zaskakującymi zwrotami akcji będą wielce ukontentowani, ja sama czułam mimo wszystko niedosyt.
Mariusz Szczygieł „Fakty muszą zatańczyć”, Wydawnictwo Dowody na Istnienie 2022
Mariusz Szczygieł przyznaje na wstępie, że Fakty powstały z niechęci do nauczania. Ale jednocześnie także my, jego czytelnicy wiemy doskonale – i to się czuje w każdym pieczołowicie dobranym słowie tych opowieści – że i z miłości do reportażu. Czego zatem można się spodziewać? Wielbiciele twórczości będą niewątpliwie zachwyceni – autor opowiada o swoich sympatiach literackich, ujawnia szczegóły i smaczki, poddaje analizie i sypie anegdotami. A ci, którzy reportaże pisać pragnęliby – znajdą tu instruktaż krok po kroku. Osobiście skorzystałam na obu tych propozycjach, czytelnie w książce rozdzielonych. Choć reportaży nie piszę, to rady znawcy tematu, tyleż na wagę złota, co uniwersalne, traktuję jak gwiazdkę z nieba. Świetna pozycja. Będę po nią sięgać jeszcze nie raz.
Olga Tokarczuk „Empuzjon”, Wydawnictwo Literackie 2022
Czułość. Moje pierwsze wrażenia po lekturze kilku stron. A więc Olga Tokarczuk w najlepszym możliwym wydaniu. Czuły narrator wygłaskał każdy akapit Ale jednocześnie mam poczucie, że ten „horror przyrodoleczniczy” z powodów, które trudno mi było wychwycić, nie będzie moim ulubionym dziełem Noblistki. Długo się nad Empuzjonem zastanawiałam i doszłam do wniosku, że brakuje tu równowagi. Zupełnie jakby źle sobie to dzieło autorka wyważyła. Sami widzicie – trudno przekazać na czym ten bemol niedosytu polega. Ale on tam jest. I nic na to nie poradzę. Nie zmienia to faktu, że każdej kolejnej książki autorki będę wyczekiwała w największym napięciu.
Jonathan Franzen „Na rozdrożu”, Wydawnictwo Sonia Draga 2021
Rodzina Hildebrandtów wiedzie życie przypominające mikrokosmos szkoły średniej. Jest 23 grudnia 1971 roku. Moment zwrotny w losach każdego z jej członków. Rodziców Russa i Marion oraz ich dzieci Clema, Becky i Perry’ego. Czas decyzji i stawiania czoła ich konsekwencjom. W trosce o popularność, sympatię i akceptację oraz narażeni na nieustającą rywalizację zachowują się jak dzieci, takie przynajmniej odniosłam wrażenie. Czyta się Na rozdrożu jak stadium amerykańskiej rodziny. Wnikliwe, pogłębione, słodko-gorzkie. Zastosowany zabieg narracyjny, choć nie nowy – a polegający na prezentowaniu tych samych zdarzeń z perspektywy różnych bohaterów, sprzyja tej właśnie pogłebionej analizie. Bardzo ciekawa pozycja. Polecam!
to be continued…