Trochę to trwało. Muszę jednak przyznać to tutaj otwarcie – Houston, mieliśmy problem. Po świetnych czytelniczo dwóch pierwszych miesiącach roku nastąpiło załamanie. Zdecydowałam się na lekturę książek niełatwych emocjonalnie (przynajmniej dla mnie), co w połączeniu z przedłużającą się sytuacją pandemiczną i depresyjną pogodą ducha and co zaowocowało odstawieniem książek na plan tak odległy, że bardzo daleki.
Kristin Hannah „Słowik”, Wydawnictwo Świat Książki 2016
Pomyślałam sobie – przeczytajmy w końcu tego słynnego „Słowika” i miejmy już tę Hannah z głowy. Ela pożyczyła mi swój egzemplarz (dziękuję) i zabrałam się do lektury, która – nie poruszyła mnie ani nie wciągnęła. Momentami miałam poczucie deja vu – znowu te niezrozumiałe motywacje bohaterów, pobieżność i jakaś taka nieważkość – jako czytelnik miałam poczucie, jakbym lewitowała, ledwie ślizgała się po powierzchni słów. Trochę trudno mi to wyjaśnić – a może to jest zupełnie proste? W skrócie – nie przekonała mnie ta historia.
Jeffrey Eugenides „Przekleństwa niewinności” Wydawnictwo Sonia Draga 2019
Zaczęło się od przeciętnej lektury „Słowika”, potrzeba czytelniczego odwetu była wielka, a ja wpadłam, jak śliwka w kompot, bo trafiłam w objęcia tak przygnębiającej lektury, że wyrwać się, oznaczało – wybudzić się z koszmarnego snu. Umówmy się – Eugenides pisze świetnie, majstersztyk. Język, narracja! Poezja! Tylko ta historia! Trzeba być na nią przygotowanym. Pięć sióstr Lisbon, dorastających młodych dziewcząt, pięknych i ekscentrycznych, jedna po drugiej w ciągu jednego roku, popełnia samobójstwo. Nie spojleruję – wiadomo to już od pierwszych zdań książki.
„W naszym miasteczku jeszcze nigdy nie było pogrzebu, przynajmniej nie zdarzyło się to w ciągu naszego życia. Większość zgonów miała miejsce w trakcie drugiej wojny światowej, gdy nas jeszcze nie było na świecie, a nasi ojcowie byli nieprawdopodobnie chudymi młodzieńcami, jakich znaliśmy z czarno-białych fotografii – ojcowie na lądowiskach w dżungli, ojcowie z pryszczami i tatuażami, ojcowie ze zdjęciami gołych panienek, ojcowie piszący listy miłosne do dziewczyn, które miały stać się naszymi matkami, ojcowie znajdujących natchnienie do poetyckiej zadumy w suchym prowiancie, samotności i w częstych w malarycznym powietrzu zaburzeniach pracy gruczołów – natchnienie, jakie zupełnie ustąpiło, gdy tylko wrócili do domu. Teraz nasi ojcowie byli mężczyznami w średnim wieku, mieli sterczące brzuchy i łydki wyłysiałe od wieloletniego noszenia kalesonów, ale nadal jeszcze daleko im było do śmierci. Ich rodzice, którzy mówili w obcych językach i mieszkali na zaadoptowanych poddaszach jak sowy, mieli do dyspozycji najlepszą opiekę medyczną i odgrażali się, że będą żyli do następnego stulecia. Nikomu nie umarł dziadek, nie umarła też żadna babcia ani rodzice, tylko kilka psów: beagle Toma Burke’a, Muffin, który udławił się gumą balonową Joe Bazooki, a później, tego lata, istota, której wiek w przeliczeniu na psie lata, wciąż jeszcze był wiekiem szczeniaka – Cecilia Lisbon.”
Na mojej liście zakupowej – „Middlesex” Eugenidesa – bo to na pewno rzecz warta przeczytania. Zapewne już wkrótce. Na „Przekleństwa” trzeba być przygotowanym, nie mówcie potem, że nie przestrzegałam, bo polecam, to pewne!
Zeruya Shalev „Co nam zostało”, Grupa wydawnicza Foksal 2019
I jakoś tak te trudne rodzinne historie zaczęły mnie prześladować. Opowieść o odchodzeniu, macierzyństwie, które może być wyzwaniem, jakiemu nie potrafimy stawić czoła, a nawet jeśli rękawicę podejmujemy, to trudno jest z tej walki wyjść zwycięsko, nie była łatwa do udźwignięcia, choć – trzeba to oddać – napisana pięknie. I znowu muszę Was ostrzec, przy jednoczesnym gorącym poleceniu tej lektury, nie będzie lekko, łatwo i przyjemnie. Ale warto!
Clarice Lispector „Opowiadania wszystkie”, Grupa wydawnicza Foksal 2019
Zanim sięgnęłam po ten zbiór trafiłam na kilka naprawdę entuzjastycznych poleceń na IG. I były to polecenia, którym skłonna jestem ufać ślepo. Poza tym – najważniejsza pisarka współczesnej Brazylii – dlaczego ja niczego jej pióra do tej pory nie czytałam? Takie zaniedbanie! I to co jest najpiękniejsze u Lispector – absolutnie, krystaliczna kobieca perspektywa, język i konstrukcja zdań. Wow! To także imponujący zbiór opowiadań, dokumentujących wzrastanie samej autorki. Uczciwie przyznać muszę, że lektura to bardzo wymagająca, autorski geniusz momentami trudny do uchwycenia, tak wyrafinowany. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z pisarstwem podobnej próby.
Dezso Kosztolanyi „Dom kłamczuchów” Państwowy Instytut Wydawniczy 2019
To z całą pewnością nie przypadek sprawił, że po Lispector sięgnęłam po „Dom kłamczuchów” – kolejny zbiór opowiadań. Mam poczucie, że to dwa zupełnie odległe bieguny, choć ciągle w uniwersum literatury najwyższych lotów. Znalazłam tu absolutnie perełki – opowiadania „Nieśmiertelna żona”, „Kłamstwa”, „Omelett a Woburne” i genialną manierę, wydobywającą ze spraw i zdarzeń absolutnie pospolitych – sensów umykających codziennej percepcji. Kornel Esti? Mój bohater! Dobrze zrobiłam, dając się uwieść poleceniu Sandora Marai z obwoluty „Domu”. Książka ta wędruje z miejsca na short listę najlepszych książek 2021. Polecam gorąco!
Pani Bukowa, Pan Buk „Wielki ogarniacz kuchni” Wydawnictwo Znak 2021
Zdarzyło się w końcu coś, co zapowiadał już „Dom kłamczuchów” – mój czytelniczy kryzys nie mógł dłużej trwać. Potrzeba mi było czegoś innego, świeżego, lżejszego, wywołującego uśmiech na twarzy. Uśmiechu, z którym wyjdę z czytelniczego impasu. Wybaczcie mi jednak, ale o „Wiekim ogarniaczu kuchni” napiszę w następnym, oddzielnym wpisie.
to be continued…
I tak wielkie brawa za wytrwałość. Słowika odłożyłam po kilkunastu stronach…. Była to moja druga książka tej autorki i już ostatnia…