Grzywka chmur przykrywa czoło słońca. Niby lato, niby nie-wiadomo-co. Chciałoby się odruchowo pokiwać głową, otrząsnąć się z tej przedziwnej aury, tymczasem pozostaje odliczać
dni do urlopu. A tu jeszcze tyle do zrobienia…
Czy Wy także porządkujecie różne sprawy, kiedy przychodzi lato? Dla nas to zawsze najlepszy czas na wszelakie porządki. Mam wrażenie jednak, że nigdy się nie nauczę. I zawsze, choć przecież już wiem, jak to bywa – rozpisuję sobie w głowie wiele projektów i projekcików do realizacji. (Zdarza się, że te niezrealizowane w poprzednim sezonie letnim naprawdę nie mogą już dłużej czekać… i robi się gorąco). I trudno z wszystkim zdążyć i jeszcze nacieszyć się wolnym popołudniem, wyjść do kina, wyjechać na weekend, nadrobić zaległości książkowe i filmowe lub zwyczajnie – polenić się choć 37 minut…
Co roku obiecuję sobie nie szaleć ze snuciem projektów, które -niezrealizowane w założonym czasie, psują mi potem humor i budzą frustrację, małą, bo małą, ale jednak. W tym roku prawdopodobnie również kilka z nich przepiszę do kalendarza na rok następny, ale mam w sobie większy spokój. Skupiam się na tym, co faktycznie udało mi się zrobić. I tym cieszyć – a nie frustrować niezrealizowanym. Jak się okazuje, o dziwo!, technika „przewróciło się, niech leży” może czasami przynieść pozytywne efekty, w postaci dobrego samopoczucia. Schylisz się później.
I wiecie, co?
To chyba najlepsze rozwiązanie. Poza tym, by po prostu mniej planować już na starcie.
Z rozrzewnieniem wspominam sobie w takich chwilach ten niedługi w sumie czas, kiedy nie pracowałam zawodowo, podopieczni jechali do dziadków, a ja miałam tyle spokoju i czasu na
wszystkie projekty… Pamiętacie tekst o Indianinie w wytartych portkach? No właśnie. Do tamtych chwil mi się tęskni.
Trzeba jednak być ze sobą szczerym. Nawet wtedy były sprawy i plany niezrealizowane. (Może to kwestia złej organizacji a może jest tak jak z pieniędzmi? Wydaje Ci się, że gdybyś zarabiał więcej, to na pewno więcej byś oszczędzał/zaczął oszczędzać/wreszcie pokonał debet?)
Są sprawy, które mogą poczekać i te, gdy zakładamy kask strażaka i biegniemy gasić pożary. (Sztuka utrzymania dobrostanu ściółki tak, by one w ogóle nie wybuchały – to naprawdę wielka
sprawa).
Pomyślę o niej jutro.
W końcu – wreszcie mamy trochę czasu dla siebie.
Pamiętacie? Lasagne obiecałam ostatnio naszej córce wracającej z Chin. Pomyślałam w związku z tym, że może nadszedł wreszcie czas, by zmierzyć dokładnie ilości i proporcje, i opublikować w końcu przepis na blogu. Tak też się stało. To nie jest propozycja dla tych, którzy się spieszą. Ale warta jest tego zachodu, uwierzcie. Ja przygotowuję podwójną porcję sosu bolognese i część zamrażam w mniejszych pojemnikach, aby podawać z makaronem spaghetti lub z gnocchi (przepis znajdziecie tutaj). To zdecydowanie ulubione dania naszej rodziny, wszystkich jej członków i przyjaciół królika. Jeżeli przygotowujecie lasagne z gotowych płatów makaronu, szczególnie tych suszonych, należy je wcześniej pogotować we wrzątku przez 2-3 minuty. Polecam gorąco!
Lasagne bolognese
Składniki: na 6 porcji
Na sos bolognese:
1 kg mięsa mielonego (ja używam zawsze wołowego, dobre będzie również mieszane – wołowo-wieprzowe)
2 duże cebule (300 g)
2 marchewki (150 g)
2 łodygi selera (150 g)
3 łyżki suszonego oregano
1 łyżka suszonej bazylii
garść świeżego oregano
szczypta cynamonu
1 l 400 ml passaty pomidorowej (przecieru pomidorowego)
2-3 łyżki koncentratu pomidorowego
1 szklanka czerwonego wytrawnego wina
sól, pieprz
Na beszamel:
750 ml mleka
60 g mąki ziemniaczanej
60 g masła
duża szczypta gałki muszkatołowej
sól i pieprz, do smaku
Ponadto:
ok. 120 g tartego parmezanu lub grana padano
Przygotowanie:
1. Przygotowujemy sos bolognese. Cebule obieramy, siekamy w dość drobną kostkę. Dusimy ma 1 łyżce oliwy.
2. Do zeszklonej cebuli dodajemy posiekaną drobno marchewkę i seler. Solimy, mieszamy, jeżeli trzeba podlewamy jeszcze odrobiną oliwy.
3. Przygotowane warzywa przekładamy do dużego garnka. Na tej samej patelni, partiami smażymy mięso, rozdrabniając je widelcem. Przekładamy do garnka z warzywami. Każdą porcję po usmażeniu lekko solimy i doprawiamy pieprzem.
4. Na tej samej patelni wylewamy wino, redukujemy krótko, jeżeli cukry z mięsa skarmelizowały się na patelni, staramy się je odzyskać, delikatnie zeskrobując drewnianą łyżką z powierzchni patelni.
5. Wino przelewamy do garnka z mięsem. Dodajemy passatę. Stawiamy go na gazie i gotujemy pod przykryciem przez 1 godzinę, mieszając od czasu do czasu. W połowie gotowania dodajemy koncentrat i suszone zioła. Po tym czasie odkrywamy, próbujemy, doprawiamy. W razie potrzeby redukujemy jeszcze już bez przykrycia.
6. Zestawiamy z gazu, dodajemy posiekane świeże oregano. Mieszamy.
7. Przygotowujemy sos beszamelowy. W głębokiej patelni roztapiamy masło, dodajemy mąkę, mieszamy do powstania papki. Wlewamy zimne mleko, cały czas mieszamy, do momentu zgęstnienia. Następnie zmniejszamy gaz i gotujemy jeszcze 2-3 minuty, uważając, aby nie przypalić sosu. Doprawiamy solą, pieprzem i gałką muszkatołową.
8. Na dno naczynia wylewamy odrobinę sosu bolognese, rozprowadzamy go łyżką. Układamy płat lasagne. Polewamy porcją sosu bolognese, beszamelowego i posypujemy parmezanem. Układamy jeszcze drugą taką warstwę, lub więcej, wedle upodobania.
9. Nagrzewamy piekarnik do 200 stopni. Formę/foremki wstawiamy do piekarnika przykryte pokrywką lub folią. Pieczemy 30 minut pod przykryciem, po tym czasie zdejmujemy je i jeszcze podpiekamy przez kilka minut. Podajemy.
Lasagne
Składniki:
200 g semoliny
2 jajka
Przygotowanie:
1. Do zagłębienia w wysypanej na stolnicy semoliny wbijamy jajko, wyrabiamy. Jeżeli jest za suche, minimalnie podlewamy wodą, jest za mokre – semoliną.
2. Płaty wyrabiamy w maszynce do makaronu, partiami.
Smacznego!
Wlasnie robie te lazanie, tak pachnie sos, ze nie doczekam do finalu. Z malenkimi zmianami, bo nie znalazlam suszonej bazylii w zapasach. Pozdrawiam; a przepis- na pewno zostanie w mojej ksiazce kucharskiej.
Ewa,
bardzo sie ciesze i dziekuje za ten komantarz, tak dobrze jest wiedziec, ze ktos korzysta z przepisow, ktore tu zamiesczam 🙂
Moc serdecznosci posylam,
Anna
Kocham lasagne!
W tym roku mamy mnóstwo planów i mało czasu… Ale co tam, przynajmniej będzie co robić też w następne wakacje! 😉