Zapewne nie tylko ja tak mam. Pewne smaki przypisuję ściśle określonym wspomnieniom, okresom w życiu, rozdziałom, zdawało by się – zamkniętym podmuchem czasu.
Kasza manna na mleku – bardzo wczesne dzieciństwo, nasze pierwsze mieszkanie, niedzielne poranki nad dużym talerzem na zupę. Wtedy nie jadało się zup w miseczkach.
Ryż z jabłkami i cynamonem i koniecznie – dużą ilością śmietany. Tak pachniały popołudnia.
Drożdżowe bułki babci, które dziadek przywoził nam w ogromnej misce, by wystrczyło dla wszystkich.
Naleśniki ze słodkim twarożkiem, oranżada w woreczkach, woda sodowa z saturatora… mogłabym tak wymieniać, poszukując w szufladkach pamięci tamtych emocji.
Mogłabym też wrócić do niektórych z tamtych chwil, ja- nie ja. Starsza, wyższa, z nadwagą (kusi mnie, by napisać niewielką), ciemnowłosa, czy szczęśliwsza – nie wiem, doprawdy, nie wiem. Wrócić, przygotowując kaszę manną na niedzielne śniadanie. O idealnej, kremowej konsystencji, lekką i owiewającą gorącem twarz aromatem cynamonu. Potrafiłabym upiec prawie takie same drożdżówki, jak te, które piekła nam babcia. Prawie. Takie. Same.
Nie jestem do końca pewna, że wszystko, co dziś wspominam z ckliwym niemal sentymentem, było rzeczywiście tak dobre, jak to sobie dziś wyobrażam. Może tak. Może nie. Może niezupełnie. A może to po prostu świadomość straty, poczucie bezpowrotności, są tymi specyficznymi tajemniczymi ingrediencjami, decydującymi dziś o ich wyidealizowanym smaku?
Pewnie tak. I trochę mi smutno.
Gofry. To jeden z tych przysmaków związanych ściśle z dzieciństwem. Pamiętam, że najczęściej kończyło się na wersji z cukrem pudrem. Każda kolejna pozycja na liście była droższa. A bita śmietana nie zawsze była udana. Cukier puder to wariant najbezpieczniejszy. Byle tylko wypełnił każdy z idealnie prostokątnych dołków. Kiedyś babcia, ta sama, która piekła nam drożdżówki, chcąc zrobić frajdę sobie i mnie, zamówiła nam gofry ze wszystkim. Na stojącej za ladą kobiecie zrobiło to tak ogromne wrażenie, jak gdyby zamówiła „kolejkę” dla wszystkich. Wtedy już studiowałam i to było jak spełnienie wszystkich wcześniejszych słodkich dziecięcych marzeń.
Wczoraj upiekłam gofry cynamonowe. Dzieci, moje dzieci, (to ja mam już dzieci?!) zajadały je podczas sesji. I ucieszyłam się bardzo, że tak im smakowały. Że mogę je dla nich przygotować. Bo choć moje wspomnienia z dzieciństwa wydają mi się nadzwyczaj cenne, cieszę się, że te moich dzieci będą już zupełnie inne. Niektóre z nich mogę sama zaczarować.
To pierwsze chyba typowe belgijskie gofry na blogu. Żadne wcześniej wypróbowane nie nadawały się do polecenia ich Wam tutaj. A te są wyjątkowe. Nie trzeba ich jeść na ciepło w obawie, że stwardnieją za szybko, ach ten cukier w perełkach! Bo jest go tu mniej. I ten cynamon… Moja rada – nie trzymajcie ich za długo w gofrownicy, a jeśli uznacie, że po godzinie, dwóch są jednak niezbyt miękkie, podgrzejcie je w gofrownicy króciutko.
Trafiłam ostatnio na jeszcze inny ciekawy z lektury przepis na gofry. Bez użycia cukru perełkowego. Jeśli okaże się tak dobry po spróbowaniu, zaprezentuję go Wam z czasem. Tymczasem, pozostaje nam się cieszyć, że i cukier perełkowy jest już w Polsce do kupienia, poszukajcie, wypróbujcie, bo naprawdę warto. Polecam gorąco.
Petites gouffres à la cannelle (Gofry cynamonowe)
Składniki: (w nawiasach podaję proporcje na ½ porcji składników, które użyłam)
500 g mąki tortowej (250g)
250 ml pełnotłustego mleka (125ml)
1 jajko (1 jajko o wadze 58 g)
10 g soli (5g)
25 g drobnego cukru (16g)
50 g świeżych drożdży (25g)
200 g masła (100g)
200 g cukru w perełkach (100g)
25 g cynamonu (9g)
Przygotowanie:
1. Podgrzewamy lekko mleko. Rozpuszczamy w nim drożdże.
2. Powoli miksujemy mąkę z mlekiem, jajkiem i drobnym cukrem. (Jeśli mikser się nie wyrabia, posługujemy się łyżką).
3. Kiedy ciasto jest jednolite dodajemy miękkie masło i sól i miksujemy dalej na wyższych obrotach.
4. Kiedy ciasto odchodzi od końcówek miksera dodajemy cynamon miksując powoli.
5. Odstawiamy mikser. Dodajemy cukier w perełkach mieszając delikatnie i tylko do połączenia składników.
6. Odważamy 50 g kawałki. Uzyskamy w ten sposób 12-15 małych gofrów.
7. Układamy je obok siebie, zachowując odległości, na stolnicy. Przykrywamy ściereczką. Pozostawiamy do wyrośnięcia na 30 minut.
8. Pieczemy w gofrownicy wysmarowanej masłem.
Przepis pochodzi z książki „Les secrets sucrés de Jean-Philippe Darcis”.
Smacznego!
Wspomnienia… Tak, gofry, kasza manna, ryz z cynamonem, zacierka, parowańce. Mam dużo takich wspomnieniowych potraw. Gofry także są takie:).
I jagodzianki z osami na Jarmarku Dominikańskim, gdy mama kupowała nam koszulki z Myszką Miki i Kaczorem Donaldem:).
Gofrem się chętnie poczęstuję:)
Pozdrawiam:)
Kulinarne wspomnienia to dla mnie niezwykłe emocje…
Taki widok gofrów z rana daje dużą dawkę optymizmu.
U mnie smutno i szaro…
Pozdrawiam Cię.
wspomnienia mam dość podobne ,a na gofry babcia mówiła wafle i robiła na takiej co się kładło na otwartym ogniu(gofrownica a raczej wafelnica)
Bardzo fajne gofry , śliczne zdjęcia , ja je chętnie zrobię
O tak, sa takie smaki, ktore wywoluja wspomnienia… Gofry to dla mnie wczesne dziecinstwo i ciezka, zeliwna gofrownica, ktora stawialo sie na gazie. Z takiej smakowaly najlepiej…
Ojej, gdyby zdjęcia mogły pachnieć… 🙂
No właśnie… Dzieci? To ja mam już dzieci? I one są już dorosłe? Kiedy to się mogło stać? Mnie w głowie wciąż kotki, kwiatki, głupotki. Zachwycić się drzewem, chmurką, wiewiórką, umazać się bita śmietaną po nosie. Czy to przystoi dojrzałej kobiecie? Upiekę gofry i założę się, że wszystkie te pytania znikną….
ohhh moze i dobrze, ze nie mam maszynki bo takie gofry to moglabym codziennie "wcinac":)
UWIELBIAM!!! pamiętam podobne w przejściu podziemnym w okolicach Dworca Centralnego… byłam od niech uzależniona 🙂 nie mam niestety gofrownicy bo robiłabym nieustająco.
dzisiaj robiłam je z psiapsiółką i dzieciakami 🙂 zakochałam się w nich bez pamięci!!! dziękuję Ci za ten przepis 🙂
magiczny wpis:)
nno, nie tylko Ty tak masz, cali jesteśmu skonstruowani ze wspomnień…*
Ty wiesz, jak ja dawno gofrów nie jadłam… Gofry to dom i wszyscy w domu… Albo wakacje z przyjaciółm i kolega, który tez zamawiał ze wszsytkim,a póxniej kroił to nozem przy stoliku…
Tak sobie myslę o Twoim pytaniu: to ja juz mam dzieci…
*ale kaszy manny nie lubię do dziś..