Spaceruję po pobliskim parku. Nad głową mam zgniły kompromis w kwestii błękitu nieba. Ale w uszach darmowy ptasi streaming. Nieodwołalnie i bezdyskusyjnie – nadchodzi. Czekam, tak jak i my wszyscy już tak długo, mając poczucie że ptaki zdążą w tym czasie wrócić z zaciepłych krajów…
Czekanie umilam sobie marmoladą. Pomarańczową. Wstawiam kolejne porcje i cieszę oczy słoiczkami układanymi równym rządkiem w spiżarce. Nie skłamię, jeśli powiem, że ostatnie tygodnie to ona trzymała mnie przy życiu. Naleśniki, tosty, kanapki – byle szybko i dalej do nauki. Dokładnie zrównoważony poziom słodyczy – tylko tyle, by nie zaszkodzić wadze za bardzo i akurat, by poprawić sobie humor i podnieść morale. (No dobrze – trochę też podjadałam łyżeczką prosto ze słoika – bo stała się moim uzależnieniem). Dodatek bergamoty – soku i skórki oraz poważna szczypta kardamonu, według mnie – są tutaj absolutnie obowiązkowe. Cudownie współgrają z tą charakterystyczną goryczką pomarańczy. Jeśli nie lubicie bergamoty czy kardamonu – pomińcie, albo zastąpcie wanilią czy cynamonem lub gałką muszkatołową.
W końcu będę miała czas na blog i na książki 🙂
Marmolada pomarańczowa z bergamotą i kardamonem
Składniki:
10 pomarańczy (najidealniej – ekologicznych)
1 bergamota
duża szczypta mielonego kardamonu
cukier*
Przygotowanie:
- Pomarańcze myjemy (tym dokładniej, jeśli nie są ekologiczne – warto sprawdzić w sieci, jak najlepiej to zrobić)
- Skórkę każdej pomarańczy nakłuwamy widelcem w kilku miejscach (moja rada – najlepiej zrobić to pochylając widelec pod kątem 45 stopni). Układamy w dużym naczyniu, zalewamy zimną wodą tak, by je przykrywała. Odstawiamy w chłodnym miejscu. Minimum na 12 godzin – maksymalnie na 4 doby. Rano i wieczorem zmieniamy wodę.
- Po tym czasie obieramy skórkę (nie wyrzucamy – będziemy jej potrzebować), obieramy tak dokładnie jak tylko się da z białych błonek (albedo). Obrane kroimy na mniejsze kawałki, pozbawiamy pestek, jeśli występują.
- * Jeśli trzymać się litery przepisu – odważamy obrane owoce i zasypujemy je w garnku cukrem równym połowie ich wagi. Moje pomarańcze ważyły ok. 1,5 kg. Kiedy pomyślałam sobie, że miałabym tam do nich dorzucić jeszcze 750 g cukru – złapałam się za głowę. Za pierwszym razem wsypałam 400 g, za kolejnym już tylko 300 g i zatrzymałam się przy dodaniu 250 g cukru na 1,5 kg obranych owoców (fakt, że pomarańcze, których użyłam były bardzo słodkie). W planach mam dosłodzenie ich samym tylko zredukowanym sokiem z pomarańczy – tak, żeby było najzdrowiej, ale na to muszę mieć więcej czasu.
- Zaczynamy gotowanie marmolady.
- W tym czasie obrane skórki dokładnie oczyszczamy z części albedo (tej białej). Kroimy, w paseczki / kostkę – jak lubimy i zależnie od tego, czy będziemy naszą marmoladę miksować. Zalewamy wodą i gotujemy w osobnym garnuszku przez kwadrans. Odcedzamy i dodajemy do gotujących się pomarańczy.
- Myjemy bergamotę, obieramy ze skórki, którą następnie kroimy drobno i dodajemy do gotujących się pomarańczy razem z całym wyciśniętym sokiem.
- Gotujemy do uzyskania ulubionej konsystencji. (U mnie trwało to ok. 3 godzin). Ja pod koniec gotowania całość miksuję. Przekładamy do słoiczków. Jeśli mają postać dłużej, a my zredukowaliśmy ilość cukru – lepiej je zapasteryzować. (Ostudzone układamy na szmatce na dnie garnka, zalewamy wodą do 3/4 wysokości słoiczków i gotujemy przez 30 minut). Po wystudzeniu przekładamy do spiżarki.
* Mówię o przepisie Agi z jej blogu tutaj, bazą jej przepisu zaś był ten pochodzący z książki Pellegrino Artusi Włoska sztuka dobrego gotowania, którą na język polski pięknie przetłumaczyła Tessa Capponi Borawska wraz z Małgorzatą Jankowską-Buttittą.
Wypada tu uczciwie przyznać, że tak obniżona ilość cukru, jak w moim wydaniu – pozbawia marmoladę istoty marmolady, ale mi taki smak odpowiada – a sam efekt jest aż nadto pełen słodyczy.
Smacznego!