– Kochanie? Czy mam Ci w czymś pomóc? – słyszę za plecami głos cud-męża. Byłam mniej więcej w połowie dystansu. Ziemniaków postanowiłam nie obierać, pełnoziarnisty ryż pyrkał sobie w garnku, a kawałki kurczaka na patelni powoli oblepiał zawiesisty sos koperkowo-cytrynowy. – Nie, dzięki, Ogarniam! – odkrzyknęłam w stronę cienia, skwapliwie i z konsekwencją przesuwającego się w kierunku piętra.
Przygotowywanie posiłku w naszym domu obejmuje zawsze chłodną kalkulację (bywa, że i gorączkową, choć rzadziej…) czy poprosić o pomoc, czy może lepiej zrobić po swojemu. Poproszenie o pomoc oznacza często spore straty na polu czasowym i emocjonalnym. Ileż razy można wzywać do nakrycia do stołu kolejno każde z dzieci w kilku kolejkach, bez odzewu z ich strony??? Frustracja narasta, a nerwy nakręcają apetyt i człowiek później oddaje się niczym niepohamowanej konsumpcji, zajadając stres (opcja utraty apetytu w moim przypadku nie występuje…)
Nakryłam więc do stołu i uświadomiłam sobie, że do kompletu brakuje surówki… Kto zetrze na tarce marchewkę, rzepę i jabłko??? No kto?
– Jednak możesz mi pomóc. Trzeba zetrzeć marchewkę! – zawołałam w kierunku mezaniny.
– Teraz mi to mówisz? Kiedy się właśnie położyłem? Moja głowa nawet jeszcze nie wie, że moje nogi już leżą!
– ???
Cóż było mówić? Paweł ani pisnął…
Ucieram tę marchewkę, nie powiem, z lekka wkurzona. Zabieram się za rzepę, zasadniczo = zbliżam się ku końcowi…
– To w czym mam Ci pomóc? – słyszę z góry głos, w którym nadaremno byłoby szukać skruchy…
– Teraz mnie pytasz? Kiedy ja właśnie kończę??? No, nie wierzę…
Żeby nie było, rodzinka zasadniczo kochana, zaangażowana, zależnie od motywacji i pomocna. Cud-mąż to cud-mąż – nie od parady. Tylko czasami – taka sytuacja…
Z tej to powiastki morał w tym sposobie: kiedy proponują Ci pomoc chwytaj okazję, przodem puszczaj drania, niech działa!
Wiem, jak bardzo lubicie mazurki Addio. Niektóre z nich darzycie szczególną sympatią – mazurek z czekoladową truflą i żurawinami oraz prosty mazurek migdałowy. Obejrzyjcie sobie galerię mazurków, (wpisując w wyszukiwarce hasło mazurek), znajdziecie tam inspiracje dotyczące ich dekoracji – na wypadek, gdybyście jej potrzebowali.
Podejrzewam, że proponowany dzisiaj mazurek orzechowy ma spore szanse, by znaleźć się w gronie Waszych faworytów. Moim już jest. Kruchy, delikatny spód i orzechowa, pełna słodyczy i wilgotna warstwa to świetne połączenie.
Na zdjęciu widzicie mazurek z polewą czekoladową. Post factum wydała mi się ona zbędna – lekko gasiła, moim zdaniem, smak orzechówm dlatego w przepisie poniżej zaproponowałam Wam dekorację wiórkami czekolady. Uczciwość nakazuje jednak przyznać, że warstwa czekoladowa przeszkadzała połowie osob, które mazurka próbowały, dla reszty była ok. Wybór pozostawiam Wam. Polecam gorąco!
Mazurek orzechowy
Składniki:
Na spód:
250 g mąki tortowej
125 g zimnego masła
1 żółtko
25 ml bardzo zimnej wody
25 g cukru
szczypta soli
Na warstwę orzechową:
100 g suszonych moreli
250 g orzechów włoskich
85 g miodu
2 żółtka
5 łyżek soku pomarańczowego
Do dekoracji:
wiórki czekolady deserowej
Przygotowanie:
1. Przygotowujemy kruchy spód. Mieszamy suche składniki. Wbijamy do nich żółtka i dodajemy pokrojone na mniejsze kawałki masło. Łączymy do uzyskania konsystencji kruszonki, dodajemy wodę, szybko wyrabiamy. Formujemy placek, zawijamy w folię i wstawiamy do lodówki na pół godziny. Po tym czasie wykładamy dno i boki foremki na tartę o średnicy 24 cm wysmarowanej masłem. Nakłuwamy widelcem, wstawiamy do lodówki na czas nagrzania piekarnika.
2. Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni.
3. Spód podpiekamy przez kwadrans, do lekkiego zrumienienia.
4. W czasie podpiekania spodu przygotowujemy warstwę orzechową. W misie blendera lub robota umieszczamy wszystkie składniki (morele można wcześniej pokroić na mniejsze kawałki). Miksujemy do uzyskania jednolitej masy, nie musi być idealnie gładka.
5. Masę orzechową wykładamy na podpieczony spód. Wstawiamy do piekarnikam w którym obniżamy temperaturę do 160 stopni. Pieczemy 20 minut. Studzimy. Dekorujemy.
Smacznego!