Czasoprzestrzeń pomiędzy „Bon weekend!” a „Bonjour” w niechciany poniedziałek. Weekend. Pomiędzy był: Marzec przebrany za maj. Drzewa w rozkwicie nie na miejscu. Forsycje, jabłonie, śliwy, dzikie wiśnie, magnolie i cała reszta, tych które kojarzę z widzenia ale nigdy z nazwy. Wszędzie wokół czas rozkwitu.
Powrót wieczorny ulicami miasta, którego nie potrafię nazwać moim. Nawet nie wiem czy bym chciała i czy wówczas nie musiałabym się przyznać do zdrady. Nawet jeśli stoi tu mój dom (świadomość, że stanie się własnością moją a nie – banku, gdy będę już zapewne babcią, wcale tu nie pomaga).
Spotkanie z Joanną Bator, z którego wracałam wczesną nocą jadąc ulicami niekoniecznie mojego miasta. Pozwalające uśmiechnąć się do własnych myśli – bo oto okazało się, że ktoś myśli podobnie. Ktoś. Ba – Autorka! W torebce na siedzeniu pasażera (tak, wiem – niezbyt to rozsądne) kartka z notatkami ze spotkania, a na niej cytaty. Jak choćby ten, podkreślony podwójną linią: „Mój język jest moją ojczyzną”. Słuchało się jak melodii (w pewnych chwilach wręcz dosłownie) opowieści o pisaniu, tworzeniu, powrocie do kraju, życiu z dala od niego, ucieczce z rodzinnego miasta, od którego uciec się nie da, niemocy twórczej, inspiracjach – jak choćby o łydce Jadzi czy uchu dziadka, fragmentu nowej książki. Zaskakujące, budzące uśmiech i podziw były to wyznania. Miałam wrażenie – niezwykle szczere i naturalne. Budujące.
Mała wygrana bitwa w walce o lepsze odżywianie się dzieci. Wszystkie zjadły jarzynówkę! Czegoś takiego nasza kuchnia jeszcze nie widziała. Szkoda, że nie widzieli tego dziadkowie. Nic to, że fortel szantażem zwanym, ale za zgodą po obu stronach barykady. A wszystko to po to, by na końcu usłyszeć – Nie była taka zła…
Jarzynowa sałatka. – Mamo, chyba coś ci się pomyliło!
Jerzyna (pisownia świadoma) to taki owoc, w całości! Sic! – Obiecaj, że chociaż spróbujesz. – Tyle mogę obiecać. By wieczorem – Wiesz, jakoś w tej chwili nie mam ochoty na cokolwiek, mamo. Mogłam spokojnie pokroić sobie palce w zagubieniu wśród wspomnień i refleksji, jakie we mnie wywołała. Ale o tym napiszę Wam przy okazji publikowania przepisu.
Refleksja nim weekend zaśnie snem niewinnego dziecięcia. Miewam często takie poczucie. W tej czasoprzestrzeni jak w czarnej dziurze gubią się chwile, miliony weekendowych chwil, co do których zawsze mamy tyle planów. Małe, drobne czynności, wysiłek i poświęcenie, tylko pozornie nieważne, nic nieznaczące. One wrócą, zahaczą ogonem komety o Twoje ramię, niemłodego już człowieka. Zataczając koło i wracając we wspomnieniach naszych dzieci na niebie ich codzienności.
Dobranoc, Kochani. I Dzień dobry, także…
Dobrego tygodnia Wam życzę.
Polecam Waszej uwadze ten przepis. Przygotowuję z niego muffiny do szkolnych śniadaniówek. Ile bym ich nie upiekła zawsze jest za mało. Piekę je ostatnio co drugi dzień. A każde z dzieci prosi, by zapakować mu z 10, Mamooo! Smakują wybornie. Polecam gorąco.
Muffiny czekoladowe
Składniki: na 20 sztuk
280 g masła w temperaturze pokojowej (najidealniej solonego)
175 g cukru pudru
225 g mąki
1 łyżeczka sody
75 niesłodzonego kakao
3 jajka
250 g mleka
200 g posiekanej czekolady mlecznej
Przygotowanie:
1. Nagrzewamy piekarik do temperatury 160 stopni.
2. Ucieramy masło z cukrem, do uzyskania jasnej puszystej masy.
3. Podgrzewamy delikatnie mleko – powinno być lekko letnie.
4. Przesiewamy mąkę, sodę i kakao, mieszamy. Dodajemy do ubitej masy.
5. Jedno po drugim dodajemy jajka, krótko mieszamy.
6. Wlewamy mleko, mieszamy krótko.
7. Wsypujemy 175 g posiekanej czekolady, łączymy.
8. Wylewamy do papilotek. Posypujemy każdą z nich pozostałą czekoladą.
9. Pieczemy z nawiewam około 20-30 minut.
Przepis, który zmodyfikowalam, szczególnie w kontekscie zawartosci cukru pochodzi z tej strony.
Marzec jak widać zrzucił majową sukienkę i ubrał się w listopadowy prochowiec. Było tak bardzo sucho że nic nie szkodzi. Te czekoladowe smakowitości doprowadzają mnie do skrętu kiszek. 🙂
Ta sukienka to byla zdecydowanie supermini 🙂 dzieciaki odmowily kategorycznie noszenia kurtek i nawet teraz, kiedy jest zdecydowanie chlodniej a marzec w prochowcu one biegaja w samych bluzach tylko… A muffiny polecam upiec jak najszybciej – dla unikniecia skretu kiszek 🙂
Bosko wyglądają te muffiny, wcale się nie dziwię, że dzieci za nimi przepadają 🙂 A moim domem jest świat – obojętnie gdzie jestem, jestem szczęśliwa. Ale znam wielu tych, co tęsknią jak Ty. Ciężko tak…
Moim domem zawsze byla i jest moja rodzina… i kiedy bylam mlodsza wydawalo mi sie, ze tak jak Ty, moge mieszkac niemal wszedzie, byle blisko nich i razem. Teraz to juz nie jest takie oczywiste, choc nie moge napisac, ze jest ciezko. Tylko gdzies w glebi ta tesknota sie tli a czasami rozpala policzki …
Dziekuje Ci za ten komentarz i pozdrawiam serdecznie
Dzieki, wiesz, przy takiej ilosci masla to one musza byc dobre, niekoniecznie zdrowe – ale i tak lepsze to niz kupne… popracuje jeszcze nad lzejszymi… serdecznie
Czasoprzestrzeń między Bon…, a Bon… Czasem myślę, że Ty tam przeżywasz i doświadczasz więcej i intensywniej, bo takie skondensowane to masz i zazdroszczę Ci tej Joanny. Ja też nie potrafię nazwać moim… Może jeszcze nie potrafię…. Muffinki, jakieś trzy lata temu piekłam czekoladowe, a może cztery… Ech… Wnętrza wyglądają zachwycająco:). Pychota:)
U nas muffiny to absolutny must… dzieciaki jedza tylko je i brownies ewentualnie inne czekoladowe wypieki… czastkowo probuja innych wypiekow, ale nie z takim entuzjazmem jak muffiny. No tak, lubia te brioszke zakrecona ale w tygodniu to ja zupelnie nie mam kiedy jej upiec… Nie wiem, czy tak rzeczywiscie jest z tym przezywaniem… kazdy ma swoja rutyne i codziennosc, sama wiesz… ratunkiem sa takie chwile jak te – spotkania z Autorem… w realu lub na kartach ksiazki…
Marzec jak widać zrzucił majową sukienkę i ubrał się w listopadowy prochowiec. Było tak bardzo sucho że nic nie szkodzi. Te czekoladowe smakowitości doprowadzają mnie do skrętu kiszek. 🙂
Ta sukienka to byla zdecydowanie supermini 🙂 dzieciaki odmowily kategorycznie noszenia kurtek i nawet teraz, kiedy jest zdecydowanie chlodniej a marzec w prochowcu one biegaja w samych bluzach tylko…
A muffiny polecam upiec jak najszybciej – dla unikniecia skretu kiszek 🙂
Serdecznosci
Anna
świetne zdjęcia:) pyszne muffinki:)
obłędne wnętrze tych babeczek:)
Bosko wyglądają te muffiny, wcale się nie dziwię, że dzieci za nimi przepadają 🙂
A moim domem jest świat – obojętnie gdzie jestem, jestem szczęśliwa. Ale znam wielu tych, co tęsknią jak Ty. Ciężko tak…
Moim domem zawsze byla i jest moja rodzina… i kiedy bylam mlodsza wydawalo mi sie, ze tak jak Ty, moge mieszkac niemal wszedzie, byle blisko nich i razem. Teraz to juz nie jest takie oczywiste, choc nie moge napisac, ze jest ciezko. Tylko gdzies w glebi ta tesknota sie tli a czasami rozpala policzki …
Dziekuje Ci za ten komentarz i pozdrawiam serdecznie
Anna
Jeeej 🙂 mnie Mamusia też upiecze muffiny na jutro 🙂 śniadaniowe 🙂 może potem podsunę jej ten przepis ;D Albo sama upiekę, bo lubię 🙂
Tobie również udanego tygodnia 🙂
Mamusia, jak ladnie piszesz o swojej mamie – pewnie duza w tym zasluga muffinek, ktore Ci przygotowuje… Pieknie 🙂
Serdecznie Was pozdrawiam
Anna
🙂 więcej ma zasług, a mufinki są jednymi z nich 🙂
mmmm ależ ja bym zjadła takie ciacho!!! wieje, pada, zimno… ehhh pocieszka by się przydała 🙂 cudne!
U nas wieje, na szczescie nie leje – przynajmniej jeszcze nie, ale nie narzekam ostatnie dni byly jak prezent i jeszcze sie nim ciesze 🙂
Moc serdecznosci dla calej Rodzinki
Anna
Aż chciałoby się zatopić zęby w chociaż jednej 🙂
Te muffiny są idealne. Cudowna konsystencja, boski wygląd.
Piękne zdjęcia i aż się nie mogę oderwać, no:)
Pozdrawiam Cię Anno.
Dzieki, wiesz, przy takiej ilosci masla to one musza byc dobre, niekoniecznie zdrowe – ale i tak lepsze to niz kupne… popracuje jeszcze nad lzejszymi… serdecznie
Anna
Jakie super czekoladowe muffiny! *.*
Wyglądają kusząco. : )
Wspaniałe…. tak czekoladowe, ze prawie czarne …. podobają mi się:) pozdrawiam
Czasoprzestrzeń między Bon…, a Bon… Czasem myślę, że Ty tam przeżywasz i doświadczasz więcej i intensywniej, bo takie skondensowane to masz i zazdroszczę Ci tej Joanny. Ja też nie potrafię nazwać moim… Może jeszcze nie potrafię….
Muffinki, jakieś trzy lata temu piekłam czekoladowe, a może cztery… Ech… Wnętrza wyglądają zachwycająco:). Pychota:)
U nas muffiny to absolutny must… dzieciaki jedza tylko je i brownies ewentualnie inne czekoladowe wypieki… czastkowo probuja innych wypiekow, ale nie z takim entuzjazmem jak muffiny. No tak, lubia te brioszke zakrecona ale w tygodniu to ja zupelnie nie mam kiedy jej upiec…
Nie wiem, czy tak rzeczywiscie jest z tym przezywaniem… kazdy ma swoja rutyne i codziennosc, sama wiesz… ratunkiem sa takie chwile jak te – spotkania z Autorem… w realu lub na kartach ksiazki…
Buziakow pelne garscie
Anna