„W książkach Astrid Lindgren pierniczków nie je się wyłącznie na Boże Narodzenie. Są tak smaczne, że szkoda byłoby cieszyć się nimi tylko raz do roku. Pippi musi rozwałkować ciasto na podłodze w kuchni, bo stolnicy przecież nie starczy, gdy chce się zrobić co najmniej pięćset pierniczków. Tylko niech pan nie spaceruje po cieście, panie Nilssonie!”*
Kiedy byłam małą dziewczynką Pippi była dla mnie rebeliantką i wywrotowcem. Ja – grzeczna dziewczynka, z osłupieniem śledziłam jej wyczyny. Z osłupieniem podszytym zazdrością – że miała odwagę żyć absolutnie po swojemu. Choć już wtedy przeczuwałam, że w tej niesamowitej dziewczynce gdzieś głęboko w środku czai się smutek straty.
Potem, jako dorosła fascynowałam się biografią Astrid, opowiadałam o niej naszym dzieciom, zabierałam album poświęcony jej życiu na spotkania z dzieciakami w bibliotece, żeby opowiedzieć im także trochę o autorce Braci Lwie Serce – którą to książkę upodobali sobie nasi chłopcy. Kiedy wpadłam na ten przepis w pięknie wydanej książce „Nienasycone” wróciły wspomnienia tamtych chwil i jednocześnie – zachciało mi się go spróbować. I może niekoniecznie będzie to przepis, do którego wracać będę regularnie, ale mam świadomość, że pepparkakor mają wielu fanów i rzeczywiście – można je jeść okrągły rok.