Tak sobie pomyślałam, że to ostatni dzwonek, jeśli chcę napisać o noworocznych postanowieniach. Ci, co postanawiają już postanowili. I mam nadzieję, jeszcze trwają. Ci, co postanawiają nie postanawiać – pewnie zdążyli już nabrać pewności, że dobrze zrobili. A ja postanowiłam coś o tym napisać. Skłoniła mnie do tego jedna z moich ostatnich lektur.
„W Ameryce, powiedział, istnieje taka tradycja, że ludzie sami sobie obiecują zmienić coś w swoim życiu w nadchodzącym roku. Rodzina Zahry uznała, że to wariactwo. Za kogo ty się uważasz, pytali, skoro wydaje ci się, że będziesz w stanie zapanować nad przyszłością? No wiecie, odparł mój brat, nad niektórymi rzeczami można zapanować. Możecie na przykład postanowić, że będziecie jedli więcej jarzyn. Albo, że będziecie więcej ćwiczyć. Albo, że codziennie wieczorem przed zaśnięciem oddacie się trochę lekturze. Odpowiedziała na to matka Zahry, technik rentgenowski w klinice:
Tylko skąd wiesz, że za miesiąc będzie cię w ogóle stać na jarzyny? I kto powiedział, że jutro nie wprowadzą godziny policyjnej, a wtedy nie będziesz mógł pójść na siłownię albo pobiegać w parku po pracy. Kto powiedział, że nie wysiądzie ci generator prądu, i że nie będziesz musiał czytać w świetle latarki, aż wyczerpią się baterie, a później przy świecy, która się w końcu wypali i wtedy już w ogóle nie poczytasz w łóżku… Będziesz musiał po prostu zasnąć, o ile ci się to uda.” (Lisa Halliday „Asymetria” Wydawnictwo Literackie 2019)
Naprawdę? Być może jest tak, jak sugeruje autorka w innym fragmencie „Asymetrii” , że cywilizacje wschodu i zachodu trudno pogodzić i trudno jest europejczykowi uwierzyć, że są na tym świecie ludzie, którzy naprawdę nie ulegają pokusie postanowień noworocznych.
Bo pokusa jest, czasami nawet duża. Rzekłabym nawet – całkiem naturalna. Coś się kończy i coś zaczyna. Na progu, tuż pomiędzy, jest sekunda na zawahanie, czy chcę wchodzić w stare kapcie i w nich kroczyć nową drogą? (Kwestię, czy ona rzeczywiście jest taka nowa – pozostawię bez komentarza). Złudzenie, że rzeczywiście zmieniamy – nie tylko obuwie – ba! całą garderobę i tak wystrojeni startujemy w nowe, takie noworoczne postanowienie może rzeczywiście zagwarantować. Kto się nie skusił, choć raz? A komu się udało?
Zawsze stałam na stanowisku, że każde postanowienie, nieważne, czy zrealizowane – jest dobre, bo świadczy o chęci zmiany, a wcześniej – o uznaniu i przyznaniu, że coś istotnie naprawy wymaga.
Czasami myślałam, że w sumie szkoda tej całej energii na coś, co się udać raczej nie może, bo para idzie w gwizdek, a my z motyką do księżyca wyskakujemy (z tym czajnikiem pod pachą).
Dziś postanowień nie robię. Tych noworocznych.
Usłyszałam jakiś czas temu wypowiedź Marka Kamińskiego. O tym, że człowiek wciąż stawia sobie te same pytania, zmieniają się tylko poprawne odpowiedzi. Inaczej na pytania o to, Kim jestem? Dokąd zmierzam? Na czym mi zależy? odpowiemy mając lat naście, inaczej jako 40 latek. Za każdym razem odpowiedzi będą prawidłowe.
Są lata, które wymagają zmian. I takie, które wymagają przetrwania. Bo tak już jest. W którym miejscu jesteście?
Ważne jest chyba przysiąść sobie na progu swojej pospiesznej codzienności, w ciszy i spokoju i zapytać – czy w ogóle, a jeśli tak – do czego te postanowienia są mi potrzebne? I czy na pewno (i w sumie dlaczego akurat?) muszę je wdrażać od 1 stycznia?
A może lepiej – dać sobie czas, wytyczyć cel z perspektywą dłuższą niż miesięczny abonament na siłownię (pisałam kiedyś o tym, tutaj) i postanowić, że w tym roku zmienię jedną małą konkretną rzecz lub w końcu zrealizuję swój cel / marzenie? I mam na to całe 12 miesięcy.
I stawiać będę w tym kierunku małe kroczki, bo to jest po prostu łatwiejsze i bardziej przybliża do sukcesu?
Zmiany, zmiany. Naprawdę są nam potrzebne? Wszędzie ich pełno. Wydaje się, jakoby były nam niezbędne.
Pomyślałam sobie dzisiaj, że piosenek z dzwoneczkami słucha się tylko pod koniec roku. W styczniu – przestają mieć rację bytu. Z nowym rokiem znikają z przestrzeni publicznej. A ja się pytam – dlaczego nie słuchać ich jeszcze przez kilka tygodni? Próbowaliście? Wiecie, jak fajnie brzmią właśnie teraz? Polecam!
Pierwsze dni nowego roku u nas zawsze kojarzą się ze świętowaniem urodzin cud-męża.
Do pracy poniósł ciasto ze zdjęcia. Jeszcze przed dekoracją. A z powrotem do domu doniósł ledwie okruszki. Podobno było pyszne. A ponieważ to przepis Yotama Ottolenghi, to chyba nie sposób w to nie uwierzyć.
Ciasto jabłkowe z kremem z syropem klonowym (Yotam Ottolenghi „Słodko”)
Składniki:
100 g sułtanek
275 ml wody
350 g mąki pszennej
1/2 łyżeczki mielonego cynamonu
1 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki soli
3 duże kwaskowe jabłka (800 g)
200 g drobnego cukru (dodałam znacznie mniej)
150 ml oliwy extra vergine
2 duże jajka, lekko rozkłócone
2 białka
nasiona z 1/2 laski wanilii
drobno otarta skórka z 1 cytryny (1 łyżeczka)
Na krem z syropem klonowym:
100 g masła o temperaturze pokojowej
100 g jasnego cukru trzcinowego
85 g syropu klonowego
220 g twarogu śmietankowego
Przygotowanie:
- Do rondla wrzucamy sułtanki, zalewamy wodą (200 ml). Gotujemy na małym ogniu, aż rodzynki wchłoną całą wodę. Odstawiamy.
- Przesiewamy mąkę, cynamon, sodę, proszek do pieczenia i sól do miski. Mieszamy do połączenia.
- Jabłka obieramy, usuwamy gniazda nasienne, kroimy w kostkę o boku 2-3 cm i wrzucamy do drugiej miski.
- Nagrzewamy piekarnik do temperatury 180 stopni (160 z nawiewem).
- W mikserze ucieramy cukier, oliwę, jajka, wanilię i skórkę przez około 6-7 minut, aż masa zjaśnieje, podwoi objętość i nieco zgęstnieje.
- Dodajemy jabłka, rodzynki i pozostałe 75 ml wody. Wsypujemy przesianą mąką i delikatnie mieszamy do połączenia.
- W osobnej misce ubijamy białka na niezbyt sztywną pianę, którą dodajemy do ciasta, mieszamy delikatnie.
- Przekładamy masę do formy o średnicy 23 cm, wyrównujemy wierzch łopatką i pieczemy ok. 55 minut, lub do momentu aż patyczek wbity w środek będzie po wyjęciu czysty. Wyjmujemy z piekarnika i odstawiamy w formie do ostygnięcia.
- Przygotowujemy krem – ucieramy w mikserze masło z cukrem i syropem na jasną, puszystą masę. Dodajemy twaróg partiami po jednej czwartej i ucieramy jeszcze około 2 minut, do uzyskania gładkiego, gęstego kremu.
- Przekrajamy ciasto poziomo na pół. Na spodzie rozsmarowujemy krem, przykrywamy drugą częścią ciasta. Na wierzch nakładamy resztę kremu (boki pozostawiamy nieposmarowane) i podajemy.
Smacznego!
Noworocznych postanowień nie mam, a dzisiaj rano jadąc do szkoły słuchaliśmy kolęd. Czyli wszystko w porządku:). Najlepszego na Nowy Rok Aniu (dla męża też!). Dużo weny i pysznych potraw.
Czy nie ma pomyłki w ilości mąki? Tylko 50 g?
Droga Halino,
przepraszam za pomyłkę i dziękuję za uważność. Mąki powinno być 50 g już poprawiam w przepisie,
Zycze powodzenia
Pozdrawiam serdecznie
Ania