Powroty potrafią zaskakiwać. Wyobrażamy sobie je najczęściej sielankowo, w końcu nic tak nie działa jak wizja snu we własnym łóżku*, kota spragnionego pieszczot, królika fukającego na twój widok, uśmiechniętego sąsiada machającego z daleka, wizji dnia dłuższego i cieplejszego oraz herbaty w ulubionym kubku.**
Jechałam tak sobie rozmarzona w stronę domu. Pozostawiając za sobą ośnieżone szczyty Dolomitów, olśniewający czystością błękit nieba, dobrodziejstwo słońca i Madonnę*** osypaną śniegiem jak w pamiątkowej szklanej kuli. Niebo uśmiechało się półgębkiem księżyca. Gwiazdy przecierały oczy. Już witałam się z gąską, aż tu, tak gdzieś pod Liège zaczęło sypać. I gdyby nie ciężar przejechanych kilometrów, odczuwalny od stóp po powieki, pomyślałabym, że nie wyjechaliśmy z Italii, którą także jakieś 11 godzin wcześniej, w głębokim śniegu pożegnaliśmy.
I gdzie to ciepło? Te ptaki, o których śpiewie zamarzyłam sobie? No nic, wciąż kusiła wizja własnego łóżka, z materacem znającym doskonale wszystkie twoje niedoskonałości i pościelą pachnącą codziennością… łóżka ciepłego, przytulnego, w którym poczujesz się jak poczwarka (sic!)
Tuż za progiem przywitał nas chłód. Wielki chłód. Ogrzewanie nie działało. A miało działać, zaprogramowane z najdrobniejszych szczegółach! Założyłam synkowi drugiemu czapkę na głowę i wysłałam do łóżka, otuliłam dodatkowymi kocami całą trójkę i zdobyłam na bohaterski wyczyn przebrania się w piżamę. Zimno zimnem, w ubraniu spać nie będę!
Rano obudziłam się z gigantycznym katarem, który zablokował mi lewą część twarzy, co ja mówię – głowy. Kichałam, smarkałam, prałam, suszyłam, wieszałam, coś tam ugotowałam, przetrwałam niedzielę, by w poniedziałek trafić do lekarza, po zwolnienie.
Bywa i tak.
Ale jaka jestem pociągająca! Jeszcze przynajmniej przez jakieś 4 dni!**** (To tyle tytułem pocieszenia).
No nieeeee, nie będę narzekać. Kiedy zamykam oczy, mam na takie okazje, schowany tuż pod powiekami, widok błękitnego nieba. Pod skórą zaś przechowuję ciepło słońca, które głaskało mnie czule po twarzy. Jakoś przeczekam do wiosny.
Jak dobrze, że w zanadrzu jeszcze kilka wpisów. Bo robić zdjęć nie dałabym rady. Oto pierwszy z nich. Ryba w ziołach, pieczona w papilotach, sałatka z kopru włoskiego z grejfrutem i tłuczone bataty z kolendrą. Polecam gorąco!
* czynnik zyskujący na znaczeniu w miarę upływu lat
** wprawdzie mam takie swoje „wyjazdowe kubki”, które zabieram zawsze ze sobą, ku rosnącym protestom cud-męża (Kto zabiera ze sobą własne kubki! I po co?) ale to nie to samo…
*** Madonna di Campiglio
**** zgodnie z zasadą, że katar trwa 7 dni
Ryba w papilotach
Składniki: na 2 porcje
300 g filetów, np. z dorsza
sok z połowy cytryny lub limonki
gałązki tymianku/oregano/pietruszki/koperku lub suszony tymianek/oregano/pietruszka/koperek
sól, pieprz
Przygotowanie:
1. Nagrzewamy piekarnik do temperatury 180 stopni.
2. Filety skrapiamy sokiem z cytryny, posypujemy solą i pieprzem, obkładamy ziołami. Zawijamy w papier do pieczenia, zamykamy tak, by było szczelnie, ale nie ciasno.
3. Pieczemy około 15 minut.
4. Pozostawiamy zawinięte w papier, do momentu podania.
Tłuczone bataty
Składniki:
1 duża szalotka
2 ząbki czosnku
400 g batatów
kolendra świeża – 1/2 pęczka
ostra czerwona papryczka
1 łyżka śmietany
bulion warzywny – ok. 1 szklanki
1 łyżeczka kolendry w ziarnach, utartych w moździerzu
kumin, sól, pieprz, kozieradka
sok z limonki
oliwa
Przygotowanie:
1. Na 1 łyżce oliwy, w głębokiej patelni, podduszamy posiekaną drobno szalotkę, dodajemy posiekany czosnek, smażymy na małym ogniu jeszcze 2 minuty.
2. Dodajemy obrane i pokrojone w dużą kostkę bataty. Mieszamy dokładnie, podsmażamy 2 minuty, podlewamy połową bulionu. Gotujemy tak na małym ogniu, aż płyn wyparuje.
3. Dodajemy posiekaną drobno papryczkę, mieszamy i znowu podlewamy bulionem. Gotujemy do momentu zredukowania płunu. Bataty powinny już być miękkie. Jeżeli nie, podlewamy jeszcze bulionem i gotujemy dalej.
4. Dodajemy przyprawy i śmietanę. Tłuczemy ziemniaki na mniej więcej gładką masę, ale nie na purée.
5, Posypujemy świeżą kolendrą i skrapiamy sokiem z limonki. Mieszamy, podajemy.
Sałatka z kopru włoskiego z czerwonym grejfrutem
Składniki:
2 małe bulwy kopru
1 czerwony grejfrut
sól, pieprz
100 ml jogurtu naturalnego
2-3 łyżki majonezu
1 łyżeczka miodu
posiekana drobno papryczka chili
Przygotowanie:
1. Bulwy myjemy, kroimy w paski, pozostawiamy zielone części do posypania przed podaniem.
2. Obieramy grejfruta, kroimy na mniejsze cząstki.
3. Łączymy jogurt, miód i majonez.
4. W misce łączymy koper z grejfrutem, polewamy jogurtem, doprawiamy sola i pieprzem, posypujemy papryczką i zieloną częścią kopru.
Smacznego!
Same smakowitości! dużo zdrówka i łączę się w bólu jeśli chodzi o katar… mi zostało jeszcze 5 dni…
Mmm, znakomicie ta rybka wygląda 🙂
Ja też uwielbiam wracać do domu, do swojego łóżka (to zdecydowanie przychodzi z wiekiem), do swoich własnych kątów. Wiadomo – wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej 🙂
Wyglada tak lekko i pysznie i wiosennie…:)
Wszystko razem i każde z osobna bardzo smakowite:). Tobie Aniu życzę zdrowia:)