Jesień 1999 roku. W pośpiechu wybiera numer do domu, żeby powiedzieć, że się spóźni. Ułamek sekundy, jeden niewprawny ruch serdecznego palca i jedna zamieniona cyfra. I zupełnie ktoś inny po drugiej stronie słuchawki.
– To chyba jakaś pomyłka…
Czy los może się pomylić? Tak przecież miało być, myśli dzisiaj. Jedna cyfra, jedna rozmowa, potem druga, trzecia, w końcu pierwsza wizyta. Tak często dzwonimy do kogoś nie wiedząc nawet czy ma akurat chęć lub potrzebę rozmowy z nami. A jeśli zadzwonimy do kogoś, kto na telefon czekał od dawna, na jakikolwiek telefon, od kogokolwiek, kto zechce wysłuchać? Rozmawiali o starej Warszawie, w zawierusze okrutnej historii i w chwilach chwały. Te opowieści lubił najbardziej. Nie mógł odnaleźć ich na kartach żadnej z książek. Historia państwa, historia narodu, historia życia. Jak ta o żolnierzach w spodniach z antracytowymi lampasami biegającymi w okolicach Karowej.
– Chcę, żeby Pan ją zatrzymał. Jest dla mnie ważna, tak jak wszystkie wspomnienia tamtych czasów. Ale wiem, że oddaję ją w dobre ręce.
Zamykał drzwi nieswojego już domu. Tak, jak zamyka się książkę, po przeczytaniu ostatniej strony. W lewej dłoni ściskał ten swój amulet. Duży, ciężki lekko zaśniedziały. Spojrzał na niego jeszcze raz. Rzeczypospolita Polska, 1936 r. Spojrzał w ledwie widoczne oczy Marszałka i z uśmiechem ryszył przed siebie…
… I przyszedł do nas, opowiedzieć nam jej historię. Zastanawialiśmy się wspólnie nad tym nieprzypadkowym chyba jednak przypadkiem.
– To raczej metafizyka niż czystej wody koincydencja – powiedział.
Powinien się tu chyba znaleźć jakiś tradycyjnie polski przysmak, jak na przyklad marcińskie rogale. A tu tradycyjny belgijski deser. Okazuje się jednak, że pieczone jabłka to smak naszego dzieciństwa. Czasów, które odeszły, pozostawiając trwały ślad w naszej pamięci.
Przepisów na Rombosse jest bardzo wiele. To doskonały waloński deser z Liège. Używa się do niego gotowego ciasta francuskiego, czasami też typowo drożdżowego. Przepis na ciasto właśnie, który znalazłam w książce „60 produits passion” Nathalie Bruart i Eric’a Boschman’a zmieniłam. Jabłko delikatnie upiekło się w kruchej skorupce z ciasta, konfitura wypłynęła na talerzyk. Pyszności.
5-6 jabłek
200 g mąki tortowej
100 ml mleka
1 jajko
1 łyżeczka cynamonu
konfitura z czarnych porzeczek
cukier cynamonowy lub zwykły jeśli nie macie
Przygotowanie:
1. Jabłka myjemy, osuszamy i pozbawiamy ogonków. Wydrążamy środki, starając się pozostawić jabłko w całości. Odstawiamy.
2. Lekko podgrzewamy mleko.
3. Przesiewamy mąkę do osobnej miseczki, wlewamy do niej mleko, wbijamy jajko, wsypujemy cynamon. Łączymy i zagniatamy.
4. Ciasto dzielimy na 5 części, każdą rozwałkowujemy równomiernie na bardzo cienki placuszek, najcieńszy z możliwych.
5. Do środka wydrążonego jabłka nakładamy konfiturę porzeczkową. Jabłko obficie obsypujemy z wierzchu cukrem.
6. Przykrywamy jabłko rozwałkowanym kawałkiem ciasta tak, aby utworzyło zamkniętą całość. Inaczej soki i konfitura mogą wypłynąć.
7. Tak przygotowane jabłka układamy na blasze wyłożonej pergaminem i pieczemy do zrumienienia się ciasta, ok. 10-15 minut, w temperaturze 175°
U nas do rombosse jabłka nadziewa się samym masłem i cynamonem, uwielbiam ten deser !
Piękna historia pięknie opowiedziana. Deser zupełnie mi nieznany. Tym bardziej będę chciała szybko go spróbować.
czarująca opowieśc. napisana z takim uczuciem… pochłaniająca.
a dzisiejsze jabłka w cieście…niebywałe!
Takie jabłka z cynamonem(ale bez konfitury) w kruchym cieście, to przysmak moich Dziadków, kupują w miejscowej cukierni (która jest starsza ode mnie). Bardzo mi się ten przepis podoba:-)
I piękna historia w tle…
historia bardzo urokliwa 🙂 a ten deser to coś dla mnie bardzo mi się podoba 🙂
To właśnie najczęściej zbiegi okoliczności kształtują nasze życie najpoważniej i najtrwalej. I to jest niesamowite! Przeczytałam gdzieś kiedyś, że jeżeli chcesz wierzyć w przeznaczenie, spójrz za siebie – a jeżeli chcesz wierzyć w przypadek, rozejrzyj się dookoła. I jest w tym chyba mnóstwo prawdy. Bo to życie pisze najbardziej emocjonujące i nieprawdopodobne historie…
Aniu, chyba to jest tak, że "często przypadek ma głos…"ale można to tłumaczyć tym, że tak miało być…
Ładny spokój w tej historii.
Bardzo ciekawy przepis na te jabłka:) – pasuje do tej historii.
Dobrych snów Całemu Domu Twemu:)
ciepla opowiastka……jakze milo sie cos takiego czyta pijac goraca herbate z cytryna i zajadajac sie tak pysznie zapowiadajacym sie deserem….nie znalam,ale mam nadzieje,ze bede miala go okazje kiedys zrobic i sprobowac 🙂
Pozdrawiam cieplutko 🙂
Rewlacyjny pomysl na jabłka!! Po pierwszym zdjęciu nie wiedziałam, co to jest, Może bułeczka? Takich jabłek nie znałam 🙂
Wygląda niesamowicie pysznie!!!
Bardzo przyjemnie się Ciebie czyta Aniu…
a deser – cudownie wygląda!