Samotność, którą sami wybieramy jest naszą przyjaciółką. Znamy się dobrze i najlepiej czujemy w swoim towarzystwie. Samotność narzucona przez okoliczności lub ludzi, którzy od nas odchodzą, to oprawca. Brutalnie i z premedytacją pozbawiający nas tego wszystkiego, co jest nam najbardziej potrzebne. Bliskości, czyjejś obecności, rozmów o poranku i tuż przed zaśnięciem, codziennej troski i kojącego dotyku. Dla jednej osoby nie nakrywa się stołu, nie gotuje posiłków. Wystarczy talerz z kanapką trzymany w ręce, naprzeciw ściany obwieszonej fotografiami tych, którzy mogliby tu być, byli tu jeszcze tak niedawno. Kanapka z samotnością.
Jednym z kryteriów wyboru wakacyjnych lektur była beletrystyka kulinarna. Znajoma księgarka namówiła mnie między innymi na „Kuchnię Franceski” właśnie. Napisana momentami ciepłym, chwilami nudnym i niepotrzebnie drobiazgowym językiem, jest lekka i nieskomplikowana, takież prawdy, znane lub dopiero do odkrycia przez czytelnika, przekazuje. O wyjątkowej wartości posiłków przygotowywanych w domu i potem spożywanych wspólnie, przy jednym stole. O samotności i tęsknocie rodziców dorosłych dzieci. Jeśli lubicie letnie książki w obu znaczeniach tego słowa możecie po nią sięgnąć. Fabuła jest mocno przewidywalna, nie zaskakuje. Garść zawartych włoskich przepisów może nieco podnieść wartość tej książki. Choć to akurat można znaleźć gdzie indziej.
Zacytuję Wam pewien fragment, smutny, wzruszający, tak bardzo prawdziwy. „Oczyma wyobraźni widziała już posiłek na stole: na środku wspaniałe pieczyste, obok pieczone ziemniaki, półmisek smażonych chińskich brokułów i bochenek chleba prosto z pieca. Niemał czuła smak tych pyszności. Tylko z kim niby miałaby ten obiad zjeść? Mimo to wzięła mięso i włożyła je do koszyka razem z warzywami.
– Przystępna cena za polędwicę, prawda? – rzekł uśmiechnięty Tony, gdy podeszła z zakupami do kasy.
– Zbyt przystępna, by przepuścić taką okazję – zgodziła się Francesca.
– Jutro będzie rodzinny obiad? – spytał wkładając mięso do plastikowej torebki.
– Nie – odparła, kręcąc głową. – Tylko dla mnie.
– Sporo jak na jedną osobę – żartobliwie zauważył Tony.
– To prawda – przyznała Francesca. – Przechowam je w zamrażalniku na specjalną okazję, dla gościa. Kto wie na kiedy i dla kogo?
– Wobec tego co przygotuje pani dla siebie?
– Dla siebie? – Wzruszyła ramionami. – Dzisiaj wieczorem ugotuję sobie chyba zupę i … będę czekała.”
Składniki:
12 jajek
¼ szklanki startego sera
2 pokrojone w plasterki cukinie
oliwa z oliwek
1 posiekana cebula
sól czosnkowa, pieprz
Przygotowanie:
1. Patelnię o grubym dnie spryskujemy oliwą.
2. Jajka i starty ser ubijamy razem.
3. Podsmażamy na półtwardo cukinię i cebulę. Doprawiamy solą i pieprzem.
4. Dodajemy jajka.
5. Sprawdzamy łopatką spód omletu. Kiedy się zrumieni, umieszczamy patelnię w piekarniku pod opiekaczem, by podpiec również górę.
6. Podajemy na gorąco lub w temperaturze pokojowej.
bardzo smutny ten fragment książki, a ile z nas nieraz przeżywa to samo
po ksiazke bardzo chetnie siegne,bardzo mnie zachecilas…
Co do samotnosci,to doswiadczylam i jednej i drugiej,zreszta mysle-jak kazdy….
Co do fritaty to wyglada przypysznie….
Pozdrawiam cieplutko 🙂
samotnośc jest taka przytłaczająca
taka bliska, nawet w tłumie
smacznie tu..
książkę faktycznie miło się czyta, wrócę do niej pewnie w zimie gdy śnieg będzie za oknem 😉 i do sosu pomidorowego 🙂
A Frittata też za mną chodzi. u.
Może się skuszę, kiedy skończę czytać pozostałe książki, które sobie wakacyjnie zaplanowałam. Fritatę chętnie zaserwowałabym sobie w najbliższym czasie na obiad – ale kto to wie, czy "treściwa" Rodzinka się zgodzi? ;))
Pozdrawiam!
Nino,
smutny i prawdziwy i dojmujaco rzeczywisty czasami, pozdrawiam serdecznie
Gosiu,
napisz, jak Tobie ppodobala sie ksiazka. Fritata wyglada i smakuje przepysznie, pozdrawiam serdecznie
Asiejko,
w moim poczuciu szczegolnie w tlumie jest najbardziej przytlaczajaca, sciskam serdecznie
Ulcik,
oby tylko za oknem, kiedy zima siegniesz znowu za te ksiazke, nie bylo takiej sniezycy jak ja opisal Pizzelli…pozdrawiam serdecznie
Oliwko,
wiem co masz na mysli, kiedy przyjezdzam do rodzicow do woli piec moge tylko ciasta. Tata jesli chodzi o reszty posilkow jest supertradycjonalista i na taka fritate nie wiem czy by sie skusil. Zaserwuj sobie fritate, z polowy podanej porcji najedza sie spokojnie 2 osoby z 1/4 Ty sama… koniecznie trzeba ja polaczyc z czyms konkretnym – ostrym lub kwasnym, my jedlismy z pomidorami i oliwkami z oliwa i bazylia. Usmiechnij sie, sciskam serdecznie
Anna
mój tata też jest tradycjonalistą, podobnie jak mama i rodzeństwo – wypieki zawsze im smakują, ale owoce morza, kuchnia azjatycka czy coś bezmięsnego to już nie bardzo
Oj tak, samotność z wyboru i samotność narzucona nam przez los czy innych, to zupełnie inne rzeczy.
Nino,
nasi rodzice to zdecydowanie zwolennicy polskiej kuchni tradycyjnej i zeby im dogodzic i jednoczesnie przygotowac cos co nam samym posmakuje trzeba sie niezle nagimnastykowac, ale pochwala w ich ustach to wowczas prawdziwa Pochwala…pozdrawiam serdecznie
Lo,
i obysmy sami mieli wplyw na jej wybor… sciskam,
Anna
Ja lubię samotność. Co prawda jest to samotność, którą sama sobie dawkuję. Myślę, że ona potrzebna.
Jak za dużo ludzi dookoła nas to można się nimi szybko zmęczyć.
Oczywiście nie oznacza to, że się izoluję 😉
Ale czasem po prostu muszę 🙂
Uściski Aniu!