Mogłam mieć wtedy nie więcej niż 8 lat. Zatrzasnęłam Mikołajowi drzwi przed nosem. Zadzwonił podczas Wigilii. Nie wiedzieć, czemu -dorośli powiedzieli nam, żebyśmy to my otworzyli drzwi. Z ciemności najpierw wyłoniła się biała broda, później zaś Mikołaj w całej swej podrabianej okazałości. Tak bardzo się go wystraszyłam i chyba jeszcze bardziej – tak byłam zaskoczona, że zatrzasnęłam drzwi w chwili, gdy zamierzał wejść do środka. Nerwowy śmiech towarzyszył mi już do końca wieczoru. Pamiętam do dziś, jakie wtedy dostałam prezenty…
Wracam teraz do tamtych chwil zastanawiając się, co my, już jako rodzice robiliśmy, żeby wiarę w Świętego podtrzymać u naszych dzieci jak najdłużej… ? Pamiętam, że jako rodzice jeszcze wtedy jedynaczki mogliśmy sobie pozwolić na dużą kreatywność, której to zresztą, w równym stopniu, wymagała i sytuacja, i córka. Do tego – mieliśmy z rękach potężne oręże – obietnicę, którego w sytuacji najwyższej konieczności nie wahaliśmy się użyć…
Nasza dziś 16letnia latorośl, uzdolniona tanecznie acz ekstremalnie nieśmiała, nie chciała dać się namówić na uczestnictwo w kursie tańca… Nie pomagały żadne klasyczne metody rodzicielskiej
perswazji, żadne tam prośby czy wreszcie – próby przekupstwa, nie były dość skuteczne. Zaparło się nam dziecię, pozostawiając w blokach nie jednego a tuzin osiołków. Aż tu pewnego dnia – dostała SMSa o treści, która – wybaczcie prawdopodobnie wiarygodnie odtwarzam z zasobów pamięciowych.
Droga Julio, bardzo chciałbym zobaczyć, jak tańczysz. Chętnie zajrzę do Ciebie na lekcję tańca.
Święty Mikołaj
Ha!
Kula minęła plot i trafiła w samo sedno!
A dziecię, które od zawsze miało trudności z wykonaniem pierwszego kroku i pokonaniem strachu przed niewiadomym, rozpoczęło kurs tańca.
Gdybym miała jeszcze poszperać w chmurze pamięci, mogłabym swobodnie przyznać, że chodziło pokorne pachole z, wbrew pozorom, entuzjazmem na te zajęcia do chwili wyjazdu z kraju, odnosząc sukcesy wyciskające łzy wzruszenia na rodzicielskich licach.
Gwoli ścisłości spieszę donieść, że Mikołaj na lekcji był ( a jakże!) i patrzył – jak to zwykle ma w zwyczaju – przez oszronione okno – i tylko dlatego nie było go widać…
Te cudeńka powstały z przepisu Marie Janků-Sandtnerové z 1924 roku przekazanego przez Basię. Są idealne. Lekkie, kruche,Przygotowuje się je szybko, z prostych i dostępnych
składników. Jedna porcja to mało.
Vanilkové rohlíčky czyli waniliowe rogaliki
Składniki: na 50 małych rogalików
150g mąki
20g cukru pudru
100g chłodnego masła
szczypta zmielonej wanilii
skórka otarta z cytryny
50g mielonych migdałów (u mnie orzechy włoskie)
1 żółtko
cukier puder z cukrem z prawdziwą wanilią do obtoczenia rogalików
Przygotowanie:
1. Mąkę mieszamy z cukrem, szczyptą skórki cytrynowej, mieloną wanilią i mielonymi migdałami (orzechami).
2. Dodajemy pokrojone w kostkę chłodne masło (jak podaje autorka, masło ma być dobre) i żółtko.
3. Delikatnie wyrabiamy ciasto i odstawiamy w chłodne miejsce na 15 minut.
4. Następnie z ciasta formujemy długi a cienki wałek, odkrajamy kawałeczki takiej samej długości, formujemy rogaliki.
5. Pieczemy 10 minut w temp. 175 st. C lub aż będą bladozłote.
Wyglądają niezwykle delikatnie, pozdrawiam 🙂
I takie tez sa, polecam sprobowac 🙂
Serdecznie
Anna
Zapisałam sobie przepis, muszą być genialne.
Sa! Polecam wersje z orzechami 🙂
Serdecznie
Anna
Pysznie się prezentują, ma się ochotę siegać i sięgać i sięgać po kolejne 😀
Rzeczywiscie, maja w sobie cos takiego 🙂
Pozdrawiam
Anna
Od takich ciasteczek ciężko się oderwać 🙂
Do nas Mikołaj nie przychodził, a Rodzicom szybko znudziło się podtrzymywanie tajemnicy…
Wiesz, ja mysle, ze to byl chyba jedyny raz w naszym domu, kiedy Mikolajem nie byl ktos z rodziny 🙂 I to moze stad taka moja reakcja…
A wiare w Swietego warto podtrzymaywac jak najdluzej, bo za tym stoi wiele innych kwestii…
Moc serdecznsci
Anna
Obłędne na zdjęciach! Upiekłam, ta nutka cytryny jest dopełnieniem kruchości tych pyszności! Będą na świątecznym stole.