„Włoskie buty” i „Szwedzkie kalosze”.

Przypadkowe spotkanie z czytelniczką Addio uświadomiło mi ostatnio, że moimi odkryciami książkowymi dzielę się tylko na Instagramie. A co z czytelnikami, którzy konta na Instagramie nie posiadają? Szczerze powiedziawszy, nie pomyślałam. Dlatego postanowiłam to naprawić i zebrać w jednym wpisie książki przeczytane w tym roku, które uważam za naprawdę godne polecenia.

W absolutnej czołówce umieściłabym „Włoskie buty” Henninga Mankella, „Na szpulce niebieskiej nici” Anne Tyler, „Bracia Burgess” Elizabeth Strout i „Madame” Antoniego Libery.
I dalej: „Lekcje oddychania” Anne Tyler, „Światło, którego nie widać” Anthony Doerr,  „Szkielet białego słonia” Izy Klementowskiej, „Płyń z tonącymi” Lars Mytting  oraz „Ósme życie” Nino Haratischwili.

„Włoskie buty” Henning Mankell
Być może ta książka podobała mi się tak bardzo, bo zwyczajnie bardzo lubię samotność? A może dlatego, że z wiekiem książki o życiu tych, którzy kwiat wieku mają za sobą, fascynują coraz bardziej? Oto poznajemy Fredericka Welina, 66 letniego lekarza żyjącego samotnie na bałtyckiej wyspie. To samotność z wyboru, która ma być lekarstwem albo karą za wydarzenia z przeszłości. Wyspa jest więc i wygnaniem, i ucieczką, a mieszkanie na niej dowodem strachu przed stawianiem czoła duchom przeszłości i sprawom niedokończonym. Kiedy tak piszę te słowa myślę, że to jednak jakieś uproszczenie – taka szybka próbka interpretacji losów Fredericka. Bohater budzi szacunek i jednocześnie podziw. Jego zmagania ze strachem, ciągłe miotanie się, uleganie słabościom i zwyczajna ludzka ułomność bardzo tę postać uwierzytelniają. Ma się poczucie, że to człowiek taki jak my. Jednocześnie słaby i silny, samotny i desperacko szukający bliskości, popełniający błędy i uciekający przed ich konsekwencjami.  Pragnący coś zmienić i jednocześnie do zainicjowania tych zmian niezdolny. Bo musi pojawić się ona, Harriet – aby nic już nie było takie jak dawniej, by trzeba było zacząć żyć na nowo, oddychać pełną piersią, wyruszyć w drogę ku przeszłości, którą chciało się zostawić daleko za sobą. A tytułowe włoskie buty, spytacie? (Wiem, ale nie powiem …) Przeczytajcie koniecznie.


„Na szpulce niebieskiej nici” Anne Tyler
Abby Whitshank, bohaterka książki poruszyła mnie jeszcze bardziej. Matka. Kobieta już niemłoda. Starzejąca się, zwalniająca, żyjąca coraz bardziej wspomnieniami, zwyczajna, próbująca odnaleźć się w gnieździe, które pustoszeje, mieszkająca w domu o niezwykłej historii. Ktoś, z kim utożsamiać się można aż do zatracenia. Miałam poczucie, jakby ktoś opisywał zdarzenia, o których wiem, że mogą się nam przydarzyć, które powoli będą się stawać częścią naszego życia, których przeczucie zaczyna nam towarzyszyć, gdy dzieci rosną, a rodzina, razem z nimi, przechodzi nieuniknioną metamorfozę. Anne Tyler, zdobywczyni Pulitzera, napisała książkę, która trafiła do mnie jak rzadko która książka.

Bracia Burgess” Elizabeth Strout
Mistrzowska książka. Sposób, w jaki Strout buduje tę opowieść jest godny podziwu. Wszystko wrze pod osłoną zdań najzwyklejszych, reporterskich czasami. Jest w jej bohaterach spokój i pasja. Szaleństwo i metoda. Miłość i nienawiść. Słabość i siła. I życie, z którym trzeba sobie jakoś poradzić. I każdy robi to po swojemu. Spośród trzech wymienionych właśnie pozycji Bracia Burgess to mistrzostwo formy. Oszczędnej, uczciwej, wyciszonej, wnikliwej, celnej i bezstronnej. W jej tle kawał amerykańskiej historii jak zamrożony świński łeb wrzucony do meczetu – nie można przejść z boku, udać, że nic się nie wydarzyło. Tak samo, jak wobec wydarzeń sprzed lat w rodzinie braci Burgess.

„Madame” Antoni Libera
Historia fascynacji młodego człowieka jego nauczycielką francuskiego. Na tle PRLowskiego krajobrazu. Tradycyjna narracja, piękny styl i język. To powinna być lektura obowiązkowa. Dziś już nikt tak nie pisze, a rzadko która książka tak smakuje. Historia, ta z małej i wielkiej litery, która plącze losy bohaterów oraz zagadka, którą rozwiązujemy podążając tropem głównego bohatera stanowią oś opowieści. Pięknej opowieści.

„Lekcje oddychania” Anne Tyler nie poruszyły mnie już tak bardzo jak wspomniana powyżej „Na szpulce niebieskiej nici”, ale to wciąż świetne pióro Anne Tyler, niezmiennie godne polecenia. „Światło, którego nie widać” to obyczajowa powieść historyczna. Momentami magiczna.  Urzeknie na pewno wszystkich wielbicieli radia oraz tych czytelników, którzy lubią śledzić historię bohaterów z zapartym tchem. Książki Izy Klementowskiej polecać będę zawsze, w ciemno. Szczególnie wielbicielom Portugalii. Dlatego, po świetnej „Samotności Portugalczyka” przyszedł czas na „Szkielet białego słonia”. „Płyń z tonącymi” to dobra książka na wyjazd. Ciekawa, angażująca opowieść, wojenna historia w tle i jeszcze ta Leica! Do tej pory przeczytałam tylko pierwszy tom opowieści Nino Haratischwili „Ósme życie”, nie wiem, czy sięgnę po kolejne, ale czasu poświęconego na przeczytanie 1 części opowieści , nie wiem, czy sięgnę po kolejne, ale czasu poświęconego na przeczytanie 1 części opowieści o rodzinie Jaszi.

Czytam teraz książkę Iana Thorntona „O człowieku, który podpalił wiek XX, choć wcale tego nie chciał”. Jako, że ledwie połowa książki za mną, nie chciałabym wydawać opinii już teraz, dość na tym, że to zaskakująca, szalona, z lekka groteskowa i abstrakcyjna książka, co czyni ją wyjątkową, a przez to godną przeczytania. Tuż po niej, w najbliższych planach czytelniczych „Szwedzkie kalosze”, kontynuacja „Włoskich butów”. Już nie mogę się doczekać.

Do następnego przeczytania 🙂

5 comments Add yours
  1. Aniu, rynek zalany jest książkami, w tym niestety kiepskimi. Tym bardziej należy Ci się uznanie za to, że zadajesz sobie trud i dzielisz się wiedzą o tych wartościowych. „Madame” Antoniego Libery to mój absolutnie nr 1, zaraz po nim wszystko, co wyszło spod pióra Jerzego Pilcha. Już wiem do czego sięgnę w wakacje. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie. M.

    1. Malgosiu, bardzo Ci dziękuję za ten komentarz. Masz rację. Na rynku jest wiele kiepskich i bardzo kiepskich ksiazek. Te kiepskie są też niestety czesto intensywnie promowane… Sama dalam sie nabrać już kilka razy. Teraz jestem ostrożniejsza 🙂 I sama polecam tylko te, które mnie zachwyciły/poruszyły. Do nastepnego przeczytania 🙂

      Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie
      Anna

  2. „Madame” dla mnie też w czołówce, choć czytałam już daawno, na tyle, że zdążyłam zapomnieć. Może czas wrócić? Kilka innych pozycji z tej listy też znam i podzielam opinię. Dzięki temu wiem, że warto sięgnąć po pozostałe tu wymienione-dziękuję za wpis i proszę o więcej podobnych! (wcześniejsza propozycje filmowe Addio już nieraz się sprawdziły).

    1. Magdaleno,
      bardzo Ci dziekuje 🙂 Poczulam sie zmotywowana 🙂 Juz bardzo niedlugo nowe polecenia filmowe. Ksiazkowe jeszcze momencik – kilka nowych lektur za mna ale wciaz za malo na nowy post, prosze o cierpliwosc, i bardzo sie ciesze, ze podzielasz moje opinie na temat wspomnianych ksiazek.

      Moc serdecznosci Co posylam

      Anna

  3. O „Madame” słyszałam, mam na liście do przeczytania 🙂
    Muszę przyznać, że ostatnio powieści obyczajowe mnie nie pociągają; w lekturze szukam odskoczni od smutnego świata…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *