Z bobem, o mój bobie!

 

IMG_7277

 

Uświadamiam sobie, że nigdy tego nie robię. Nie wypuszczam się myślami do czasów, gdy nie mieliśmy dzieci. Nie wiem, po co miałabym to robić. Pomijając fakt, że i pamięć już nie ta, a wartość terapeutyczna takich zabiegów niemal żadna i nikomu niepotrzebna. Za to kiedy dzieci wyjeżdżają, uświadamiam sobie, jak takie życie mogłoby wyglądać. I wcale nie jest OK. Ta myśl uwiera w nagle dobrze dopasowanej codzienności. Jak metka z nowego ubrania, którą się wycina, a jednak gryzie w kark i spokoju nie daje.
Bo oto można bezkarnie kupić w sklepie słodycze, jakie się lubi, bez konieczności ukrywania tego faktu czy – nie daj Boże – tłumaczenia się z niego. Wrócić do domu, kiedy się zechce, nikt głodny tam na Ciebie nie czeka. Zostawić po sobie – nazwijmy to – lekki – bałagan. Zapomnieć o śniadaniu, badgu i parasolu i zupełnie się tym nie martwić. A już tym bardziej – wieźć go, żeby zdążyć przed pierwszym dzwonkiem.
Położyć się spać, kiedy dnieje i po prostu, bezwstydnie, poczytać sobie książkę. Włączyć internet na całą dobę, w całym domu, bez ograniczeń. Kupić lodowe Marsy i zjeść je wszystkie jednego wieczora. (Nagle okazuje się, jak istotny jest aspekt kulinarny nieobecności w domu dzieci, Ups…) I kiedy tak wymieniasz sobie w myślach wszystkie te dobra, które spadły Ci nagle na głowę,
przytłaczając mnogością możliwości, okazuje się, że żadne z nich nie jest warte tyle, co buziak na dobranoc.
Przed nami miesiąc laby. Osierocenia, jak kto woli. Bo rodzice pozbawieni obecności dzieci są jak sieroty, zupełnie nie dają rady w całkiem nowej rzeczywistości.
Ogarniamy dom, po przejściu wyjazdowego żywiołu. Zjadamy Marsy  (ja) i skrojoną na prędce jajecznicę (cud-mąż) (w zanadrzu jeszcze fasolka po bretońsku – relikt studenckich czasów). Przerabiam bób przywieziony z Polski. Objadam się nim pstrykając kolejne fotki. Tych, którzy bobu nie lubią, uprzedzam lojalnie, że w najbliższych dniach to on będzie tu rządził. Mam jednak nadzieję, że spróbujecie moich propozycji. Nawet jeśli do tej pory jedliście go w możliwie najprostszej, ugotowanej z solą, postaci.
Na pierwszy ogień – prosta sałatka – quinoa z bobem. Samą komosę, jeśli nie jest dostępna, możecie zastąpić, kuskusem, bulgurem a nawet kaszą jaglaną. Na deser – hummus z bobu. Pyszności. Polecam gorąco!
Aaaaa, zapomniałabym! Bobu nie gotujemy. Najlepiej jest piec go krótko w piekarniku. Nie wylewamy z wodą jego cennych wartości, zyskujemy na czasie, zużywamy mniej soli a bób upieczony w piekarniku idealnie odchodzi od skórki. Same plusy! Nie mówiąc o bardziej skoncentrowanym smaku. Z 1 kilograma bobu uzyskujemy po pieczeniu i obraniu ok. 550 g bobu gotowego do spożycia. Poniżej znajdziecie dokładny opis wykonania.

 

 

IMG_7278

 

Quinoa z bobem
Składniki:
50 g quinoa
ok. 80 g upieczonego i obranego bobu
2-3 łyżki ziaren granatu (opcjonalnie)
2 łyżki posiekanego koperku
1 szalotka (ok. 30 g)
1 ząbek czosnku
1 łyżka gomasio (można zastąpić uprażonymi ziarnami sezamu)
1 łyżka soku z limonki
skórka otarta z 1 limonki
Przygotowanie:
1.    Nagrzewamy piekarnik do temperatury 180 stopni.
2.   Opłukany bób wysypujemy równą warstwą na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. Spryskujemy 1 łyżką oliwy, posypujemy 1 niepełną łyżeczką soli. Wstawiamy do piekarnika. Pieczemy z nawiewem przez 20 minut. Obieramy.
3.   Quinoa przelewamy na sitku zimną wodą. Przekładamy do garnka. Zalewamy podwójną ilością wody w stosunku do ziarem. Doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy gaz. Gotujemy 5 minut. Następnie solimy, mieszamy. Zdejmujemy z ognia, przykrywamy i odstawiamy w cieple. Po 10 minutach odkrywamy, mieszamy i pozostawiamy do wystudzenia.
4.   Siekamy szalotkę, podduszamy na oliwie. Dodajemy posiekany czosnek, dusimy dalej. Pozostawiamy do wystudzenia.
5.   Do quinoa dodajemy szalotkę z czosnkiem, gomasio, skórkę i sok z cytryny oraz posiekany koperek. Mieszamy.
6.   Przekłądamy do miseczki, posypujemy bobem i owocami granatu. Spryskujemy olejem lnianym. Podajemy.

 

Hummus z bobu
Składniki:
200 g upieczonego i obranego bobu
3 łyżki oliwy
2 łyżki zimnej wody
sól do smaku
1 łyżeczka koperku
½ łyżeczki skórki otartej z limonki
½ łyżeczki soku z limonki
1 czubata łyżka tahini
Przygotowanie:
1.   Miksujemy bób, oliwę sok i skórkę z limonki, koperek i tahini.
2.   Dodajemy zimną wodę i miksujemy dalej.
3.   Doprawiamy do smaku. Podajemy.
Smacznego!
21 comments Add yours
    1. Nie zamierzam juz gotowac bobu ani w wodzie ani na parze – pieczenie jest jak dla mnie najlepsza metoda…

      Pozdrawiam serdecznie
      Anna

    1. Oj to koniecznie!
      Widze ze trafilam na wytrawnego smakosza bobu. Napisz jak Ci smakowalo, jestem bardzo ciekawa.
      Tu w Belgii kupic bob niemal nie sposob… wiec ciesze sie tym, ktory przywiozlam sobie z Polski, ale przy moim spozyciu to nie na dlugo wystarczy…

      Pozdrawiam serdecznie
      Anna

    2. Anno, smakoszem bobu to raczej nie jestem- jeśli już – na pewno koperek, na pewno maliny- to są moje obsesje 😀
      Wracając do bobu, zawsze stawiałam na minimalizm (gotowany z konkretną garścią kopru i czosnkiem, albo pasty…) i dopiero Ty zainspirowałaś mnie do dalszych poszukiwań.

      Cała tajemnica braku moich fantazji w temacie bobu tkwi w tym, że choć bardzo smaczny- dla mojego systemu trawiennego dość ciężki 🙂

      Zaglądam na Twojego bloga regularnie, a komentarz jest moim debiutem 😉
      Lubię Twój styl.
      Serdeczności,
      Iwona

    3. Aniu, jak najbardziej bob jest dostepny tu w Belgii na kazdym ryneczku, jest tu powiedzialabym dosyc popularny, widzialam go juz u wielu osob na ogrodzie i czesto jest podawany w restauracjach. Ceni sie tutaj przede wszystkim bardzo mlody bob, ziarenka sa drobne, mieciutkie i intensywnie zielone, no i przede wszystkim latwiej strawne. Musisz sie troche rozejrzec. No i cudowne, ze jest rowniez mrozony.
      pozdrawiam

    4. Dziekuje Ci za info. Problem ze mna taki, ze nie mam kiedy pojsc na jakikolwiek rynek i dlatego sie nie spotkalismy – bob i ja. Ale jest wreszcie na horyzoncie weekend na miejscu, bez wyjazdow, i bede mogla sie wybrac. Mam nadzieje, ze jeszcze bedzie tam na mnie czekal.
      Za mrozonym natomiast nie przepadam.
      Dziekuje i pozdrawiam serdecznie.
      Anna

    5. Aniu, jesli pracujesz, to ryneczki sa przeciez i w sobote i w niedziele, musisz sprawdzic w swojej komunie kiedy masz. Pozdrawiam

    6. Nasz najblizszy to Waterloo, ale ja lubie jezdzic na Boitsfort w niedziele. Tymczasem jednak okazuje sie, ze tych miejsc jest znacznie wiecej i mozna nawet kupic swiezy, nieluskany. Ale o tym juz niedlugo 🙂

      Serdeczne pozdrowienia

      Anna

    1. Z malym przerywnikiem na truskawki, ktore trzeba jeszcze potraktowac, nim sie skoncza, ale beda wkrotce…

      Pozdrawwiam serdecznie
      Anna

  1. Dzien dobry!
    Ciesze sie, ze akurat trafilem tutaj w porze bobowania(jak grzyby i grzybobranie, kto mi zabroni 😉 )
    dzieki za sztuczke z pieczeniem i za humus z bobu.
    Polskiego sklepu w Korei nie widzialem :), poczta Mama wysyla suszone grzyby(bo majeranek juz znalezlismy na miejscu) ale na pewno przy najblizszej okazji sprobuje humusu z Bobu wg Anny.

  2. O mój bobie, ale będziecie szaleć! Korzystajcie, jak macie okazję 🙂 Jak to mawia moja koleżanka – Nie ma nic złego w cieszeniu się z odcięcia ogonów, a potem jeszcze większego cieszenia się z powrotu ogonów :))
    Ściskam!

  3. Wiesz, jesli uda Ci sie znalezc bob mlodziutki i swiezy kminek nie bedzie potrzebny.
    Ciesze sie, pozdrawiam i polecam na przyszlosc 🙂

    Serdecznie
    Anna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *