Jak dobrze jest wrócić! Długi, intensywny weekend w połączeniu z utrudnieniami natury technicznej niech będą głównymi sprawcami przedłużającego się tu milczenia. Wydaje się jednak, że co złe, za nami. Lista publikacji przygotowana, nowe pomysły rozpisane w notatkach. Będzie dobrze, a może nawet lepiej.
Tymczasem cudni się maj, różaneczniki zachwycają, azalie płoną, a bzy obezwaładniają. Zaczęłam biegać, ale… niech będzie to jasne – biegam, bo nie lubię. Uświadomiłam sobie całkiem niedawno, jak odrętwia i obezwładnia codzienność oparta na bezpiecznych, oswojonych rozwiązaniach. Spadek nastroju? Comfort food! Niepowodzenie? Lampka wina. Codziennie te same skróty, ta sama ścieżka do sklepu, te same korytarze w biurowcu, zadeptujemy własne ślady. I tak bez końca. Postanowiłam zatem w sytuacji wyboru stawiać na to, czego nie lubię lub czego nigdy bym nie wybrała. Stąd wzięło się moje bieganie. Z chęci przełamania się, wyjścia (z twarzą?/z podniesioną głową) z zaklętego kręgu bezpiecznych wyborów. Nie musi być komfortowo, a niech będzie inaczej. Jest lepiej. Paradoksalnie zaczęłam się sama stosować do zasady, którą od lat wpajam własnym dzieciom. Kiedy, na przykład, nie chcą przed snem umyć zębów, kuszę ich wizją zwycięstwa nad słabością, mówiąc: Brawo! Udało ci się. Małe zwycięstwo przed snem. Powód do dumy. U dzieciaków skutkowało to w 9,8 na 10 przypadków. Całkiem nieźle. Jak to się stało, że dopiero teraz wychodzę z mojej strefy komfortu? Co za geniusz? Wpaść na to tak późno? Lepiej późno niż później. Zobaczymy jak będzie się to sprawdzało na dłuższą metę. Wszak sama zawsze wolałam sprint. Maraton to nie moja bajka. I zapewne nigdy nią nie będzie, ale już samo podjęcie walki cieszy i smakuje jak nigdy. Polecam spróbować.
Cukinia faszerowana komosą z cytrynowym dressingiem
Składniki:
2 średnie cukinie
75 g komosy ryżowej
150 g fety
3 łyżki świeżej mięty
3 łyżki orzechów pinii / lub innych
sól, pieprz
sok z cytryny
Na dressing:
2 łyżki soku z cytryny
4 łyżki oliwy
sól, pieprz
ząbek czosnku
skórka otarta z 1/2 cytryny
Ponadto:
tarty parmezan
Przygotowanie:
1. Komosę przepłukujemy wodą na sitku. Zalewamy wodą w proporcji 2:1, solimy i zagotowujemy, następnie zmniejszamy ogień, przykrywamy i gotujemy jeszcze ok. 15 minut. Odstawiamy do przestudzenia.
2. Nagrzewamy piekarnik do temperatury 175 stopni.
3. Cukinie myjemy, osuszamy, przekrajamy wzdłuż na pół, wydrążamy pestki.
4. Komosę łączymy z uprażonymi orzechami i posiekaną miętą. Doprawiamy solą, pieprzem i sokiem z cytryny. Wypełniamy nią cukinie. Przekładamy do foremki. Przykrywamy. Wstawiamy do piekarnika.
5. Pieczemy 20-30 minut. W tym czasie przygotowujemy dressing. Rozcieramy czosnek ze skórką i z odrobiną soli, dodajemy szczytę pieprzu. Przekładamy do małego słoika. Zalewamy oliwą i sokiem. Wstrząsamy do uzyskania kremowej konsystencji.
6. Kroimy fetę w kostkę. Dodajemy do niej odrobinę dressingu i jeszcze trochę posiekanej mięty, mieszamy.
7. Upieczone cukinie posypujemy fetą i tartym parmezanem. Polewamy cytrynowym dressingiem. Podajemy.
Smacznego!
'Biegam, bo nie lubię'.
🙂
Trójkowe Hasło to 'Biegam, bo lubię'.
A Tomasz Mann mawia 'Nie biegam, bo nie lubię'.
;)))
Czy ty także słuchasz Trójki ?…
Czytam Ciebie, choć milczę ! Lubię Ciebie czytać.
Cukinię ubóstwiam, dziękuję Ci za przypomnienie.
(ostatnio mało gotuję…)
Serdeczności z majowej, pachnącej do zwariowania bzem Warszawy 🙂
I "namów Manna do biegania" 😀
Tak jest !
😀
Dziewczyny Drogie,
Manna, jak pokazuja kolejne jego audycje, nie da sie namowic. I moze dobrze? Po pierwsze – cala sytuacja bawi chyba wszystkich sluchaczy, a po drugie – w koncu musza byc na tym swiecie rzeczy, sprawy i ludzie niezmienni jak skala – to daje jednak poczucie bezpieczenstwa 😉
Slucha tylko Trojki, zyje w jej rytmie – to moj kawalek Polski, daleko od domu 🙂 nie wyobrazam sobie bez niej zycia i juz!
Jak sie okazuje, Trojkowe haslo mozna modyfikowac na wiele sposobow.
Dziekuje, ze jestescie, czytacie i komentujecie – to bardzo cenne i wiele dla mnie znaczy.
Moc serdecznosci Wam posylam
Anna
Dobrze, że Trójka póki co nie zmienia się za bardzo. I niech tak zostanie! 🙂
Powiem Ci, że jesteś ewenementem – żeby pokonywać swoje słabości w ten sposób;-) Ja wręcz nie cierpię biegać i żadna siła mnie do tego nie zmusi. To może ja sobie wezmę niechęć do wybierania się na basen przezwyciężać, bo samo pływanie uwielbiam, ale jak mam tam się wybrać to …:-) A cukinie wygląda bardzo apetycznie:-)
Uwierz mi, ze ja nie cierpie takze, bardzo mocno i intensywnie – wlasnie dlatego postanowilam sie przelamac. Zeby nie bylo nie, bo nie… zeby cos ruszyc, zrobic krok w inna strone, zobaczyc, jak jest tam, gdzie mnie nie ma/nie bylo. Z cala pewnoscia nie bede biegac maratonow, publikowac zdjec i chwalic sie kilometrami. Ale bede dalej szukala nowych drog i sposobow. Nikt nie mowil, ze ma byc wygodnie. Zobaczymy, gdzie mnie nogi poniosa.
Pozdrawiam Cie serdecznie, Anna
PS. Plywanie na przyklad bardzo lubie, podobnie jak Ty, nie lubie basenow i ludzi w basenach. Tak juz mam. Ale to juz przelamalam i wracam na basen regularnie.
Trzymam kciuki, zeby i Tobie sie udalo!
Och nie, tylko nie biegać! To chyba najgorsze, co może mi się zdarzyć – gdy muszę…
Zdecydowanie jestem w tej kwestii po stronie Manna 😉
Cukinia wygląda kusząco 🙂
Zasadniczo mam podobnie i wlasnie dlatego musze sie przelamywac. Zreszta to dopiero poczatek 🙂
Buziaki
Anna
Jak zaczynałam biegać, to też nie lubiłam 🙂 w niedzielę pierwszy półmaraton, bo teraz już więcej niż lubię!
Gratuluje! To zapewne nie dla mnie, tym bardziej podziwiam i trzymam kciuki za niedziele 🙂
Anna
Oswojone zwyczaje i rytuały wprowadzają nas w poczucie bezpieczeństwa, w znany kokon, który może nie zawsze dobry, ale ZNANY. Chyba nie da się naprawde przeć do przodu, poznawać, doświadczać, bez wychodzenia z naszego kokonika. 🙂 Gratuluję więc!
Moją strefą komfortu było na przykład długie spanie, brak ćwiczeń – nie umiem, nie lubię, nie potrzebuję… Teraz poranki przed pracą trwają około 1,5 godziny żeby… codziennie poćwiczyć! I wcale nie żałuję tego kroku na przód.
Wow! Super! Szacun, naprawde.
Ja jestem typem skowronka, i tak sobie teraz pomyslalam, ze moze rzeczywiscie przeniose moje bieganie na rano??? Fajnie tak zaczac dzien. Moge wstac jeszcze wczesniej, w koncu o 5 ptaki spiewaja najpiekniej 🙂
Strefa komfortu niech nia sobie pozostanie, kazdy jej potrzebuje, ale badzmy tam raczej goscmi w naglych potrzebach niz stalymi, zblazowanymi bywalcami 🙂
Buziaki
Anna
:))
Ja wstaję około 5:40, ćwiczenia zajmują mi jakieś 20 minut, ale mam też czas na wspólne niespieszne śniadanie. I to jest fajne.
Jak nie masz problemu z rannym wstawaniem to pewnie, że przenieś bieganie na wtedy! Rześko rano jest, a ruch dodaje energii na cały dzień. I popołudnie wolne 😉
Idealnie napisałaś – bądźmy gośćmi 🙂
Buźka!