Listopad okazał się czytelniczo obfity w wyjątkowe kobiece postaci. Przy trzeciej z kolei lekturze (książki przedstawiam Wam w porządku czytania) zorientowałam się, że zupełnie nieświadomie zafundowałam sobie bardzo wyjątkową przygodę. I dałam się ponieść, co tu dużo mówić. Wzruszeń, refleksji i zachwytów było wiele. Ale o tym, poniżej.
„Święto ognia” Jakub Małecki, Sine Qua Non 2021
Chyba nic tak bardzo nie cieszy czytelnika, jak wiadomość o wydaniu nowej książki ulubionego autora. I choć na półce mam jeszcze dwie pozycje Małeckiego, których nie czytałam – chcąc dawkować sobie tę przyjemność, to po Święto sięgnęłam zachłannie. Po lekturze byłam jak zwykle – lekko sparaliżowana emocjami i refleksjami – choć tym razem – byłam wręcz porażona determinacją i siłą jednej z głównych bohaterek. Jedni powiedzą, że to po prostu opowieść, sprawnie napisana, konsekwentna, doskonale budująca napięcie i zmierzająca do zakończenia mniej lub bardziej przewidywalnego. I to z pewnością będzie prawda. Ale – jak to w przypadku Małeckiego, jej ładunek emocjonalny czyni z niej historię, wyjątkową i poruszającą. Ja musiałam po tej lekturze złapać oddech i dystans, nim sięgnęłam po następną.
„Tylko matka” – Roy Jacobsen (Cykl: „Ingrid Barrøy” (tom 4), Wydawnictwo Poznańskie 2021
Można oczywiście próbować oceniać każdy tom z osobna, co zresztą miało już tutaj miejsce. Pisałam na bieżąco o poprzednich tomach, za każdym razem pełna zachwytu. Dziś – przy okazji czwartego z kolei tomu mogę z pełną odpowiedzialnością napisać – jestem wstrząśnięta. Tym, jak potoczyła się ta opowieść i bolesnym losem Ingrid, głównej bohaterki. W tym tomie chyba najbardziej także uwidacznia się snuta jak dotąd dyskretnie w tle – opowieść o historii Norwegii, zachodzących w niej zmianach społecznych i cywilizacyjnych. Choćbyśmy byli nie wiem jak – samotną wyspą – historia, a czasami inni ludzie po prostu -znajdą do nas drogę i postawią w obliczu wyborów, których nie chcieliśmy dokonywać. Kiedy słyszę hasło skandynawski minimalizm – wcale nie mam od razu na myśli nurtów wnętrzarskich – ale twórczość Jacobsena przede wszystkim. I – jak zwykle w takich sytuacjach – zazdroszczę wszystkim, którzy jeszcze tej sagi nie czytali – przed nimi absolutnie wyjątkowa czytelnicza podróż.
„Kości, które nosisz w kieszeni” – Łukasz Barys, Wydawnictwo Cyranka 2021
O książce Barysa usłyszałam w pełnej zachwytów wypowiedzi ulubionego książkowego redaktora – Nogasia. I od razu wrzuciłam na listę zakupową. Właściwie – po lekturze – nie miałabym się o co z redaktorem spierać. Bo owszem – język ! zmysł obserwacji! narracja! – tak – wszystko to na najwyższym poziomie, świeże, soczyste, pełne wyrazu, malownicze, wielobarwne. I tylko – po zasłyszanych na temat książki superlatywach spodziewałam się czegoś więcej. Wybaczcie, bo to świetna literatura i naprawdę bardzo wyjątkowa, ale tak to już jest, gdy doznania nie dorównują wyobrażeniom. Absolutnie polecam – żeby było jasne. Boziu! Jak ja się plączę w zeznaniach. Trochę to zawiłe – więc może – przeczytajcie i opowiedzcie, jak Wasze wrażenia?
„Odeszło, zostało” – Jennifer Croft, Wydawnictwo Literackie 2021
To dobra lektura podróżna. Swobodnie można ją przerwać niemal w dowolnym momencie. Nienachalna, a jednak z poważnym ładunkiem emocji i refleksji. Nie do końca ten pełen dystansu i jednocześnie pewnej naiwności styl narracji mi podpasował, choć już dorastanie w cieniu chorego rodzeństwa był mi tematem dość dobrze znanym, a przez to oswojonym i rozpoznawalnym. Na najwyższą ocenę z pewnością zasługuje narracja – nazwałabym ją – fotograficzna. Pewne rzeczy dostrzegamy obserwując pierwszy plan, resztę dopowiadają krótkie zdania, pojedyncze słowa, niczym bohaterowie drugiego i trzeciego planu i już mamy obraz sytuacji.
„Strażniczka Słońca” – Maja Lunde Lisa Aisato (Cykl – Kwartet sezonowy (Lunde) tom 2) – Wydawnictwo Literackie 2021
Rok temu pisałam Wam o pierwszym tomie kwartetu sezonowego Lunde – Śnieżna siostra. Strażniczka Słońca ukazała się wiosną, zgodnie z zapowiedziami autorek, ale zupełnie świadomie zostawiłam ją sobie na okres Adwentu właśnie, by powrócić do świata magii duetu Lunde i Aisato w tak niezwykłym czasie, pomna przeżyć, które dostarczyła mi Śnieżna siostra. Paradoksalnie – opowieść o wiośnie i słońcu na przednówku zimy, to świetny pomysł. Eksplozja kolorów i kontrasty na mrocznych stronach opowieści, pobudzały krążenie i przysparzały policzkom rumieńców. Aż żal mi się robiło, że gdy ja byłam mała, takich książek nie było! Mądra to lektura, do wspólnego przeczytania z dziećmi, uwrażliwiająca, skłaniająca do myślenia, porywająca i refleksyjna. Jeśli coś jest w stanie zmienić postawy młodych ludzi w stosunku do otaczającego nas świata, to są to z całą pewnością książki z tego cyklu.
ciąg dalszy nastąpi …
Nie czytałam Jocobsena, trochę się boję, bo sagi skandynawskie kojarzą mi się z ciężkimi historiami. Ale zawsze mnie wciągają i ten strach to może bardziej przed tym, że mnie pochłonie kolejna seria😁 Przeczytam, Twoje polecenie mnie zachęciło.
PS. Piękna ta poduszka na zdjęciu z sagą
Aniu,
uświadomiłam sobie właśnie, ze w sumie chyba nigdy wcześniej nie czytałam ani jednej skandynawskiej sagi, ale wiem jedno – tej nie nazwałabym ciężką. Czy wciągającą? W jakimś sensie pewnie tak, ale w ogóle to nie ten typ narracji. Polecam Ci bardzo, spróbuj, zobacz i pamiętaj, że w sumie każda z części jest inna, daj im szansę…
A poduszka to marka – Dutch decor – może uda Ci się ją gdzieś złowić w internecie. Ja kupiłam ją na bol.com
Pozdrawiam serdecznie,
Anna