Sezamowa pasta dyniowa.

Myślę sobie czasami w szale pośpiechu i hałasie zabiegania, że przecież to wszystko nie może być aż tak ważne, jak nam się w danej chwili wydaje. Okazuje się, że w zachowaniu dystansu i odpowiednich proporcji najbardziej przydaje się umiejętność relatywizowania. Nie są ważne te wszystkie telefony, które wykonałam, a istotny ten jeden, na który być może nie znalazłam czasu.  (To usiądź, jak człowiek, na chwilę, w spokoju, i zadzwoń, rzuć wszystko inne, bo nie jest tego warte – mówię sobie wtedy.

Czy to, że spóźniłaś się 5 minut a nie 15, będzie miało jakiekolwiek znaczenie za tydzień, miesiąc, rok? Ok, zdarzają się sytuacje, że to właśnie te kilka minut okazuje się kluczowe. Ale ile spośród nich zdarza się każdego dnia? To zatrzymaj się na pomarańczowym. Rozejrzyj dookoła, uśmiechnij do kierowcy, który tuż obok, tak jak i Ty, został skazany na postój a teraz nerwowo kiwa głową wyrzekając na resztę świata…

A jeśli sobie odpuścisz i pójdziesz do kina, albo zatopisz w lekturze, zamiast siedzieć przed komputerem czy biegać po domu z odkurzaczem? Albo wyciągniesz się obok kota i jak on zajmiesz się zaklinaniem czasu? Co się wtedy stanie? Oprócz tego, że świat się zdąży zawalić ze 3 razy w tym czasie??? O ile Ty będziesz szczęśliwsza?

Tak często ostatnio utykam w korku, że w samochodzie trenuję cierpliwość aż po zadyszkę. Rozmyślam i rozmawiam ze sobą. I przede wszystkim, – relatywizuję. I wcale nie muszę przy tym słuchać audiobooków ani robić niczego pożytecznego. Układam w głowie teksty na blog, nowe przepisy i rozglądam się intensywnie, podziwiając fasady domów, matkę wiozącą na rowerze 2 dzieci, plamę cudnie karminowego poncza poruszającą się w stronę parku Leopold, kolejkę u Paula, plecy motocyklisty o takim samym kasku, jak Twój. Zawieszam spojrzenia na świecie wokół, niektóre zapinam klamerkami, zachowując jak wspomnienia, innym pozwolę trzepotać na wietrze aż do zapomnienia. Taka to poranna gimnastyka.

Bo przecież nie jest aż tak ważne, że się spóźnisz (wszak nie pierwszy to – i nie ostatni raz) ale, czy – zanim rzuciłaś się do biegu – dałaś buziaka na do widzenia komuś bardzo ważnemu w twoim życiu…

Mam nadzieję, że jeszcze Wam się ten dyniowy taśmociąg w moim wydaniu nie znudził… Dziś proponuję Wam przygotowanie pysznej pasty dyniowej z tahini. Z szacunku dla wyznawców hummusa nie nazwę jej w ten sposów, choć pewnie i Wam się takie określenie narzuca… Jak zwał tak zwał, to świetny sposób na resztki dyniowego puree, z którym nie bardzo wiadomo, co zrobić. Polecam!

 

Sezamowa pasta dyniowa

Składniki:

200 g dyniowego puree

3-4 łyżki tahini

1 duży ząbek czosnku

sól, pieprz, szczypta kuminu, cynamonu, kolendry i gałki muszkatołowej

1 łyżka oliwy

sok z cytryny do smaku

ziarna granatu, żwieża kolendra i pestki dyni – do podania

 

Przygotowanie:

  1. Ząbek czosnku wstępnie posiekany rozcieramy w możdzieżu z solą.
  2. Dodajemy puree dyniowe i oliwę, mieszamy następnie 2 łyżki tahini i przyprawy.
  3. Łączymy i doprawiamy, dodając jeszcze stopniowo tahini i ezentualnie przyprawy, na końcu sok z cytryny.
  4. Podajemy.

 

Smacznego!

3 comments Add yours
  1. Ja tam zawsze wiem, co zrobi z resztkami dyniowego puree 😉
    Też stoję w korkach, a nawet jak nie stoję, tylko jadę, to też dużo rozmyślam… I masz rację – to idealny czas na wymyślanie nowych przepisów i układanie postów na bloga. Szkoda tylko, że większość z nich i tak później zapominam…

    1. Juz troche mialam dosyc korkow i przerzuciam sie teraz na pociag 🙂 przynajmniej ksiazke moge w podrozy poczytac 🙂

      Buziaki

      Anna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *